Dzwonek świętej Jadwigi/Akt II (Odsłona 4)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Dzwonek świętej Jadwigi |
Wydawca | Karol Miarka |
Data wyd. | 1910 |
Miejsce wyd. | Mikołów — Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Żebrak. Przychodzę ostatni raz do ciebie, świątynio Pańska, któraś mi tem droższa. żeś poświęcona św. Jadwidze, patronce narodu polskiego. Nie spodziewałem się, że w głównem mieście państwa niemieckiego znajdę polskie nabożeństwo i tak wielką liczbę wiernych rodaków, którzy się odznaczają silnem przywiązaniem do wiary i Ojczyzny. Słońce zaszło na pogodnem dzisiejszem niebie, i mnie już zachodzi na widnokręgu pochmurnego życia. Zdala słychać wrzawę uliczną, lecz tu około świątyni błogi panuje spokój. Dobrze tu spoczywać i pomodlić się do świętej Patronki, aby mnie do ojczystej ziemi szczęśliwie doprowadziła. (Usiada na schodach i szepce różaniec).
Kazimierz. Los mój rozstrzygniony. Przykry to dla mnie krok stanąć przed pastorem i kazać się wpisać za członka wiary, której się w sercu wyrzekam. Darmo, danego słowa Lehmanowi i Herminie złamać nie mogę, zresztą pocieszam się nadzieją, że wkrótce po weselu nawrócę moją żonę.
Żebrak. Błogosławieni rodzice, którzy tak pobożnego wychowali młodzieńca, błogosławiony syn, który wśród zgiełku wielkiego miasta zacheował nieskalane uczucie swej wiary. Kiedy wiernym jesteś Najświętszej Pannie, nigdy cię nie wypuści ze Swej macierzyńskiei opieki.
Kazimierz. (słysząc te słowa, z przerażeniem zakrywa twarz dłońmi). Ja nieszczęśliwy! Właśnie chciałem iść wyrzec się Najśw. Matki. O jak mogłem zapomnieć prośb moich rodziców, upomnienia pobożnej matki, która najdroższy swój klejnot zawiesiła mi na szyi, a św. Relikwię tak szkaradnie obrazić?! Dzięki ci, staruszku, którego mi pewnie Opatrzność zesłała jako Anioła Stróża, aby mnie zatrzymał nad grożącą przepaścią. Kto jesteś, czcigodny starcze?
Żebrak. Nie jestem Aniołem. biednym tylko tułaczem, który powraca z sybirskiego grobu, aby na ojczystej ziemi złożyć swoje kości. Już drugi rok wędruję z Tobolska, gdzie przez 4 lata pracowałem w podziemnem więzieniu kopalń sybirskich. Czy możesz pojąć moją tęsknotę za słońcem, za rodzinną ziemią i za jedynem dzieckiem, które zostawiłem w obcych rękach i nie wiem, co się z niem dotąd stało. Widzę, żeś moim rodakiem, skądże pochodzisz, poczciwy młodzieńcze?
Kazimierz. Niegodzien jestem, abyś mnie poczciwym nazywał, nazwij mnie wyrodnym synem.
Żebrak. Kto jak ty na głos dzwonka nie zapomina o Najśw. Pannie, tego nie mogę nazywać wyrodnym synem. Prędzej przypuszczam, że ciężkie nieszczęścia zakołatały do twej duszy.
Kazimierz. Słuchaj, a osądź. Gdy mnie pobożni rodzice wysyłali z domu, troskliwa matka obdarzyła mnie cudowną pamiątką, którą od kilku wieków zachowuje rodzina jako świętą relikwię (wyjąwszy szpinkę, oddaje ją żebrakowi). Oto odbierz ją ode mnie, bom niegodzien nosić obrazu Matki Częstochowskiej, której się zaparłem.
Żebrak. Czy nie znasz pieśni o tej św. Pani?
Choćby matka własne dzieci
Opuściła z swej pamięci,
Ty o nich nie zapominasz,
Miłość matek Ty przewyższasz.
Śpiesz się do Niej, z otwartem i czeka na ciebie rękoma.
Kazimierz. Niegodny jestem Jej łaski. Pobożna matka ze łzami mnie prosiła, abym nigdy nie zapominał o obecności Boga i kochał wiarę, jako
najdroższy skarb życia. Ja o wszystkiem zapomniałem, a dla marnej mamony wyrzekłem się wiary ojców! Właśnie byłem na drodze do pastora, aby przestępstwo moje pismem potwierdzić.
Żebrak. Nie wydajesz się być tak chytrym skąpcem, żebyś dla bogactwa porzucił wiarę.
Kazimierz. Jedynaczka bogatego fabrykanta oczarowała mnie i dla niej gotów byłem nawet duszę zaprzedać.
Żebrak. I cóż teraz uczynisz?
Kazimierz. Porzucam wszystko, pójdę w daleki świat, do Ameryki.
Żebrak. Abyś niezagojony cios zadał twoim rodzicom?
Kazimierz. Jakże się usprawiedliwię przed niemi?
Żebrak. Synu! nie znasz serca rodziców; ono zawsze gotowe do przebaczenia nawracającemu się dziecięciu.
Kazimierz. (ściskając kolana starca). Ojcze, bądź moim przewodnikiem.
Żebrak. Uciekaj stąd do rodzicielskiego domu, tam na ich łonie znajdziesz utracony spokój. Gdzież mieszkają twoi rodzice?
Kazimierz. Na Górnym Śląsku.
Żebrak. Szczęśliwe zdarzenie, bo i ja ciągnę w te strony szukać poczciwej rodziny, której oddałem moje jedyne dziecię.
Kazimierz. Chodź ze mną ojcze. Jutro pierwszym pociągiem udamy się w podróż. (Odchodzą, zasłona spada).