[162]
Gdy w mego życia zamarłe chwile
Cofnę się mglistem wspomnienia okiem,
Zbrużdżone czoło wnet na dół chylę
I cicho stąpam z tchnieniem głębokiem…
Próżno w ruinach grzebię pamięcią,
By znaleźć jedno złote wspomnienie:
Przeszłość przybita czarną pieczęcią, —
Podarte szmaty, pogrzebne cienie!
Nie! nigdy szczęście nawet z oddali
Skrzydłem mi lekkiem lic nie musnęło,
Nie zaważyło na życia szali,
Tęsknoty, bólu mi nie odjęło.
Chyba, że liczyć za szczęście warto
Krótkie złudzenia ślepej młodości,
Snów pajęczynę dzisiaj rozdartą
I nieoddany uśmiech miłości.
Ja-ż mej niedoli sam jestem winny? —
[163]
Czy w niemowlęctwie wgryzł się w me lice
Jad, co w podściołce krył się dziecinnej,
Jak w Dejaniry białej tunice?!
Czyliż natura zadrwiła ze mnie,
Dając mi czułe tak głupio nerwy,
Że kiedym pełzał przez życia ciemnię,
Musiałem boleć zawsze… bez przerwy…
Sprzeczne potęgi wciąż piędź za piędzią,
Zwalczały duszę, tkniętą chorobą,
A jam był własnym surowym sędzią;
Nie mając jednak władzy nad sobą!