[143]
273.
z p. Rybnickiego.
Gdym ja swą kochankę
Wyprowadził z domu,
Siadłem ja na drogę;
Co jest po tém komu?
Wszakeśmy złego nic
Społem nie działali,
Tylkośmy uprzéjmie
Społem rozmawiali.
Ja ją ścisł za rękę,
Zajęknął się z większa:
Gdybyś ty, kochanko,
Była trochę większa!
Skłoniła oczyczki,
A jéj piękne lice
Tak były świécące,
Mógł oświécić świécę.
Ja ku niéj: Dziewczynko,
Co ty się tak mroczysz?
W tém na mnie kapnęły
Jéj gorzkie łzy.
Nie płacz, ach dziecię me,
Co ci się to stało?
Dyć po tym serce me
Zawsze płakowało.
W tém ja ją miłośnie
Ku sercu mi zwinął,
I całych istotnie
W rozkoszy rozpłynął.
Cichutki miesiączek
Występował blado,
Gdym się jéj poślubił,
Pan Bóg zapłać za to.
Jutro się zejdziemy,
Święcie se przyrzekli; —
W tém się coś zaszustło,
Aż się oba zlękli.
Dał on jéj swój piestrzeń,
Zaprowadził do domu,
Jeszcze ją uściskał, —
Co jest po tém komu?