Encyklopedja Kościelna/Fanatyzm
<<< Dane tekstu >>> | |
Tytuł | Encyklopedja Kościelna (tom V) |
Redaktor | Michał Nowodworski |
Data wyd. | 1874 |
Druk | Czerwiński i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
Fanatyzm, od fanum — miejsce święte, świątynia, oznaczał pierwotnie uniesienie święte, zapał religijny, i dla tego u pogan kapłani różnych bogów, a osobliwie Cybeli i Bellony, fanatykami (fanatici) się nazywali. Z czasem jednak pojęcie to uległo zmianie. Kapłani bowiem pogańscy obłudną swoją żarliwość praktykowali w sposób tak bezwstydnie kłamliwy, że ich natchnienia, pierwotnie za święte uważane, wydać się koniecznie musiały jako kuglarstwo religijne. Tak np. kapłani Bellony, wśród swoich ekstaz zadawali sobie siekierką cięcia na ciele, a krew z tych ran, w małą tarczę zebrana, służyła za święty napój dla pragnących poświęcić się tej bogini. Wyćwiczeni w kłamanych swych zachwytach, owi kapłani umieli tak dobrze się ranić, że krew płynęła, a rana była wcale nie niebezpieczna, i dla tego Commodus nakazał, aby bellonaryści głębiej się ranili (Lamprid, Commod. 9; cf. Döllinger, Heidenth. u. Judentli. p. 622). Taką właśnie fałszywą żarliwość religijną rozumieć należy, gdy u Horacego, Kwintyljana i Juwenalisa jest mowa o fanatykach. Ze stanowiska chrześcjańskiego, poczytującego wszelką cześć bałwanów za szał, pełen kłamstwa i fałszu, można było nietylko już kapłanów bóstw pewnych, ale każdego poganina w ogóle nazywać fanatykiem (fanorum cultor). Dla tego też w starych francuzkch kronikach król Klodoweusz, przed swojém nawróceniem, nazywa się fanatykiem. Wreszcie, pojęcie fanatyzmu rozszerzyło się tak dalece, iż przezeń rozumie się w ogóle podniesiony stan ducha żywo przejętego fałszywém jakiém, lub przesadném przekonaniem i objawiający się zazwyczaj czynami gwałtownemi, mającemi na celu rozszerzenie tegoż przekonania. Fanatyzm w takiém znaczeniu zdarza się we wszystkich dziedzinach życia, tak w nauce i w sztuce, jak w polityce i religji. Ciemne popędy i rozigrana wyobraźnia opanowywują umysłem fanatyka i mieszają porządek jego myśli; rozum traci w nim wszelką siłę w obec idei jakiej, na ślepo a gorąco uchwyconej, która bezwzględnie domaga się swego panowania. Jeżeli przekonanie jest prawdą i człowiek je żywiący nie przesadza jego znaczenia, ani celem jego przeprowadzenia nie ucieka się do czynów gwałtownych, wówczas, pomimo całej żywości tego przekonania, nie ma fanatyzmu. W takim razie może być tylko entuzjazm w duszy, a heroizm w czynie. Inaczej bohaterów wszystkich trzebaby nazywać poniżającém imieniem fanatyków. Jakkolwiek fanatyzm bywa rozmaity, wszakże bez dodanego doń przymiotnika, określającego jego rodzaj, rozumie się przezeń zwykle fanatyzm religijny. Podług ogólnego jego pojęcia, wyżej podanego, łatwo odróżnić fanatyzm reljgijny od czystej, prawdziwie religijnej gorliwości. Co innego jest ślepa, gorączkowa żarliwość fanatyka, nie poddającego się ani słodkim i spokojnym uczuciom pobożności, ani świętym naukom boskiej wiary, a co innego znowu żywe i ożywcze ciepło chrześcjańskiego zapału. Gdy pobożny i prawowierny chrześcjanin żyje dla swojej wiary, która utrzymuje zawsze żarliwość w granicach najczystszej miłości i bojaźni Bożej, fanatyk żyje dla jakiegoś przywidzenia, które nie zna ani posłuszeństwa, ani miłości. Fanatyzm z natury swej jest samowolny i prześladowczy; zawsze gotów każdego inaczej myślącego poświęcić dla swoich celów, gdy tymczasem prawdziwa żarliwość religijna odznacza się posłuszeństwem względem Kościoła, miłością i duchem poświęcenia. Kto tedy czystą żarliwość religijną nazywa fanatyzmem, albo nie wie co mówi, albo też ma interes w tém, aby nazwą fanatyzmu zohydzać wszelki żywy objaw życia religijnego. Do religijnego fanatyzmu prowadzi brak religijnego wykształcenia, obok żywszego w duszy zwrotu religijnego, fałszywie mistyczny kierunek umysłu, zastarzałe przesądy i uporczywe błędy w kwestjach religijnych. Gdzie więc panuje prawdziwa religijność, fanatyzmu być nie może. Dla tego niemożliwy jest on w Kościele katolickim. „Ci, co chcą obwiniać Kościół o fanatyzm, mówi ks. Frayssinous (La religion vengée du reproche de fanatisme), powinniby wykazać jego ślady w nauce i życiu Założyciela Kościoła, albo w nauce Kościoła, albo w czynach formalnie przez niego pochwalonych: tym czasem bynajmniej tego nie wykazują. W Ewangelji tego wykazać nie mogą, bo Zbawiciel daje tam nauki i przykłady najwyższej miłości, dobroci, słodyczy. Gdy Piotr chce go bronić, powstrzymuje jego zapał, całuje ucznia, który go zdradza, modli się za prześladowców i, umierając, przebacza katom. Posyła swych uczniów pomiędzy narody, jako baranków pomiędzy wilki, zapowiada im czekające ich prześladowania, ale pko szałowi wrogów pozwala im tylko bronić się cierpliwością. Mówi wprawdzie, że przyniósł miecz na świat, ale to nie ów miecz, co się krwią poi i śmiercią, lecz miecz walczący z namiętnościami człowieka. Wprawdzie chrystjanizm rozszerzył się wśród prześladowań, ale to wśród prześladowań przecierpianych, nie zaś przez siebie wzniecanych. Powiedział wprawdzie Chrystus, że przyszedł ogień rzucić na ziemię, ale to nie ów ogień spustoszenia, pożerający miasta i wioski, lecz Boży ogień, wypalający występki i zapalający serca świętą miłością Boga i bliźniego. Ewangelja jest prawdą, dla tego Zbawiciel zapowiedział, że każdy kto nie uwierzy potępion będzie (Mr. 16, 16); jest to nietolerancja błędu, będąca cechą prawdziwej religji. Ale, znów, gdy dwóch jego uczniów prosi go, aby ogień z nieba sprowadził na bezbożne miasto, zgromił ich, odpowiadając: „Nie wiecie czyjego ducha jesteście. Syn człowieczy nie przyszedł dusze tracić, ale zachowywać“ (Ł. 9, 55. 56); i to jest chrześcjańska tolerancja względem osób, która nie jest czém innem, jeno miłością. Kontynuator posłannictwa Jezusowego na świat, Kościół, ożywiany i wspierany Duchem św., wiernie przestrzegał zawsze nauki Zbawiciela. Apologeci i Ojcowie Kościoła wyraźnie uczą, iż wiarę nie gwałtem, lecz przekonaniem szerzyć należy. Apostołowie i ich następcy nie mieczem, ogniem, lecz cierpliwością i miłością zdobywają narody dla prawdy. Słowa Papieża Grzegorza W. do biskupa z Terraciny, zbyt surowego względem żydów: „słodyczą tylko i przekonywaniem należy niewiernych pozyskiwać chrystjanizmowi, i nie godzi się zrażać ich od niego groźbą i postrachem“ (epist. lib. 1. ep. 30), są wiernym wyrazem myśli kościelnej. Wprawdzie Kościół nie jest w stanie zapobiedz wszystkim występkom i wszelkiemu nierozumowi ludzkiemu, i dla tego też i w pośród jego wyznawców, od czasu do czasu, pojawiają się fanatycy, ale mniej niż gdziekolwiek fanatyzm może tu siać spustoszenia, bo go w zarodku zaraz ubezwładnia sama natura organizacji Kościoła i jego karność. Zazwyczaj bowiem obłąkanie to duchowe, fanatyzmem zwane, które, jeżeli niczem niehamowane, popycha do najstraszliwszych nadużyć i zbrodni, niknie w swym początku, jeżeli tylko dusza ma jeszcze zbawienne przekonanie o swojej słabości i poszanowaniu dla powagi nieomylnej. Jeżeli jednak dzieje się inaczej i obłąd ten przybiera charakter groźniejszy, wówczas występuje i Kościół czynniej, przestrzega wiernych o błędzie i niebezpieczeństwie, a zbłąkaną owieczkę przywołuje do prawej drogi. Jeżeli dalej jeszcze ta zbłąkana owieczka zamyka uszy na głos Kościoła, a idzie tylko za swoją fantazją i swoją namiętnością, wówczas oddziela ją Kościół od swego społeczeństwa. Czém tedy potężniej panuje religja Chrystusowa w umysłach, czém Kościół silniej oddziaływać może na utrzymanie czystości wiary i obyczajów, tém czystszą będzie gorliwość jego członków, tém dalsi oni będą od niebezpieczeństwa popadnięcia w fanatyzm. Historja fanatyzmu stwierdza najzupełniej to zdanie. Pomijamy już przykłady z dziejów ludu żydowskiego, któremu ślepą, krwiożerczą żarliwość Zbawiciel często wyrzucał, pomijamy Mahometa, assasynów (którzy zmysłowemi obrazami rozkoszy rajskich zfanatyzowani byli do rzucania się na najniebezpieczniejsze i zbrodnicze zamachy) i inne z dziejów świeckich fakty, a ograniczamy się do krótkiego wskazania na dzieje kościelne, z których się pokazuje, ze zawsze prawie sfałszowanie i odstępstwo od prawdziwej nauki J. Chrystusa prowadziło za sobą fanatyzm, objawiający się już to nauką sekty, już też jej zachowaniem się względem Kościoła i jego wyznawców. Za przykład pod pierwszym względem służyć mogą montaniści (ob.) i donatyści (a szczególniej też circumcelliones; ob. tej Enc. IV 315), których fanatyzm objawiał się przesadzoną surowością nauki moralnej i odpowiednią do niej nauką o środkach zbawienia; pod drugim względem za przykład służyć mogą arjanie (ob.) i inne z nich powstałe herezje w cesarstwie Greckiém objawiające swój fanatyzm zawziętém prześladowaniem. Takiż, jeżeli nie krwawszy jeszcze fanatyzm znajdujemy w herezjach średniowiecznych: dosyć wspomnieć tu tylko albigensów (katarów, waldensów), husytów (wiklefistów, kalikstynów), którzy mord i pożogę szeroko w imię wiary roznosili. Wiek tak zwanej reformacji dostarcza też wiele przykładów niepospolitego fanatyzmu, jak wojna chłopów, sjońskie panowanie anabaptystów w Münster (ob. Nowochrzczeńcy), reformacja w Anglji (ob. Henryk VIII, Tudor Elżbieta), gospodarowanie wojsk Gustawa Adolfa (ob.) po Niemczech. We wszystkich tych objawach fanatyzmu sprężyną główną było fałszywe uniesienie i zapał do błędu, do nauki przeciwnej nauce Kościoła. Zarzucają wprawdzie i katolikom niektóre fakta fanatyzmu, jak spalenie Husa (ob.), inkwizycję (ob.), noc św. Bartłomieja (ob. Hugonoci) i t. p., ale pomijając już kłamstwa i fantastyczne dodatki, z jakiemi owe fakta przedstawiają pisarze Kościołowi nieprzychylni, o czém bliżej ob. odpowiednie art., możemy tu jedną tylko odeprzeć te zarzuty uwagą, że środki surowe, ze strony właściwej władzy użyte, względem niebezpiecznych naruszycieli pokoju i porządku społecznego, nie mogą być porównywane z owym wściekłym szałem herezji, buntowmiczo depczącym wszelkie prawo. Rozumie się, że tym sposobem nie myślimy wcale uniewinniać zupełnie wszystkiego, co tylko katolickie ludy, lub pojedynczy katolicy czynili kiedykolwiek, dla powstrzymania przeciwnych Kościołowi dążności, bo i w sprawach religijnych można niekiedy przebrać słuszną miarę obrony i pomylić się można w wyborze środków obrony, ale zawsze różnica jest wielka pomiędzy bezprawnym, buntowniczym napadem, a prawną, choćby nawet za gwałtowną obroną. Gwałtowne zaś objawy fanatyzmu, jakie się pojawiły w czasach reformacji, nie są właściwe jedynie pewnym tylko, jej sprzymierzonym odroślom, ale są jej logicznemi i naturalnemi następstwami. Biorąc Pismo św. za jedyną regułę wiary i dając je w ręce każdego, z zapewnieniem o jasności tego Pisma i o prawie tłumaczenia prywatnego, protestantyzm otworzył szerokie pole dla fanatyzmu. Oto co o tém mówi protestant O’Callaghan u Balmesa (Protestant, etc.): „Münzera zdanie prywatne znalazło w Piśmie św., że prawa właścicieli ziemskich są bezczelném przywłaszczycielstwem, ubliżającém naturalnéj równości wiernych, i dla tego wezwał on swoich sekciarzy do przekonania się, czy to prawda. Sekciarze rozpatrzyli kwestję, pochwalili Boga, poszli mieczem i ogniem tępić ludzi nieprawych i zabrali ich dobra. Prywatne też zdanie odkryło w Piśmie św., że prawa obecne gwałt ciągły czynią swobodzie chrześcjańskiej, i Jan z Lejdy rzuca swoje rzemiosło, staje na czele fanatycznego pospólstwa, opanowywa miasto Münster, ogłasza się królem Sionu, bierze 14 kobiet naraz za żony, zapewniając, że polygamja jest jedną ze swobód chrześcjańskich i przywilejem świętych. A jeżeli zbrodniczy szał tych ludzi zasmuca każdego przyjaciela ludzkości, to pewnie nie pocieszy go historja Anglji w XVII wieku. Występuje tu także ogromna ilość fanatyków, już to naraz, już kolejno po sobie idącycb, upojonych dzikiemi doktrynami, lub przejętych szkodliwemi namiętnościami, przedstawiając całą rozmaitość tego smutnego obłędu, od wściekłego szału Foxa do metodycznej głupoty Barclay’a i straszliwego fanatyzmu Kromwella. Zdawało się wówczas, że pobożność, rozum i zdrowy rozsądek ludzki zniknęły ze świata i ustąpiły miejsca jakiemuś obłąkaniu religijnemu, jakiejś niedorzecznej żarliwości. Wszyscy powoływali się na Pismo, wszyscy twierdzili, że mają widzenia, natchnienia, zachwyty; zaprawdę, taką samą mieli rację jedni jak i drudzy“. Luter oburzał się wprawdzie na bezprawia nowochrzczeńców, ale i ci oburzali się na Lutra i mieli za sobą logikę. Skoro bowiem Luter wyczytał w Biblji, że Papież jest antychrystem i dla tego przyznał sobie posłannictwo uwolnienia świata od tej władzy uzurpowanej, dla czegoby nowochrzczeńcy nie mieli prawa ze swojej znów strony wyczytać w Biblji swoich komunistycznych marzeń i przyznać sobie posłannictwo wytępienia wszystkich nieprawych ludzi, co się właścicielami nazwali. To też nie skończyło się na fanatyzmie nowochrzczeńców: do dzisiejszego dnia wyrastają z protestantyzmu sekty fanatyczne: kwakrów, metodystów, wesleyanów, swedenborgjanów i t. p. Fanatyzm w sferze religijnej silniej występuje niż w innych sferach życia, bo tutaj dusza siłę swoją straszliwą czerpie z najwyższych dla siebie pobudek, i dla tego nic wówczas dla niej nie znaczą wszelkie trudności, znika dla niej wszelki interes materjalny, największe cierpienia nabierają pewnej ponęty, śmierć nawet przestaje być straszną. Wiedzą o tém dobrze fanatycy polityczni i dla tego starają się w swych celach budzić i wyzyskiwać ten fanatyzm w tłumach (Mahomet, Kromwell). Fanatyzm religijny jest straszliwy w swych skutkach, bo wielką czerpie silę ze swych pobudek, przejmujących całą zbłąkaną duszę; jest ohydny w swej istocie, bo jest zniewagą miłości i zdeptaniem rozumu: ale nie mniej straszliwy i ohydny jest fanatyzm antyreligijny, z demonicznym szałem rzucający się na wszelką świętość. Dosyć wspomnieć tu wielką rewolucję francuzką. „Fakty mówią, woła Laharpe (Discours prononcé a l’ouverture du Lycée, 31 decembre 1794), zaledwie co ocalały z rzezi rewolucyjnej, fakty mówią, a są jeszcze tak świeże. Prawda mścicielka, długo niema pod mieczem i pod grozą śmierci, występuje naraz, nie mówię z grobów, bo grobów już zbrakło dla ofiar, ale z głębi tych dołów i rowów olbrzymich, zapchanych trupami i ciałami jeszcze drgającemi życiem. Ze zgnilizny więzień, z zapowietrzenia szpitali, zamienionych na cmentarze jeńców rewolucji; z łona rzek zawalonych pomordowanymi, z kamieni naszych placów publicznych, naznaczonych wszędzie krwawem i ślady; z ruin miast spustoszonych i popalonych, z rozwalonych zamków pańskich i chat wieśniaczych, zewsząd podnosi się, rozbrzmiewa żałosny, przeraźliwy głos ludzkości zbolałej i oburzonej, głos, jakiego nie słyszano jeszcze, odkąd są ludzie i zbrodnie; głos ściskający serce, rozdzierający duszę; głos wołający o pomstę do nieba, do świata całego, do pokoleń przyszłych i pozostawiający w głębi człowieka niewymowny smutek, że się żyło i że się na to patrzało.“ Słowa te nie są tylko retorycznemi frazesami, ale wyrazem prawdy, straszliwie wspartej cyframi (ob. Rewolucja). A jednak straszliwa nauka zdaje się być dla ludzkości stracona: krótkie chwile straszliwego panowania kommuny w Paryżu, zawzięta i nieustanna agitacja różnych stowarzyszeń tajnych, przekonywają, że ohydny ten fanatyzm antyreligijny nie przestał być dla społeczeństwa groźném niebezpieczeństwem, i że z tej strony obawiać się można dla ludzkości nierównie większych jeszcze klęsk niż wszystkie, jakie kiedykolwiek na nią spadły ze strony fanatyzmu religijnego Cf. J. Babnes, Protestantyzm etc. N.