[211]Gadka 6.
Pierwéj muszę do grobu wstąpić, niż ożyję;
I nie mogę dobrze żyć, jeśli wprzód nie zgniję.
Matka mnie bez pomocy méj, nad przyrodzenie,
Nie urodzi i moje cudowne rodzenie,
[212]
Żem sobie sama wzrostem, początkiem, powstani[em]
Lepiéj niżli rodzeniem, nazwiesz zmartwychwsta[niem]
Trupa mego matce méj przyniosą, a ona
Na grób mój litościwe otwiera ramiona,
Z którego niezadługo na świat zaś wychodzę,
Ale się już z bliźnięty, a nie sama rodzę.
W niéj mam grób, w niéj i żywot, z niéj pokarm
Mróz mi, choć nagiéj, nie strach, a kiedy kosmaty
Przywdzieję kożuch, wtenczas na mię nie nacier[a]
Gdzie mnie niémasz, tam się mnie barziéj lud na[piera]
A mnie zaś ledwo kijem wykołacą z domu;
Póki kijem nie wezmę, niedobra-m nikomn.
Jedne mam nogę, rozum wszystek w głowie nosz[ę]
Weselsza-m, gdy ją zwieszę, niż gdy ją podnosz[ę]
Mała-m rzecz, a ogromne wojska na mnie zwodz[ą]
Które tępym orężem najbarziej mi szkodzą.
Ani mnie to obroni, że mam dla obrony
Dom złotemi spisami wkoło obtoczony.
A tak mój nieprzyjaciel okrutny i srogi,
Że matce mojéj ledwie zostawi spód nogi,
Ostatek sobie chowa, część zwierzom rozrzuci,
Im mię bardziéj morduje, tym się mniéj zasmuci.
Nakoniec mię przez wszystkie utrapi żywioły,
Wodą mnie a nie ogniem obróci w popioły,
Rozrzuca po powietrzu i tłucze po ziemi,
W ogień wrzuci, dopiéroż męczeństwy takiemi
Zmęczona, tyranowi tak płacę tu sprawę,
Że mu za śmierć oddaję i żywot i strawę.