Dziedzictwo (Mniszkówna, 1930)/2. września

<<< Dane tekstu >>>
Autor Helena Mniszek
Tytuł Dziedzictwo
Wydawca Wielkopolska Księgarnia Nakładowa Karola Rzepeckiego
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Rob. Chrześc. S.A.
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
2. września.

Wczoraj eksportacji Paschalisa towarzyszyły nieoczekiwane tłumy ludzi. Była to istna manifestacja, której się nie spodziewałem. Zdaje mi się jednak, że, niestety, nie chodziło tu głównie o złożenie hołdu zmarłemu, ale o zobaczenie mojej osoby, a zapewne i babki Zatorzeckiej.
Setki spojrzeń czułem na sobie. Ja i babka byliśmy przedmiotem ogólnej uwagi. Ani mnie, ani jej tembardziej, nie było to przyjemnem, lecz wyszła z próby z godnością. Do zamku jednak prócz nas dwojga, miejscowej służby i księdza nikt nie wszedł więcej.
Z murów, w których Paschalis spędził właściwie całe swoje życie, wynieśliśmy go we czterech: ja z Krzepą i Korejwo z Bogdziewiczem. Babka szła za nami sama, za bramę zamkową, gdzie czekał na nią powóz.
Okrutną wprost w tej chwili kakofonją była muzyka Gabrjela. Głuchy na moje prośby, by uszanował ten moment uroczysty, grał jakieś fugi, warjacje huczne, którem i rozbrzmiewał cały dziedziniec zamkowy i które wpadały bestjalskim akompanjamentem w monotonne melodje śpiewów rytualnych. Wszyscy obecni spoglądali w okna pawilonu, otwarte urągliwie, z zabobonną trwogą i niepokojem. Było to rzeczywiście demoniczne skojarzenie dźwięków, jakby akord piekielny do śpiewów i modłów żałobnych.
Na trakcie ujrzałem po bokach tłumu parę ekwipaży z dworów ziemiańskich. Czy i tych wiodła ciekawość?...
Wśród tłumów, bezpośrednio za zwłokami, niesionemi przez nas, na zmianę ze służbą dworską, jechała babka Zatorzecka w odkrytym powozie, chłodna, sztywna, obojętna, zda się, jak blok skalny. Twarz jej blada była twarzą posągu. Głębiny jej oczów jak dwa odkryte groby...
Gdy już umilkło z oddali echo muzyki Gabrjela, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą... i cisza zaległa majestatyczna, tem więcej posiadająca w sobie powagi, że nastąpiła po poprzednim chaosie bluźnierczym. Mąciły ją tylko przerywane tony pieśni, jakby już pozamogilnej i chrzęst masy nóg ludzkich po żwirowanej drodze.
Donieśliśmy Paschalisa aż do kościoła... Wieczór już był ciemny, gdy wracałem z babką w powozie. Gdy zatroszczyłem się o nią, czy nie zmęczona, odrzekła mi serdecznie:
— Nie, Romku, to już wszystko lżejsze do zniesienia. Gdy się przebyło moment ukrzyżowania duchowego, wówczas pręgierz ludzkich, biczujących spojrzeń mniej boli...
Dziś rano złożyliśmy do podziemi w mauzoleum rodzinnem wiernego sługę i przyjaciela Pobogów.
Śpij spokojnie udręczony starcze, i niech ci sny zaziemskie wynagrodzą twoją mękę tyloletnią, w zamku ponurym, gdzie oczekiwałeś swoich panów z wielkiem umiłowaniem w stęsknionej duszy, i gdzie, schodząc do grobu, powitałeś wreszcie Poboga.
Po pogrzebie oboje z babką odwiedziliśmy grób ś. p. Krzysztofa Hradec Hradeckiego. Opowiedziałem już babce poprzednio historję księdza Halmozena.
Złożyłem wieniec na skromnej, zapomnianej mogile dziada mojej Tereni i... usłyszałem szum odwiecznych platanów Sławohory, które tu, nad tę mogiłę, zdają się chrzęst swój i serce przenosić.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Helena Mniszek.