Erotyki (Zbierzchowski)/Bajka o szczęściu
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Bajka o szczęściu |
Wydawca | Spółka Nakładowa „Odrodzenie“ |
Data wyd. | 1923 |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Dzwońcie dzwoneczki, dzwońcie!
Kwiaty główki pokłońcie,
Od dzisiaj, od poranka
Królewna ma kochanka.
Dziwią się kwiaty siostrzyce,
Ogród zaszumiał rozgłośnie.
Zdradził tę tajemnicę
Bluszcz, co pod oknem rośnie,
A wietrzyk, plotkarz młody,
Wieść rozniósł przez ogrody.
Czy znacie wy królewnę?
Jest biała jak lilji kwiat,
Oczy ma słodkie, rzewne,
Z światła gwiazdom pokrewne —
Jest biała, jak lilji kwiat.
Gdy stanie pośród kwiatów,
Drżących w porannych rosach,
Z złotem słońca we włosach,
W bieli przejrzystych szat —
Jest sama jako kwiat,
Wizja z nieziemskich światów.
Kochał ją ogród cały,
Więc kwiaty się pytały:
— „Bluszczu, gdy jesteś pewny,
Jeśli to nie jest kłam
Ach powiedz, powiedz nam,
Kto jest kochankiem królewny?
Czy jaki srogi król
Z północnych, zimnych pól,
Czy książę, pan niezłomny,
Władca nad stu wyspami,
Czy rycerz ze skrzydłami?„ —
— „Ni książę, ni król ogromny,
Co włada nad narody,
Ni rycerz w srebrnej zbroi,
Wiecie ludkowie moi,
Tylko nasz pazik młody,
Nasz pazik złotowłosy“. —
— „Bluszczu! to chyba kłam,
Trudno uwierzyć nam“. —
Był czysty, świeży ranek.
Na puchach, wśród firanek,
Spała jak ścięty kwiat.
Promyk słońca się kładł
Na piersi jej, których ruch
Mówił, że jeszcze żyje.
Spała, a lotny jej duch
Błądził gdzieś za gwiazdami
W światach, co są niczyje.
Wtem pazik nasz się wkradł,
Zatrzymał się przed drzwiami,
Lecz widząc ten spiący cud,
Wnet na kolana padł
I modlił się w pokorze:
Dopomóż mi Amorze!!
W powietrzu wszczął się szum,
Jakby wypuścił kto
Białych gołębi sto
W ciche przestworza błękitu.
Cudna jakaś muzyka
Duszę mi w głąb przenika
Budząc rozkoszny dreszcz.
Róże.[1] róż cały tłum
Z różanych płatków deszcz
Jął sypać się z sufitu.
Królewna rozbudzona
Białe rozwarła ramiona,
Aż pośród deszczu róż,
Pośród migotań i barw,
Grania cudownycp [2]arf
Wszedł w czarodziejski krąg
Rozwartych, białych rąk
Na szczęście nie wyśnione....
I na tem koniec już,
Moi ludkowie mili,
Bo Amor figlarz zły
Zjawił się skądś w tej chwili,
Wieszając wnet zasłonę
Z różowej gęstej mgły...
Dzwonią dzwoneczki dzwonią,
Róże ogniem się płonią,
Fontanna cicho pluszcze,
Mdleją na słońcu bluszcze,
A bratki nad wodną tonią
Upadły w swe objęcia....
Lecz cóż to? ktoś w ogród kroczy.
W ziemię spuszczone oczy,
Twarz blada, smutna boleśnie.
Idzie, jak człowiek we śnie.
Rzuca się w traw kobierce,
Dłonią przyciska serce
I płacze w głuchej rozpaczy.
Dziwią się kwiaty na nowo,
Kłonią się ponad głową,
Szepcą szumnemi głosy:
— „Paziku złotowłosy
Ach powiedz co to znaczy?
Skąd taki jęk rozpaczy?
Czemu zaciskasz pięście?
Przecież posiadłeś szczęście,
Największe w życiu szczęście?!“
— „Kwiaty ja byłem w niebie!
Więc jak mi teraz żyć
Tu z wami na tej ziemi,
Z troskami codziennemi,
Wśród waszych błahych spraw?!
Nle[3] nagnę się, nie nagnę
I tylko śmierci pragnę!“
Dziwią się kwiaty z łąk,
Szmer jakiś płynie wkrąg...
Dziwy! słuchajcie dziwy!
Płacze człowiek szczęśliwy!!