<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Eliksir młodości
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 10.3.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Impertynencka wizytówka

Gdy Raffles wraz ze swym towarzyszem znalazł się na poziomo komórki przylegającej do gabinetu doktora Knoxa, zabrał się przede wszystkim do uruchomienia windy. Wyciągnął z kieszeni swej sznur, przywiązał nim mocno windę do poziomu. Następnie podpalił drugi koniec grubego ciężko palącego się sznura.
— Nie powinni się na mnie żalić. Sznur spali się i za jakąś godzinę będą mogli ruszyć z gabinetu. Mam pewien pomysł: może byśmy odnaleźli nasze domina i zabawili się na balu?
Obaj przyjaciele powrócili do pralni, znaną im drogą odnaleźli zostawione tam domina, pochowali pieniądze oraz złoto i przez park skierowali się w stronę oświetlonego pałacu.
— Nie ulega wątpliwości, że odnajdziemy naszego przyjaciela Baxtera w bufecie.
Sławny inspektor ledwie trzymał się na nogach. Raffles znalazł się tuż obok niego i trącił się z nim po przyjacielsku kielichem. Baxter spojrzał na niego pół przytomnym wzrokiem. Raffles szybko wyciągnął z kieszeni wizytówkę, napisał na niej kilka słów wcisnął ją w lewą rękę inspektora. Baxter nie zwrócił początkowo na ten manewr uwagi. Dopiero gdy wyciągnął lewą rękę aby sięgnąć po smakowicie wyglądające udo homara, zorientował się, że ma coś w ręku.
Zwrócił się ostro do stojącego w pobliżu jakiegoś młodego człowieka.
— Jak śmiał pan odważyć się na podobnie niesmaczny żart? — natarł nań ostro.
Bogu ducha winny młodzieniec spojrzał nań ze zdumieniem:
— Tak — zawył obrażony Baxter. — Jak śmiał mi pan wcisnąć coś bez mojej wiedzy do ręki? Jestem inspektorem policji... Żądam wyjaśnienia!
— To przekracza wszelkie granice — zawołał młody człowiek. — Co za karta? O niczym nie wiem. Czy pan oszalał?
W jednej chwili otoczyło ich grono ciekawych, Charley i Raffles znajdowali się w pierwszych szeregach i zacierali ręce z uciechy.
Kawał udał się znakomicie.
Zaciekawione maski i domina zapytywały się nawzajem, jakie było tło nieporozumienia. Nikt nie potrafił dać właściwej odpowiedzi. Baxter z wściekłością rzucił kartę na ziemię.
Jakieś domino, a był nim Charley Brand, podniosło ją z ziemi.
— Oto karta — rzekł wręczając ją Baxterowi z ukłonem.
Baxter zaczerwienił się jeszcze mocniej. Ponieważ wypił olbrzymie ilości alkoholu, wszystko wirowało mu przed oczyma i nie mógł rozróżnić liter.
— Oto ona... — rzekł — oto dowód rzeczowy.... Nareszcie przekonamy się kto jest tym bezczelnym osobnikiem, który odważył się wręczyć mi swą wizytówkę bez zezwolenia!... Kto odważył się przeszkodzić urzędnikowi państwowemu w pełnieniu jego funkcji! Jakem Baxter, pokażę mu czym to pachnie, wynajdę go, choćby się ukrył przede mną pod ziemią. Wytrzeszczył oczy zamglone nadmiarem alkoholu i po raz wtóry przyjrzał się kartce papieru.
Nagle wargi jego zadrżały i rzucając dokoła przerażone spojrzenie opadł bez sił w ramiona najbliżej stojących.
Widzów ubawił ten przypadek.
Dziesiątki rąk wyciągnęły się ku niemu. Zewsząd padały okrzyki:
— Cóż się stało, inspektorze?...
Powstał zamęt nie do opisania.
— To on... To on... — mamrotał Baxter.
Nagle wyrwano mu kartę z rąk i w parę chwil później okrzyki przerażenia zastąpiły wesołe salwy śmiechu.
— Raffles... Raffles...
— Raffles jest pomiędzy nami...
— Tajemniczy Nieznajomy ukrył się w pałacu...
— John Raffles jest na balu...
Wszyscy krzyczeli, przerażeni.
Jakiś młody człowiek wskoczył na krzesło i zawołał na cały głos:
— Raffles jest na balu maskowym.
Kilka ciekawych kobiet zbliżyło się do młodzieńca, trzymającego w ręce kartę wizytową.
Biedny Baxter nie mógł przeszkodzić odczytaniu na głos treści listu. Był zgnębiony i całe jego podniecenie pijackie znikło bez śladu.
Grono gości otoczyło młodzieńca trzymającego kartę. Wobec licznych próśb zamaskowany młodzieniec począł czytać na głos treść listu, który Tajemniczy Nieznajomy przesłał swemu serdecznemu przyjacielowi Baxterowi.

John C. Raffles ma zaszczyt zakomunikować Panu, że dzisiejszego wieczora, podczas gdy Pan zabawiał się w bufecie, opróżnił kasę doktora Jamesa Knoxa, zabierając z niej około dwóch milionów funtów. Doktora wraz z jego synem oraz doktorem Redmielem, detektywem Marholmem i policjantami, znajdzie pan zamkniętych w laboratorium sławnego cudotwórcy. Wskazany jest pośpiech, bowiem inaczej wyjdą oni sami i nie będzie pan miał okazji powitania ich na progu.
Jestem szczęśliwy, że zwiedziłem jaskinię tego oszusta, gdzie produkował swe podejrzane leki, sprzedawane później na wagę złota. Inspektor Baxter zaprowadzi was do miejsca, gdzie znajdą się ci zacni ludzie. Trzeba udać się najpierw do gabinetu doktora, następnie wejść do małej komórki, znajdującej się tuż obok. Stamtąd już prowadzi prosta droga do podziemnego laboratorium. Wystarczy krzyknąć głośno, a uwięzieni dadzą wam odpowiedź. Detektywowi Marholmowi, najdzielniejszemu ze wszystkich, życzę powodzenia
i kreślę się z poważaniem
John C. Raffies.

Baxter oprzytomniał. Jedynym skokiem znalazł się poza salą balową i rzucił się do drzwi frontowych aby zaalarmować wszystkich policjantów znajdujących się na służbie. W niesłychanym zamieszaniu wszyscy ci, którzy znali drogę, ruszyli w kierunku gabinetu doktora Jamesa Knoxa. Przybyli tam akurat w chwili, gdy Marholm, widząc, że mechanizm windy funkcjonuje, wsiadł do klatki i wydostał się na powierzchnię. Była to chwila niezapomniana. Doktór Knox, pogrążony jeszcze w uśpieniu, został natychmiast przeniesiony do swego pokoju i ułożony na łóżku.
Marholm, nie wdając się w żadne dyskusje, rzucił się w kierunku wyjścia, gdzie natknął się oczywista na zdyszanego Baxtera.
Wszelkie wysiłki były próżne. Dalsze poszukiwania nie dały żadnego rezultatu. W chwili, gdy młody człowiek głośno odczytywał list, Raffles wraz ze swym przyjacielem Charley Brandem uciekli korzystając z ogólnego zamieszania. Bez żadnych przeszkód wydostali się na ulicę.
Szybkim krokiem skierowali się w stronę postoju taksówek i rzuciwszy bylejaki adres, ruszyli z miejsca. Następnie wysiedli z taksówki i wsiedli do innego auta, aby zmylić pogoń.
Złoto i pieniądze zawinęli w swe czarne domino i raz jeszcze zmieniwszy środek lokomocji, skryli się w bezpiecznej willi lorda Listera na Regent Park.

W kilka dni później pisma londyńskie rozpisały się szeroko o ostatnim wyczynie Johna C. Rafflesa. Zapanowało ogólne zdumienie.
Jeszcze nigdy dotąd policji londyńskiej nie dostały się tak bolesne cięgi za jej nieudolność.
Ponieważ nikt jeszcze nie wiedział o ciemnych sprawkach doktora cudotwórcy i o jego prawdziwym charakterze — ograniczono się tylko do pełnej ironii krytyki policji i do omawiania z podziwem śmiałych czynów Rafflesa. Przypomniano przy tej okazji niektóre z jego dawniejszych wypraw i podkreślano jego zręczność, poczucie humoru oraz pewną sprawiedliwość, przejawiającą się w tym, że zawsze występował przeciwko ludziom, którzy w sposób nieuczciwy doszli do majątku.
W dwadzieścia cztery godziny po pierwszym artykule „Times“ otrzymał grubą kopertę, zawierającą dokładny opis całego wypadku oraz fotografie listów dziękczynnych, rzekomo pisanych przez wybitne osobistości do doktora Knoxa.
Ponieważ listy te były fałszywe, osoby te zaprotestowały gorąco. Wybuchł skandal, który trudno było stłumić.
Baxter musiał udać się raz jeszcze do pałacu doktora Knoxa, aby przesłuchać go w charakterze oskarżonego o fałszowanie listów i korzystanie z fałszywych dokumentów.
Do procesu co prawda nie doszło, ponieważ doktór liczył wielu przyjaciół w sferach wpływowych. Formuły jego środków leczniczych zostały jednak opublikowane w „Timesie“ i cała Anglia zaczęła się bawić jego kosztem.
Doktór Knox stracił nietylko swój majątek, ale również i reputację.
Piękna Lizzi, opuszczona przez lorda wyszła za mąż za doktora Redmiela.
Nie trzeba dodawać, że stary Fred, ukryta sprężyna tych wszystkich wypadków, otrzymał od swego pana oprócz przyrzeczonych 5 funtów bardzo piękne pieniężne odszkodowanie.

Koniec.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.