[46]
GODY.
Hej, czekają na mnie wielkie gody!
Czarne konie z grzywami czarnemi,
Czarne konie pieszczonej urody
Kopytami zadudnią po ziemi,
Po tej ziemi matce-rodzicielce,
Com ją sławił i tak kochał wielce.
I wyruszą z gazdowskiej obory,
Z gazdowskiego obejścia wyruszą
I oddadzą ostatnie honory
Pól beztrosce, co była mi duszą
I załamią pysznie karki dumne
I powiozą przez wieś moją trumnę.
Ksiądz dobrodziej zaśpiewa rekwije,
A dziewczęta, jak polne skowronki,
Pieśń pochwycą i pieśń się rozwije
I poleci przez pola i łąki,
Ponad wody Dunajca, ku Tatrom
I zawiedzie nutę halnym wiatrom.
[47]
Ciupagami zadzwonią parobcy
I poprawią kłabućki na głowie —
Bośmy byli społem dobrzy chłopcy,
Bośmy sobie wszyscy byli zdrowie,
Bośmy sobie towarzysia byli,
Jakbyśmy się w jeden dzień rodzili.
Radzić będą gazdowie po drodze,
Że ono ta wszystko ma swój koniec,
Że kumoszka Śmierć na jednej nodze
Wartko zbiera ludzi — biegły goniec —
Że ono ta i im trza powoli
Brać się orać na niebieskiej roli.
Radzić będą gaździnki-biedoty,
Jak to krótka na ziemi kwatera —
Nie odegniesz grzbietu od roboty,
A z za węgła już Śmierztka zaziera,
Już przynagla, już znaki podaje,
Że czas odejść w nietutejsze kraje.
[48]
Aż tu raptem czarne konie staną,
Staną w polu pomiędzy wierchami,
Kopytami ruszą ziem kochaną,
Zarżą głucho i parskną nozdrzami
I załamią pysznie karki dumne
I obejrzą się na moją trumnę.
I nie ruszą już dalej ni kroku,
Znakiem będąc niezbadanej woli,
By mnie tutaj pogrzebli, w otoku
Gór zielonych i ludzkiej niedoli,
Gdzie przy drodze Jezusik rzeźbiony
Dobremi mnie obejmie ramiony...