Dzieje Baśki Murmańskiej/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzieje Baśki Murmańskiej |
Podtytuł | Historja o białej niedźwiedzicy |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1925 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Zanim Warszawa ujrzała ją na Placu Saskim, dzieje żywota jej były epickie, jak wędrówka »kaniowczyków«[1] do kraju przez Murmań[2], a rozgrywały się na tle egzotycznem, tam gdzie foki są czemś tak rozpowszechnionem, jak w Polsce zwyczajne prosięta, gdzie zamiast Maćkowej gruszy moroszka z klukwą[3] rośnie, niewiasty zaś paradują w spodniach z futra i, nigdy się nie myjąc, wysmarowane zawsze tranem rybim, lśnią się na glanc.
Bohaterka mej opowieści urodziła się na Oceanie Lodowatym, o 250 mil morskich od zaśnieżonego lądu, na wielkim złomie kry, płynącej niby tratwa kryształowa z powolnym prądem mórz podbiegunowych.
Wydała ją na świat wspaniała macierz, królewski okaz białej niedźwiedzicy, mającej 2m. 69 cm. wzrostu od nosa do ogona, a od ogona do nosa — drugie tyle, i porosłej śliczną, śnieżną sierścią, podobna do bujnego runa kóz angorskich.
Tak się złożyło, że Niedźwiedziówna (w pół roku potem przez legjonistów polskich nazwana Baśką), ojca swego nigdy nie poznała.
A był to niedźwiedź osobliwy.
Miał w sobie coś z nieuleczalnych tęsknot Robinzona, coś niecoś z odkrywczych ambicyj Kolumba. Macierz Baśki nie potrafiła swego małżonka do siebie przywiązać. W starym niedźwiedziu drgała niepoczciwa żyłka obieżyświata, pokutował w nim wielki nicpoń i niebywały leń. Jak na bestję polarną[4] był to stanowczo za duży kawał romantyka i fantasty.
Posiadał siłę niezwykłą, więc gdyby chciał, mógłby sobie polować na młode wieloryby. Stale jednakowoż włóczył się o głodzie, bo wbrew zwyczajom rodowym i plemiennym, całkiem nie uśmiercał fok, będących dla niedźwiedzi białych pożywieniem głównem, lecz zaczajał się dlaczegoś na lotne mewy. Wywiesiwszy ze zmęczenia półłokciowy jęzor szkarłatny, z pyskiem do nieba zadartym, krwiożerczo kłańcając[5] paszcza straszliwą, godzinami całemi ścigał kulejącym cwałem te ptaki, z żadnym, oczywista, skutkiem. To też jego pokarm powszedni składał się zazwyczaj z rozmaitej zdechlizny morskiej, którą ocean w czasie przypływu na brzeg wyrzuca.
Tym oto trybem zbiegało ojcu Baśki pomylone jego życie. Aż zdarzyła się chwila, gdy do połowicy swej poczuł taką abominację nieznośną, a zarazem wezbrało w nim tyle nagłej, porywczej, iście bestjalskiej tęsknoty do samotnej włóczęgi na przełaj, wszystkiemi morzami polarnemi, — że z kry, na której podróż poślubną odbywali, spełzł cichcem do morza i dał stułokciowego nura.
A gdy łeb z wody wynurzył, to nie obejrzawszy się nawet, popłynął, gdzie oczy poniosą, z rozsadzającym włochatą pierś porykiem zwierzęcego szczęścia. A parskał raz po raz, niby ochoczy koń w biegu, na dobrą wróżbę.
I prujac z łatwością olbrzymiem cielskiem bałwany morskie, nakształt torpedy idącej pierwszym impetem, płynął wprost do północnego bieguna.
Bo mu się tak spodobało.
Tyle go widziano.
- ↑ Kaniowczycy — żołnierze legjoniści z brygady Karpackiej, którzy przebili się pod wodzą brygadjera Hallera przez szeregi prusko-austrjackie w roku 1918 i przeszli na Ukrainę. Tam przez Niemców osaczeni zdradziecko i pobici pod Kaniowem.
- ↑ Murmańskie wybrzeże w Rosji północnej na półwyspie Kola nad Oceanem Lodowatym.
- ↑ Miejscowe nazwy żórawiny i dzikiej maliny.
- ↑ polarny — biegunowy, mający styczność z którymś z biegunów ziemskich.
- ↑ kłańcając — kłapiąc.