Encyklopedja Kościelna/Biczownicy
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom II) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Biczownicy (Flagellantes). Bicz, dyscyplina, albo rózga, narzędzia kary u Rzymian, stały się narzędziem pokuty u chrześcjan. O użyciu biczowania w tém znaczeniu ob. Umartwienie. Tutaj mówimy o stowarzyszeniu biczowników, inafczaj flagellatores, flagellarii zwanych, którzy od miasta do miasta szli procesjonalnie, zwykle obnażeni do pasa, często z głową zasłoniętą dla niepoznania, z dyscypliną w ręku, lub obwiązanym w około pasa biczem, złożonym z 3 lub 4 rzemyków skórzanych, zakończonych kuleczkami, lub ostremi końcami żelaznemi. Chorągiew lub krzyż poprzedzał ten orszak, którego przewodnik postępował na czele, często otoczony zakonnikami i innemi osobami. Wszyscy biczownicy nosili krzyże czerwone, wyszyte na kapeluszach lub na odzieniu, zkąd nazywano ich także krzyżowcami, cruciferi, crucifratres. Wzywali wiernych do połączenia się z ich orszakiem, a tłumy wzrastały niekiedy do tysiąca osób. Każdy biczownik był obowiązany przebyć w towarzystwie 33 albo 34 dni, na pamiątkę lat życia Zbawiciela. Przybywszy do kościoła, lub na plac jakikolwiek, padali na ziemię (pozycją ciała, w jakiej padali na ziemię, oznaczali gatunek grzechu, do którego się poczuwali: jedni na brzuch, inni na grzbiet i t. p. Chron. Thuring.), chociażby błotem lub śniegiem pokrytą, wyciągali ręce i biczowali się po grzbiecie dotąd, dopóki się nie skończył śpiew hymnu, nieraz bardzo długiego, którego treścią zwykle była męka lub śmierć Chrystusa Pana. Następnie podnosili do nieba swoje ręce skrwawione, błagając o łaskę i miłosierdzie Zbawiciela i jego Matki, z jękiem i ze łzami. Publicznie biczowali się dwa razy na dzień, prywatnie w nocy trzeci raz. Pierwsze stowarzyszenie biczowników ukazało się w Perugia r. 1260; Włochy były zalane występkami, rodziny i gminy były w niezgodzie, kraj pustoszony skutkiem wojny gwelfów i gibelinów (ob.). Ludzie dręczeni wyrzutami sumienia, przygnębieni nędzą, pragnęli odpokutować za swoje występki, a w bolesném swém położeniu i gorącém pragnieniu pokuty, wymyślili ten osobliwy środek ćwiczenia swojego ciała, aż do krwi, publicznie i zbiorowo. Tym sposobem tłumaczy się zwyczajne wrażenie, jakie sprawiali ci pokutnicy na pierwsze ukazanie się swoje: widziano pomiędzy nimi nawet pięcioletnie dzieci. Najbardziej zatwardziałe serca miękczyły się, najzawziętsi wrogowie pojednywali się, otwierały się więzienia, śpiewy wesołe i dźwięki muzyki cichły w obec publicznej boleści. Jednakże biskupi i panujący opierali się tu i owdzie, jak np. w Bawarji, w Czechach, w Morawji, w Austrji, w Polsce (gdzie pojawili się poraz pierwszy 1261 r.; występował tu przeciwko nim szczególniej Prandota, biskup krak. i Janusz, arcyb. gnieznieński. Cf. Basconis Chron. p. 74. Rzepnicki, Vitae praesul I. 59. Długosz, Hist. pol. I, 765), w Saksonji, we Francji, tego rodzaju stowarzyszeniom, które, na wzór włoskich, potworzyły się albo starały się zainstalować w tych państwach, z okazji jakiejś klęski ogólnej, np. zarazy, głodu. Spotykały ich tam kary cielesne, a nawet kara śmierci, a nadto i szyderstwo. Zwyczaj ten też, jakiego nie popierał Kościół, mówi Hermann, opat z Niederaltaich, popadł niebawem w pogardę i zapomnienie. Przesadzano naówczas aż do śmieszności znaczenie biczowania, przypisując mu szczególniejszą siłę poświęcenia, tak dalece, że biczownicy słuchali spowiedzi i utrzymywali, iż przez swoje umartwienia są w mocy pomnożyć szczęście swoich rodziców i swoich stronników w niebie, albo też osładzać los potępionych w piekle. Od początku aż do półowy w. XIV nie było słychać o biczownikach (Schroeckh, Kirchengesch. t. 33. p. 446), dopiero zjawili się na nowo, z chwilą ukazania się czarnej zarazy, do której w wielu okolicach przyłączył się głód i straszliwe burze. Naówczas powstały znowu te stowarzyszenia pokutników, na wiosnę r. 1349 (Rebdorf i Chron. Dresden.), w wyższych Niemczech, wzdłuż Renu, w Strasburgu, Spirze, Bonn, gdzie jedna ich procesja zaszła drogę ces. Karolowi IV, w Haynau, we Flandrji, w Niderlandach, w północnych Niemczech, w Szwajcarji, Szwecji i Anglji. Do Francji mieli oni wzbroniony przystęp, mimo to jednak doszli do Awinjonu, gdzie odbyli procesję i pozyskali względy kilku kardynałów. Klemens VI, domagał się od książąt i biskupów, aby stanowczo oparli się temu nadużyciu (list jego pisany w tej mierze do arcyb. magdeb. i jego suffraganów, jest u Raynalda pod r. 1349), aby aresztowano i karano więzieniem biczowników, mianowicie gdyby to byli mnisi, a Papież zachowywał sobie prawo ostatecznej o ich losie decyzji. Tegoż samego roku pisał Papież i do biskupów polskich, aby tę sektę z granic swych djecezji wypędzali. Tłuszcza też ta, powiększej części z zagranicznych przybłędów złożona, nie długo u nas gościła (Kromer, Polonia ed. Colon p. 212). W wielu miejscowościach zaczęto już używać przeciwko nim środków repressyjnych: nakładano na nich kary pieniężne, wtrącano do więzienia i t. p., a wciągu trzech lat niespełna przytłumiono zupełnie ten objaw fanatyzmu. Klemens VI nie odrzucał biczowania w ogóle, uznawał, że ono mogło być pożyteczne, jako ćwiczenie pokutne, w sekrecie spełniane; ale zakazywał procesji biczowników, które, pod dobrym pozorem sprawowały wiele złego. Biczownicy rozszerzali mimochodem mnóstwo błędów i zabobonów, jak np., że odkryli w Jerozolimie list Chrystusa Pana, w którym on, mimo złości ludzi, nie zachowujących postu w Piątek, na prośby N. Marji Pan. obiecał okazać miłosierdzie pokutującym biczownikom („gdyż krew ich z jego krwią była zmieszana“); ogłaszali rychłe przyjście Antychrysta, chełpili się, że mają dar czynienia cudów; dawali sobie wzajemnie rozgrzeszenie, gardzili Kościołem i jego Sakramentami, rozsiewali nienawiść do duchowieństwa, krzywdzili i zabijali żydów. Przeciwko tym ostatnim powstała powszechna nienawiść, gdyż oskarżono ich o wywołanie zarazy, przez zatrucie studzien. Żydzi bronili się, zabijali biczowników, nawet niekiedy nie będąc od nich zaczepionymi; tak np., w jedném małém miasteczku, gdzie ich było bardzo dużo, napadli na tłum biczowników z 80 osób złożony, i 14 z nich zabili, oprócz kilku osób z miasta przybyłych na pomoc. Kiedy biczownicy ukazali się po raz pierwszy, widziano kobiety we Włoszech biczujące się po domach, u siebie; teraz przyłączały się one do procesji, idąc z mniej lub więcej obnażoném nieprzystojnie ciałem, najczęściej z zasłoniętą twarzą; koniec procesji zamykali mężczyźni. Tym sposobem, mimo nawet niewinnych intencji jednych i drugich, sprawa przybrała w ogólności zły obrót dla wiary i obyczajów (secta contra Deum, et contra formam Ecclesiae, et contra salutem eorum ipsorum tak ją określił uniwersytet paryzki, ob. Nangii Contin.). Pomijając pojedyńcze wypadki, o jakich czytamy w Raynaldzie (ad. an. 1372 n. 33), po raz trzeci napotykamy biczowników około r. 1414 w Turyngji i dolnej Saksonji, t. j. ich nowy gatunek, który często mieszają z bandą rozbójników w tych okolicach, złożoną z włościan, uzbrojonych cepami, zwanemi także, jak bicz i dyscyplina, łacińskim wyrazem flagellum. Ci nowi biczownicy nie okazywali się tyle publicznie, ale stanowili raczej oddzielne, tajne zgromadzenia. Błędy ich potępione przez sobór konstancjeński, są daleko złośliwsze, aniżeli ich poprzedników. Przesadne ich pojęcie wartości biczowania, opierało się także na mniemanym owym liście z nieba, na mocy którego ogłoszone było nowe prawo, symbolizowane w Kanie, przez zamianę wody na wino czerwone. „Ten chrzest krwi,“ mówili oni, „jest Bogu daleko milszym, aniżeli chrzest z wody, tak samo jak ucztujący na weselu w Kanie uznali, że wino czerwone, otrzymane cudem Chrystusa, było nierównie lepsze od tego, jakie pili przedtém.“ Biczowanie było podług nich szatą godową, pozwalającą godnie zasiadać przy uczcie niebiańskiej, „a krew wytoczona tym sposobem, jest droższą od krwi męczenników, wylanej przez pogan; w połączeniu z modlitwami i postem piątkowym, zastępuje ono wszelkie pokuty i wszystkie Sakramenta. Biczowanie znosi kapłaństwo N. Zakonu, podobnie jak kapłaństwo starego przymierza upadło, skoro Chrystus biczem wypędził sprzedających i kupujących z kościoła. Duchowieństwo katolickie, przyczyna wszelkiege[1] złego, podobne jest do kapłana i lewity idących z Jeruzalem do Jericha; gdy tymczasem biczowników przedstawia litościwy samarytanin, dźwigający z wdzięcznością Chrystusa na swoich barkach i oddający mu cześć przez swoje posłuszeństwo i swoją pobożność.“ Gardzili oni kościołami, odrzucali odpusty, pogrzeby kościelne, modły za umarłych, czyściec, cześć świętych i mnogość świąt. Jednakże przestrzegali pozorów katolickich i celem ukrycia się, dopuszczali się wszelkiego kłamstwa i krzywoprzysięztwa, które wynagradzali biczowaniem (Hardt, Conc. Const. t. I p. 86, 127. i Gobelinus Persona). W Sangerhausen skazano na stos przeszło 100 osób z tej sekty niebezpiecznej, pomiędzy którymi znalazł się i mistrz ich, Konrad Schmid (Faber), który miał posłannictwo sądzenia żywych i umarłych, a sąd ten był już blisko, gdyż Eljasz już się był objawił w nim, Enoch ukazał się w postaci Begarda, przed 50 laty śmiercią ukaranego w Erfurcie. Sekta długo trwała potajemnie; pochwycono w Sangerhausen i Aschersleben roku 1454 wielką liczbę tych sekciarzy, którzy nie chcieli słuchać o Sakramentach i utrzymywali naukę Schmida: 22 osoby obojga płci, należące do tej bandy, zostały spalone; ci, którzy uznali swoje błędy, otrzymali przebaczenie, lecz musieli nosić suknie wyróżniające ich od innych osób; część pewna ocaliła się ucieczką. Biczownicy, którzy szli za św. Wincentym Fererjuszem (ob.) musieli być bezwątpienia lepszego gatunku; jednak Gerson radził świętemu, w liście pisanym z Konstancji, do którego słów kilka dołączył Piotr z Ailly, aby zerwał z tymi ludźmi, co też święty uczynił. Wkrótce Gerson napisał swój traktat przeciwko biczownikom (Opera t. II p. IV p. 628). „Inne rodzaje pokuty, powiada on, są bardziej zgodne z duchem Ewangelji, aniżeli karcenie ciała, aż do krwi. Osobliwości podobnego rodzaju czynią człowieka pysznym, a zakonników usposabiają, do wyłamywania się z pod reguły. Nigdy nie należy też pomijać rady swoich zwierzchników. Procesje biczowników wiodą za sobą błąd, pogardę kapłanów, pokuty i Sakramentów, zdzierstwa i kradzież, próżniactwo i wszelkiego rodzaju nadużycia, jak tego uczy doświadczenie.“ Biczownicy, jacy w r. 1445 ukazali się w Prusach (Hartknoch. Preuss. Kirch.-Historie.) nie mieli zapewne żadnego związku z turyngskimi, ponieważ zyskali sobie szacunek w kraju i używali wszelkiej swobody. Roku 1501 z Włoch do Niemiec przybyli pokutnicy, odziani ubogo, przechodzący od parafji do parafji, bawiąc w każdej czas jakiś, padali krzyżem na ziemię po kościołach, modląc się, żyli w czystości, dozwalając każdemu przyłączyć się do swego grona, prócz kobiet. W lat 5 potém nie było ich już śladu. Tritemjusz jednak, od którego mamy te szczegóły, z jego Kroniki sponheimskiej, nie nadmienia wcale, żeby ci asceci, podobni z wielu względów do biczowników, mieli używać biczowania. Cf. Raynald, D’Achery: Spicileg, i zbiór kronik niemieckich Oefele’go, Hieronima Pez’a, Meibom’a, Menckena, Freher’a, Struve’go. (Wetzer). X. M—i.