Dzika kobieta i wypieszczona dama

<<< Dane tekstu >>>
Autor Charles Baudelaire
Tytuł Dzika kobieta i wypieszczona dama
Pochodzenie Drobne poezye prozą
Wydawca Księgarnia D. E. Friedleina, E. Wende
Data wyd. 1901
Miejsce wyd. Kraków, Warszawa
Tłumacz Helena Żuławska
Tytuł orygin. La Femme sauvage et la Petite-Maîtresse
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XI.
DZIKA KOBIETA I WYPIESZCZONA DAMA.

Zaiste, moja kochana, męczysz mnie bez miary i litości; gdyby kto słyszał twoje westchnienia, powiedziałby, że cierpisz więcej niż sześćdziesięcioletnie zbieraczki kłósków i stare żebraczki, które zbierają skórki z chleba przed drzwiami gospody.
Gdyby przynajmniej twoje westchnienia były oznaką wyrzutów sumienia, robiły by ci jakiś zaszczyt; ale one wyrażają tylko sytość wygody i nadmiar spoczynku. A dalej rozwlekasz się ustawicznie w niepotrzebnych słowach: „Kochaj mnie bardzo! ja tego tak potrzebuję! Pociesz mnie teraz — popieść mnie znowu!“ Czekaj! spróbuję cię uleczyć; może znajdziemy środek za dwa soldy, na kiermaszu, nie idąc bardzo daleko.
Przypatrzmy się dobrze, proszę cię, tej mocnej klatce żelaznej, w której rzuca się wyjąc jak potępiony, wstrząsając prętami jak orangutan zrozpaczony wygnaniem, naśladując świetnie koliste skoki tygrysa, lub ciężkie drepcenie białego niedźwiedzia, ten potwór kosmaty, którego kształty są trochę podobne do twoich.
Ten potwór jest jednem z tych zwierząt, do których się mówi powszechnie „mój aniele!“ to znaczy kobietą. Drugi potwór, ten co krzyczy na całe gardło, z pałką w ręku, jest jej mężem. Zamknął swoją prawowitą małżonkę jak zwierzę i pokazuje ją w dnie jarmarczne po przedmieściach, rozumie się za pozwoleniem władzy.
Uważaj dobrze! Patrz z jaką ona żarłocznością (może nawet nieudaną!) rozdziera żywe króliki i wrzeszczący drób, który jej rzuca dozorca. „Hola! powiedział, nie trzeba zjadać całego zapasu w jednym dniu“; i po tem mądrem słowie wyrywa jej okrutnie zdobycz, której wnętrzności zmotane wiszą jeszcze przyczepione do zębów tego dzikiego zwierza... kobiety — chciałem rzec.
Hej-że! porządny raz pałką dla uspokojenia, bo oto błyska straszliwemi oczyma z chciwością za wydartem pożywieniem. Wielki Boże! ta pałka nie jest od zabawki; czy słyszałaś odgłos ciała, mimo przyprawionych kudłów? To też ślepia aż ze łba jej wyłażą i ryczy teraz naturalniej. Od wściekłości iskrzy się aż cała jak żelazo na kowadle.
Takie są małżeńskie zwyczaje tego dwojga potomków Adama i Ewy, tych dzieł Twoich rąk, o mój Boże! Ta kobieta jest niezaprzeczenie nieszczęśliwa, chociaż przy tem wszystkiem, może łechcące rozkosze sławy nie są jej obce. Są nieszczęścia, którym trudniej zaradzić — i więcej niepowetowane. Ale ona w świecie, w który rzucona została, nie mogła nigdy myśleć, że kobieta zasługuje na inny los.
A teraz pomówmy o sobie, drogi klejnocie! Widząc piekła, których świat jest pełen, cóż chcesz abym myślał o twojem ładnem piekiełku, ty, co przeciągasz się tylko na tkaninach tak delikatnych, jak twoja skóra, co jesz tylko gotowane mięso, z którego zręczny służący stara się wykroić najlepsze kawałki dla ciebie?
I co mogą znaczyć dla mnie wszystkie te drobne westchnienia, któremi wzbiera twoja wonna pierś, tęga kokietko? I cała ta przesada wzięta z książek, i ta niezmordowana melancholia, zdolna raczej natchnąć widza każdem innem uczuciem, niż litością? W istocie, przychodzi mi czasem ochota dać ci poznać, co to jest prawdziwe nieszczęście.
Widząc cię tak, ty delikatna piękności, z nogami w błocie a z oczyma wzniesionemi mglisto ku niebu, jak gdybyś wyczekiwała stamtąd jakiego królewicza, rzec by się chciało zaiste: młoda żaba wzywająca ideału. Jeżeli pogardzasz szczurkiem (którym ja teraz jestem, jak wiesz dobrze), to strzeż się niedźwiedzia, który cię porwie, zgryzie i zabije dla swej przyjemności!
Chociaż jestem poetą, nie jestem tak zaślepiony, jakbyś sobie ty tego życzyła, i jeżeli mnie będziesz męczyć za często swojemi wytwornemi płaksami, będę się z tobą obchodził jak z kobietą dziką, albo wyrzucę cię przez okno, jak próżną flaszkę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Charles Baudelaire i tłumacza: Helena Żuławska.