Dziennik podróży do Tatrów/Z góry Groń. Meteorologia góralów
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dziennik podróży do Tatrów |
Wydawca | B. M. Wolff |
Data wyd. | 1853 |
Druk | C. Wienhoeber |
Miejsce wyd. | Petersburg |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały rozdział Cały tekst |
Indeks stron |
Nigdy jeszcze Tatry nie wydały mi się tak wyraźnie, tak okazale, tak blisko jak dzisiaj, z téj wysokości. A im wyżéj postępuję, tém bardziéj płaszczą się podnóżne ich przedgórza, one zaś, jakby chciały przybrać postać okazalszą, podnoszą się, rosną, zdają się podchodzić ku mnie. Zdumiewam się mimowolnie widząc je tak blisko siebie, owe góry co są o kilka mil odemnie.
W pierwszém złudzeniu o małobym się nie podjął policzyć drzewa rozsypane po nich; o małobym nie oznaczył kwadratową przestrzeń każdego płatka ich śniegów. Owa ogromna szerokość Nowotarskiéj doliny, zwinęła się w głęboki wąski rozdół, jéj lasy zamieniły się w ciemne plamki na dnie jego, Dunajec w taśmę blasku. Zmniejszyło się co podemną, rozszerzyło się co przedemną.
Skutek to wysokości mego stanowiska a jeszcze więcéj przepowiednia bliskiego deszczu, według meteorologji góralów, a można być pewnym że się nie mylą. Mogę im przyświadczyć z własnego mego doświadczenia przez ten krótki czas pobytu w górach. Wiele razy miały nadejść dni deszczowe, przejrzystość powietrza podwajała się, a wszystkie przedmioty zbliżały się do oka na podziw. Powietrze zamieniało się w szkło przybliżające i powiększające. Z resztą zjawisko to nie jest do niewytłómaczenia.
Co mnie zawsze rwało w stronę ludu prostego, to ten jego związek z przyrodą niby martwą, owo ich porozumiewanie się wzajemne. Rozrzewniają mię nieraz dowody miłości któremi stworzenie niższe odpłaca wieśniakowi jego miłość dla siebie. Raz, w jednéj z moich podróży, wypadło mi zajechać na noc do chłopa; było to zimą, w mróz trzaskący, jak powiadają. Śród pogadanki z gospodarzem dotknąłem mrozu, który mi był nie na rękę, obawiałem się jeszcze silniejszego nazajutrz. — «Niech pan będzie spokojny! odpowiedział mi wieśniak, jutro będziem mieli odelgę. A kiedym go spytał: skąd to wie? moja lipa gwiżdże! odpowiedział mi znowu. Prosiłem o wyjaśnienie i dowiedziałem się, że ta lipa, którą zapewne uważałem przy jego chacie, przepowiada mu wszelką zmianę pogody. Jeżeli huczy głucho a silnie, to znak ogromnéj burzy; kiedy puszcza z siebie jakby wystrzały, to silny mróz przybliża się; a zapowiada odelgę, kiedy gwiżdże różnemi głosami. W rzeczy saméj nazajutrz rano przekonałem się, że lipa prawdziwie wróżyła; w nocy mróz przeszedł i odbywałem w cieple dalszą drogę.
Na Ukrainie znałem wieś, któréj barometrem był las pobliski. Z szumu tego lasu wiedziano o kilkanaście godzin wszelką zmianę pogody.
W Mikołajowicach pod Tarnowem, a zapewne i w całéj téj okolicy, pewni są zmiany powietrza, kiedy pod zachód słońca, strona nieba od Węgier przybiera pewien blask złotawo-różowy: nazywa się to u mieszkańców: zorzą Węgierską.
Górale Podhalanie, zamknięci jeszcze bardziéj niż inni w pewném kole, mają może więcéj niż inni podobnych przepowiednych znamion. Zapisałem sobie niektóre.
Kiedy wąż grzechoce, kiedy bociany krążą nad Nowotarską doliną, kiedy się Tatry przybliżają, kiedy Babia-góra zaczyna chmurzyć się, albo jak góral mówi: «czepek nadziewa» to są znaki pewnego deszczu.
Chmura od północy lub południa przynosi grad w okolice Nowegotargu.
Wielka powódź nastąpi, kiedy mgła bardzo przezroczysta, woniejąca siarką, zalegnie powietrze, albo kiedy się napotyka węże wyłażące na drzewa.
Podobnych przepowiedni jest bezwątpienia więcéj i na wszystkie przypadki. Lud z téj strony zasługuje na zbadanie. Jest to jego strona wysoce poetyczna, bo poetyczna rzeczywistością, wtajemniczeniem się ludu w życie przyrody rodzinnéj, spółżycie z nią głębokie, ścisłe, duchowe. Ale ta poezja, jak wszelka we wszystkiém poezja, nie zdobywa się tak łatwo. Choćbym i wiedział jak ją zdobyć, nie mógłbym tu, przez szczególne moje położenie, zastosować mojéj wiedzy, chyba w cząstce nic prawie nie znaczącéj. Nie wątpię że się znajdą szczęśliwsi odemnie.
Lud tutejszy ma jeszcze osobny rodzaj znaków przepowiadających nadzwyczajne wydarzenia, klęski publiczne. Trwoży się on kiedy np. śpiew koguta podobny jest do płaczu dziecka, albo do miauczenia kotów, lub ma w sobie inne tony niewłaściwe jemu; kiedy także znajdzie się kogut niemający w ogonie szóstego piórka.