Gracz (Krasicki, 1830)

<<< Dane tekstu >>>
Autor Ignacy Krasicki
Tytuł Gracz
Część Satyry
Pochodzenie Dzieła Krasickiego dziesięć tomów w jednym
Wydawca U Barbezata
Data wyd. 1830
Miejsce wyd. Paryż
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór satyr
tylko Gracz EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron

SATYRA XI.
Gracz.

Słusznie niżnik czerwienny, a kinal z nazwiska,
Uczczony matedorstwem. Jemu kart igrzyska
Winniśmy: a walecznym dumne bohatyrem,
Wyszły na świat szulery pod wodzem Lahirem.
Tak się zwał ten, co pierwszy dla zabawnej spółki,
Pod różnemi barwami zebrał cztery półki:
I każąc się bić lalkom, głupiego gdy bawił,
Wszystkim jego następcom kunszt zacny objawił.
Weszły karty w potrzebę, tak jak innych wiela,
Których dziwacki wymysł gdy ludziom udziela,
Płacimy haracz modzie. Stąd tyrany nowe,
Króle winne, czerwienne, żołędne, dzwonkowe,
Bez względu na poddanych majątku ostatki,

Coraz cięższe wkładają jarzma i podatki.
Łask pańskich (jak zazwyczaj), rywale, rywalki,
Dworzany niżnikowie, faworytki kralki,
Zawsze w wojnie, a z nimi i ich adherenci,
Biją wszystkich, skoro się ich kolor wyświęci.
Król najstarszy u innych; nasz jarzmu niezdolny,
Pod tuzem, jak pod prawem sadza go lud wolny:
Bije więc wstępnym bojem i króle i kralki,
A my głupi, co gramy: płacimy za lalki.
I lalki nam też płacą. Co ziemi i piędzi
Nie miał przedtem, dziś Marek hrabia na żołędzi,
Z łaski malowanego króla jegomości
Posiada summy, wexle, fanty, majętności.
Jako strumyk, co zlekka po kamyczkach ścieka,
Nim się z niego tak znaczna ustanowi rzeka,
Iż ją majtek w żegludze żartkiem porze wiosłem,
Tak szedł Marek do zbiorów szulerskiem rzemiosłem.
Podłe są gier wspaniałych pierwsze towarzyszki,
Chcesz przyjść do Faraona, trzeba zacząć w pliszki,
Trzeba skrzętnym staraniem, gdy pora użycza,
Próbować różnych losów, i w rusa, i w bicza,
A zacząwszy w ciskankę z chłopcy po miesiącu
Kończyć z pany wśród luster, grając po tysiącu;
Najśmielej wódz takowy do zwycięztwa zmierza,
Który się od prostego dosłużył żołnierza.
O wy! dusze wyborne i większe nad prawo!
Wspaniały punkt honoru co trzymając żwawo,
Zaufani, że na was cios kary nie natrze,
Na bankowym fortunę stawiacie teatrze;
A szacownej wolności chcący zostać wzorem;
Domy wasze trzymacie szulerstwu otworem.
Pozwólcie dusze wielkie! dusze uwielbione!
Niechaj igrzysk fortuny uchylę zasłonę.
Assamble: Niosą karty, i sztony i marki,
A jako bankierowie na walne jarmarki;
Zasiadają szulery, w wielkie dzieła wprawne,
Koło nich, jak na smyczy, pacyjenty sławne.
Ten nowy kabalista zaczyna kwerendy,
Stawił na piątkę z asem połowę arendy:
Tamten zazdrośnem okiem patrząc na kolegę,
Sypie na kralkę pełną pszenicy komiegę.
Przegrał niżnik, ów niżnik, co się był tak wsławił,
Zgniotł Antoni złoczyńcę, i w komin wyprawił.
Marcin damie łeb urwał za dwa łaszty żyta,
Klnie Jędrzej nieszczęśliwy i zębami zgrzyta;
A że sąsiad na takąż, jak on, kartę stawia,
Dąsa się na sąsiada, mruczy i przymawia.
I ów przegrał i westchnął, a Jędrzej się cieszy,
Coraz więcej zgromadza zysk szulerskiej rzeszy:
Złoto brzęczy, ten daje, a tamten odbiera:
Ow, że przegrał, za siebie coraz się obziera,
Ktoś mu przyniósł nieszczęście. Piotr przegrał na kralkę
Byłby i więcej przegrał, szczęściem postrzegł balkę.
Posunął się, a miejsca gdy lepszego siąga,
Już nietrwożny, jak siedzi, zgrał się do szeląga.
Zgrał się, a nowy Tytan zjadłością rozżarty,
Jak Ossę i Pelion rzucił w górę karty;
Wyzywa, a w perorach żwawo rozpoczętych,
Bluźni żywych, umarłych, i grzesznych, i świętych,
Piotr więcej jeszcze przegrał, przecież się uśmiécha,
Śmiech w uściech, a łzy w oczach, więc tajemnie wzdycha,
Żal dokucza, wstyd broni: trójka nieszczęśliwa,
Trojka niegdyś pomyślna, a teraz zdradliwa,
Poczwórnem złem padnieniem zgubiła go marnie,
Osierocone złoto, chciwy bankier garnie:
Nie masz czasu i żegnać miłe towarzysze,
Poszedł smutny, siadł w kącie, i satyry pisze.
Pisz bracie! dobre będą, piękne i zbawienne.
W drugim kącie na losy płaczący odmienne,
Co największą pociechą strapionego gracza,
Znalazł Łukasz nieszczęsnych awantur słuchacza;
Za nic Rzymu i Aten sławne oratory,
Natenczas, kiedy szuler płaczliwe perory
Rozpoczyna wybornym sposobem i kształtem;
Jakim los rozjuszony niesłychanym gwałtem
Srożył się, jak tylekroć szczęsne i wygrane,
Owe karty z kabały, karty doznawane,
Odmieniły się wszystkie, odmieniły nagle,
A gdy dął wiatr pomyślny w rozpuszczone żagle,
Gdy już okręt ku mecie dążył w bystrym biegu,
Gdy już portu dotykał, rozbił się na brzegu.
Rozbił się, umilkł mówca... westchnął! głową kiwnął:
Rozbił!... powtórzył słuchacz, i żałośnie ziwnął.
Wrzask — o co? — Jak nie wrzeszczeć! zyski oczywiste
Stracił Jan; wielkim głosem wotum uroczyste,
Co w zaklęciu wskróś serca słyszących przenika,
Czyni, że grać nie będzie... i stawia niżnika.
Stawia zdrajcę, co tyle złota na bank wegnał,
Stawia na pożegnanie: przegrał... nie pożegnał,
A losów nieszczęśliwych dopełniając miarki,
Pozbywszy gotowizny, gra teraz na marki.
Źle rzecz sądzić z pozoru. O marki! o sztony!
Któżby zgadł, żeście czasem warte miliony!
Spytaj Jana, opowie, kościanemi znaki,
Jak z sług pany, a z panów stały się żebraki.
Piotr kontent, Piotr, co wczoraj trzysta nie żałował:
Dziś wziął rewanż, trzy wygrał, do kieszeni schował:
Oszukał, bo grać przestał, tych, co wczoraj zgrali,
Jęczą nad srogą zemstą, więc się ich użali:
Niech wygrane odbiorą: stawił, przegrał, drugą,
I ta poszła; nie bawiąc z odgrywaniem długo,
Co chciał pocieszyć, niby zawstydzone franty,
Dał pięćset w gotowiźnie, a tysiąc na fanty.
Przegrał lecz pięknie przegrał, nie oszczędza zbioru,
Ale przegrał na słowo, a to dług honoru.
Niech głód mrą, niech klną pana służący niepłatni,
Żebrak on na potrzeby, na zbytki dostatni.
Pierwszy dług kart u niego niż zasług, niż cnoty,
Woli płacić za kralkę, niż wspomódz sieroty,
Nie kazał tak król polski, lecz kazał czerwienny:
A zbytek coraz w głupich zapędach odmienny,
W tym tylko jest stateczny, że niecnotę wdzięczy.
To nie honor zapłacić, gdy sierota jęczy;
Kiedy płacze rzemieślnik, sługa strawion pracą,
A honor, gdy się zbytki i niecnoty płacą!
Jan objął po rodzicach majętność dostatnią,
Wjechał w miasto, a wpadłszy w filutowską matnią,
W takie go facyendy wprawił kunszt łotrowski,
Że w rok poszły intraty, i summy i wioski.
Cóż teraz czyni? oto widząc w worku pustki,
Z szóstek robi siódemki, a z siódemek szóstki.
Żyje więc jeszcze lepiej: niż kiedy był panem,
A teraźniejszym dobrze dyrygując stanem,
Kto wie, jeśli co przegrał, nazad nie odkupi.
A jak zdradę postrzegą? Alboto Piotr głupi?
Wyćwiczył się on nie źle. Są mistrze uczeni,
Co kiedy zechcą, żołądź uczynią z czerwieni,

Co panfila z kinala; a gdy karta zmyka,
Z króla kralkę uczynią, a z tuza niżnika.
Świat się przepolerował. Bogdajby był dziki,
Bodaj wiecznie przepadły tuzy i niżniki!
Dla głupich się zaczęły, mądrzy je przejęli;
I coby się kartami tylko bawić mieli,
Tracą na nich czas drogi, majątek i cnotę;
A zbrodni filuterskich przejmując ochotę,
Oszukani, utratni, zdrajcy, i oszusty,
Płacą głupstwa dań zdzierstwa, zbytków i rozpusty.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ignacy Krasicki.