Encyklopedja Kościelna/Encyklopedyści
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom V) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Encyklopedyści nazywają się w ogóle literaci francuzcy XVIII w., którzy, pod pozorem popierania oświaty, podkopywali chrystjanizm; w szczególności zaś nazywają się tak współpracownicy Diderot’a i D’Alembert’a, w wydawnictwie wielkiej Encyklopedji francuzkiej, filozoficzną zwanej. E. byli uczniami częścią deistów (ob.) angielskich, częścią sceptyków francuzkich. Pomiędzy tym i ostatnimi szczególniej za przodka encyklopedystów uważać można Piotra Bayle (ob.), który siebie nazywał „dobrym protestantem dla tego, że protestował przeciwko wszystkiemu, co kiedykolwiek powiedziano i zrobiono.“ W założonej przez siebie gazecie literackiej Journal des nouvelles de la république des lettres, dał on nowy swoim następcom sposób walczenia przeciwko prawdzie, gdy pisarzy chrześcjańskich zupełnem pomijał milczeniem, a o najnędzniejszej i najdrobniejszej ramocie literatów swego ducha szeroko i pochwalnie się rozwodził. W równie destrukcyjnym i przeczącym duchu napisany jest jego Dictionnaire, który dostarczył wiele materjału późniejszym napastnikom na religję. Podług zdania Capefigue’a, cała wiedza np. Woltera była żywcem czerpana z Bayle’a, a tylko dowcipem zaprawiana i rozwijana. Jako apostoła niewiary, słusznie obok Bayle’a stawić możemy Adrjana Baillet († 1700), który w swojém Jugement des savans (ed. Paris 1772 t. 7 in-4) wykonywał prawdziwy terroryzm literacki i szerzeniu się dobrych książek wielką stawiał przeszkodę. Encyklopedyści tak dalece godzili się na jego zdania, iż pisma jego w swoim Dykcjonarzu encyklopedycznym przedrukowywali. W tym samym duchu działał Mikołaj Fréret († 1749, słynny swego czasu jako archeolog i chronolog, ale słynniejszy jako sceptyk i ateusz) w swoich Listach Trazybula do Leucyppa (wyd. w Lond. 1751 po śmierci autora), w Krytyce apologetów chrześcjańskich i w Badaniach nad cudami (Oeuvres complètes, Paris 1796. 20 t. f.). Nawet Montesquieu, pomimo poważniejszego kierunku swoich prac, przyłącza się także w części do tego mizernego towarzystwa. Jego cyniczne Listy perskie uderzają często szyderstwem na chrystjanizm i instytucje kościelne. Tu zaliczają się dalej francuzi berlińscy: byli to po większej części zbiegi z kraju, a zaproszeni do Berlina przez Fryderyka II, kr. pruskiego, który lubił mieć na swoim dworze dowcipnych niedowiarków. Pisma ich, pomimo wszelkich zakazów rządu, były powszechnie czytane we Francji. Do takich pisarzy należy La Mètrie, lekarz, zbiegły 1747 do Hollandji. Pisma jego, jak Historja naturalna duszy; Człowiek machina; Człowiek roślina; Uwagi o początku zwierząt; Sztuka używania; Wenera metafizyczna i t. p. przepełnione są najwyuzdańszym bezwstydem. Markiz d’Argens, choć pokrewny mu duchem, słusznie o nim powiedział, iż „głosił on naukę występku z bezczelnością błazna.“ Książki jego palone były z rozkazu magistratu w Lejdzie i parlamentu paryzkiego, ale król pruski zaprosił go do swego towarzystwa i utrzymywał na swoim dworze aż do jego śmierci (1751). Karol de St. Denys, baron de St. Evremont, z największą lekkomyślnością obrzucał błotem wszelką świętość. Pobożność była jego zdaniem ostatnią z ludzkich miłostek, i dla tego też dopiero pokazuje się ona na końcu, gdy świat nie ma już dla nas żadnego powabu, lub gdy nie mamy już siły do kokietowania go. Nawrócenie tedy człowieka jest skutkiem nudów, albo słabości ciała i t. p. Dzieło swoje o Moralności Epikura poświęcił głośnej z nierządu kobiecie Ninon de Lenclos, która dom swój zamieniła na świątynię występku, i gdzie słynni ówcześni literaci zbierali się na pogawędki wieczorne, na których młody Rousseau tak się zepsuł, iż pierwszy produkt jego pióra, z powodu swej niemoralności, ściągnął nań wyrok wygnania. Nawet duchowni niektórzy dali się porwać temu zgubnemu prądowi, jak Wilhelm Amfrie de Chaulieu († 1720), zwany Anakreontem świątyni. Tym sposobem nieprzejednani wrogowie imienia chrześcjańskiego porobili wiele przygotowawczych kroków do wytępienia chrystjanizmu, osobliwie w wyższych klasach społeczeństwa. Dla lepszego wszakże skutku zamierzono wówczas rozdzielone siły skupić i zjednoczyć w dziele, któreby zaimponować mogło tłumom swoim ogromem, a zarazem jak najszerzej rozlewać niewiarę. W tym celu, w domu barona Ho1bacha, gdzie zbierały się posiedzenia silnych duchów i gdzie królem był Wolter, obmyślono plan wydawania Encyklopedji: Wolter był przekonania, że pięciu lub sześciu ludzi „rozumnych“ będzie umiało, bez wielkiego wysiłku, wytępić tę religję, „którą dwunastu złych i głupich ludzi światu narzuciło.“ Podług zgodnego zdania redaktorów Encyklopedji, należało zwalczać całą duchową i idealną stronę życia, a uznawać tylko stronę materjalną, jako wyłącznie prawdziwą i rzeczywistą; ateizm nazywał się tu filozofją, religja przesądem, gorliwość o jej utrzymanie fanatyzmem; każdy zaś, niezgadzający się na to zdanie, wrogiem światła, prawdy, postępu. Głową i kierownikiem całego tego wydawnictwa był Djonizy Diderot (ur. 1718, um. 1784 r.). R. 1746 wydał on już w drugiej edycji Myśli filozoficzne, z dodatkiem Wiązarka dla duchów mocnych (Etrennes aux esprits forts), gdzie wyraźnie broni ateizmu, a moralność, jako sprzeciwiającą się skłonnościom naturalnym, nazywa nierozumem; wstyd i obyczaje przyzwoitości towarzyskiej są dla niego tylko chimerami cywilizacji; wierność małżeńska uporem niedorzecznym i torturą. A chociaż parlament nakazał książkę spalić ręką kata, i autora na rok w więzieniu zamknąć, wszakże nie zniechęciło go to do dalszego w tym kierunku pisania. Szczególniej bluźnierczym jest jego List do ślepych (Lettre d’un esprit eclaire aux aveugles). Gdy filozofowie uradzili zbudować dzieło wspólne, Diderot pokazał się człowiekiem do tego nieodzownym. Był on wybornym przedstawicielem ówczesnego ducha filozoficznego. Dziś marzyciel, jutro jeometra lub mechanik; dziś z doktorami materjalistowskimi dowodzi, że myśl jest tylko fermentacją mózgu, jutro z Janem Jakóbem Rousseau opłakuje nieszczęścia Nowej Heloizy. Przenikał on na wskroś i znał doskonale swoich przyjaciół filozofów i dla tego najlepszém pomiędzy nimi mógł być ogniwem połączenia, najlepiej mógł prowadzić do ataku tłum ich bezładny i ich wątpliwości zamieniać na gniew zawzięty. Ażeby korzystniej zwalczać nienawistny sobie chrystjanizm, ducha swojej filozofji nawet takim nadawał on artykułom, które z religją i filozofją w dalekim tylko zostawały związku; dla tego to wziął na siebie dla opracowania wiele artykułów i, wraz z D’Alembertem, podjął się przeglądać artykuły wszystkich współpracowników. Jan le Rond D’Alembert (ur. 1717 um. 1783) godnym był pomocnikiem Diderota. Znany początkowo jako dobry matematyk, wystąpił nadto niebawem jako duch mocny. W obronie nędznego deisty księdza de Prades i w Listach do Woltera nie krył się on z tém, że wytępienie chrystjanizmu uważa, za rzecz chwalebną. Ateuszowskie swoje zasady rozwijał także w korrespondencji z królem Fryderykiem II. W przedmowie (Discours préliminaire), jaką napisał do Encyklopedji, wysilił cały swój talent i swoją wymowę, aby dowieść, że nauka może się obejść bez Boga i religji. Ale przy Diderocie, awanturniku myśli, był on miarkującą jego zapały roztropnością. O ile mógł rzucał on zasłonę hypokryzji na prace zbyt surowych bezbożników, jak Prades’a, Morelet’a, Dumarsais, Raynal’a etc. Przeciwko woli Diderota pozwalał on na to, że Voltaire, uciekając się do haniebnej strategji, pisywał pod nazwiskiem księdza z Lozanny. To też, gdy ten patrjarcha przewrotnych literatów żalił się, że w Encyklopedji znajdują się i takie artykuły, któreby mogły się mieścić w Journal de Trévoux, redagowanym przez jezuitów, D’Alembert uspokajał go odpowiedzią: „Są tu za to inne artykuły, mniej rzucające się w oczy, w których wszystko jest zreperowane. Czas da poznać ludziom i odróżnić to, cośmy myśleli, od tego, cośmy mówili.“ Podobni byli i inni współpracownicy, pomiędzy którym i bezczelnością bluźnierczą odznaczał się szczególniej mizerny bardzo pisarz Damilaville. {{Roz*|J. Boulanger (ob.), który wszelką religję miał za dzieło oszustwa kapłańskiego i przesądu ludzkiego, dostarczył wiele artykułów do Encyklopedji. R. 1751 wyszły dwa pierwsze tomy Encyklopedji (p. t. Encyclopedie ou dictionnaire raisonné des sciences et des arts etc., Paris et Neufchâtel 1751—77, 33 vol. f.; późniejsze wydania: w Genewie 1777, 39 t.; w Bernie i Lozannie 1778, 36 t.; w Yverdun 1770—80 z dodatkami Fortunata de Felice, Eulera, Hallera etc., 58 t.); o duchu i tendencji dzieła nie mogło być żadnej wątpliwości. Skruszenie tronów i ołtarzy było jego celem, a środkiem kłamstwo i fałsz. Dalsze drukowanie dzieła zostało wstrzymane, ale po kilku miesiącach zakaz został cofnięty. Filozofizm sceptyczny panował już w wysokich sferach. Encyklopedja znalazła protektorów w gabinecie Choiseul’a i w pałacu królewskim. Dwór królewski śmiał się z poprzednich obaw swoich, jako dziecinnych; na przewodników olbrzymiego dzieła, które sławę nową miało przynieść Francji, posypały się łaski. Czas przekonał, że dwór protegował wyborną szkołę rewolucji. „Nowy koń trojański, mówi Ludwik Blanc (Hist, de la révolution franç.), wszedł do murów miasta oblężonego. Stare społeczeństwo spokojnie patrzało, jak wchodził on w pośrodek niego, i niebawem filozofowie, prowadzeni przez Ulyssesa (D iderota), wystąpili zbrojni, wzięli i zburzyli Ilion.“ Wszystkich współpracowników wymieniać nie ma żadnej potrzeby. Dział teologiczny opracowywał ks. Bergier (ob. tej Enc. III 196). Rozumi się, że w dziele tém, obok robót nędznych, były i artykuły naukowe, pisane przez specjalistów, mające zatem swoją wartość. Ale o te najmniej chodziło filozofom; służyły one tylko za ozdobę i pokrywkę. Wszystko było tu eksploatowane w duchu partji i dla tego Encyklopedja, w ogóle wzięta, nosi na sobie cechę zaciekłego pamfletu. To też, choć encyklopedyści zapowiadali, że dzieło ich rozbudzi zapał do nauki i popchnie ludzkość po drodze światła, wszakże i niebawem po ukończeniu tego dzieła, zaprzestano uprawiać zupełnie niektóre gałęzie nauki, a społeczeństwo francuzkie poszło drogą krwi i hańby. N.