Gryzli Uab/Dzieciństwo Uaba/V
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Gryzli Uab |
Pochodzenie | Opowiadania z życia zwierząt, serja druga |
Wydawca | Wydawnictwo M. Arcta |
Data wyd. | 1912 |
Druk | Drukarnia M. Arcta |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Maria Arct-Golczewska |
Ilustrator | Ernest Thompson Seton |
Tytuł orygin. | The Biography of a Grizzly |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Uab spał całą zimę bez przebudzenia, jak to jest zwyczajem wszystkich niedźwiedzi, a teraz, gdy nastała wiosna, zbudził się, zdziwiony, że przespał tyle czasu. Zmienił się trochę przez ten czas, schudł i urósł. Obudził się strasznie głodny i, wyciągnąwszy się należycie, poszedł na poszukiwanie zdobyczy. Nie było to jednak łatwe, gdyż nie było już teraz nasion szyszek ani jagód ani jeszcze mrówek, udało mu się jednak znaleźć zwłoki martwego, prawdopodobnie zmarzniętego łosia i uraczył się nimi należycie, pozostałą resztę ukrył na później. Wystarczyło mu tego na kilka tygodni, potem znowu odbywał dalsze wędrówki, gdyż w najbliższej okolicy nic na razie znaleźć nie mógł.
W jednej z takich wędrówek zaszedł do jakiejś pięknej doliny, gdzie było dużo słońca i bujna roślinność, zapewne więc i pożywienia też była obfitość. Gdy tak zachwycony rozglądał się po nowej okolicy, poczuł zapach czegoś, co mu przypomniało jakby niedźwiedzia szarego. Zapach ten stawał się wyraźniejszy im bardziej zbliżał się do wysokiej sosny, stojącej samotnie na skalistem zboczu. Uab stanął na tylnich łapach, żeby lepiej obwąchać drzewo i poznał po nalepionym na niem błocie i szarych włosach, że był tu jakiś wielki szary niedźwiedź, prawdopodobnie większy od niego. Poczuł się więc nieswojo. Oddawna coprawda pragnął spotkać się z jakim krewniakiem, ale obecnie ten nowy znajomy przejmował go strachem. Wszakże dotychczas nie doznał nic dobrego w czasie swej samotności i opuszczenia, czyż teraz mógł spodziewać się czego lepszego?
Gdy tak rozmyślał, ujrzał nagle olbrzymiego Gryzli. Wielki szary niedźwiedź z całą siłą wyrywał na pagórku z pod kamieni korzenie roślinne.
Uab, nie wiele myśląc, zawrócił do lasu i, stanąwszy na wzniesieniu, obserwował ruchy potwora.
Olbrzym po chwili, poczuwszy także obecność drugiego niedźwiedzia, porzucił swe korzenie i podszedł do sosny, obtarł się o nią nosem i pazurami darł korę, o którą poprzednio obcierał się Uab. Potem szybko poszedł za śladem Uaba.
Ale młody niedźwiedź spostrzegł to w porę i czemprędzej uciekł do swego wąwozu Meteetse, upewniwszy się po raz nie wiem który, że wiecej swobody i spokoju ma się tam, gdzie jest brak pożywienia.
Lato wkrótce nadeszło i wtedy zaczęło się lenienie zwierząt. I Uaba mocno swędziła skóra, tak że czuł potrzebę drapania się i z całą przyjemnością tarzał się w błocie, a potem obcierał o drzewa. Wyrósł ogromnie, a jeszcze bardziej pazury jego i łapy, tracił przytem swą dawną lekkość, sprężystość i zręczność, jaką miał w dzieciństwie, nie tak dawno jeszcze. Nie mógł on teraz drapać się po drzewach, ale za to coraz częściej stawał przy drzewie na tylnich łapach i wyciągnąwszy się jak mógł najwyżej, obcierał się o korę koniuszkiem nosa. Może nie zauważył tego, a może i wiedział, że dosięgał coraz wyżej i że stając się wielkim i silnym, coraz wyżej dotykał drzew swą skórą, tak że w końcu wszystkie drzewa okolicy przez niego zamieszkanej były jakby poznaczone jego sierścią. Stanowiło to okręg Uaba, którego był wyłącznym panem i władcą.
Pewnego dnia w końcu lata zauważył, że w pobliżu pojawił się jakiś nieproszony gość — inny niedźwiedź o czarnem błyszczącem futrze. Uab strasznie się rozzłościł na intruza. Gdy czarny się zbliżył, Uab zobaczył jego czerwonawy nos, białą plamę na piersiach i rozerwane jedno ucho, a przytem doleciał go jakiś dziwny zapach.
Nie było wątpliwości, że to był ten sam czarny niedźwiedź, który go napastował niegdyś w borze sosnowym. Ale jakżeż on się zmienił! Dawniej był to olbrzym, przed którym drżał ze strachu, obecnie zaś mógł on, mały Gryzli, zmiażdżyć go uderzeniem łapy. Podsunął się więc bliżej z groźną miną, czarny zaś w okamgnieniu wdrapał się na drzewo. Uab podążył za nim, ale wielkie jego łapy nie mogły nawet uchwycić cienkiego drzewa i po kilku nadaremnych wysiłkach odszedł. Skorzystał z tego czarny i uciekł, a gdy Gryzli po raz wtóry powrócił pod to drzewo, gdzie siedział jego niegdyś nieprzyjaciel, nie było nawet śladu po nim.
Lato miało się ku końcowi, a z nim kończyły się różne przysmaki leśne. Pewnej nocy powędrował więc Uab do dolnej części wąwozu, spodziewając się tam znaleźć coś dobrego. I rzeczywiście, po chwili doleciał go z wiatrem miły zapach — poszedł za nim i znalazł się obok martwego ciała byka. Obok uwijało się kilka koyotów, ale jakież małe wydały się one teraz Uabowi w porównaniu z temi, które widział w dzieciństwie! Jeden z koyotów stał sam jakby przykuty do miejsca, wykonywając tylko jakieś dziwne skoki tylnemi nogami. Uab podsunął się do niego i powalił go na ziemię, w tej chwili jednak poczuł znany mu zapach żelaznego zatrzasku i cofnąwszy się na drugi koniec padliny, zabrał się z apetytem do uczty. Wtem lekki trzask dał się słyszeć i Uab poczuł jedną ze swych łap przytrzymaną i uwięzioną. Nie rozpaczał jednak teraz tak jak niegdyś, ale wziął się odrazu do roboty i po chwili uwolnił łapę z uwięzi. Nieufnie już teraz spoglądał na ponętną zdobycz, a poczuwszy przy tem zapach człowieka, porzucił wszystko i uciekł do swego dzikiego zakątka leśnego.