[88]
Gdy wieczór zwolna spuszcza się na ziemię,
Do snu kołysząc gwary tajemnemi,
I wszystko zda się usypia i drzemie,
I wszelkie głosy wznoszące się z ziemi,
Są jakby pieśnią, przy dziecka kolebce,
Którą, co chwila matka ciszej szepce:
Jeden głos tylko tę ciszę przerywa,
Jeden, a wszystkim do serca uderza,
Dzwon, co z kościołka w dali się odzywa
Do wieczornego wołając pacierza.
Wszyscy poklękli, głowy pochylili...
Modlą się cicho — dzwon jęczy w oddali...
I jęki dzwonu przeszłość im zbudziły,
Modlą się — twarz ich na cmentarz zwrócona,
Szuka tam krzyża, co wyrósł z mogiły,
Modląc się także podnosi ramiona,
Każdemu w oczach łza smętna się wije,
I dzwon bić przestał — serce jeszcze bije...
Wieczorem życia, jak ten dzwon kościoła,
Ozwie się w duszy poety wspomnienie,
On je wyśpiewa, może niem wywoła,
Łzę z czyich powiek, serca uderzenie...
O! nie nad sobą, nad groby waszemi...
Każdemu płakać dość nad straty swemi...
1854.