Izaak/Część trzecia
Biada ci głowo moja – słyszałem i nie umarłem – choć straszniejszy od śmierci dreszcz przeszedł mnie gromem – Panie! Panie! owom ja sługa Twój Abraham – ale po śmierci[,] śmierci mojej słów tych nie zabędę – Patrz pierś ojcowska zżyma się nad fale morza. – Tak – jam słyszał – czułem palec jego nad głową moją – i nad synem moim – o weź mnie!... i zniszcz – lecz przepuść dziecku temu – co jako lilia polna rośnie swej krasy nieświadome – biada! dni moje stare – matka… pokolenie.
On śpi taki, jak gdyby anioł cichy – co od ziemi powrócił znużony do stóp Jana. – O! patrz na niego Jehowah!... na te lica dziecięci snem zrumienione – ten uśmiech niewinny i tęskny – i włos co upada z białego czoła, na którem jedna ręka spoczęła – część szaty białej we śnie opadła odsłania senne młodzieńcze ciało – o! ja bym te członki wszystkie całował – pieścił je nad źrenicę oka mego!.. o Panie! spojrzyj w ciemność piersi mojej – (po długiej chwili) lecz ja Ci Panie – poświęcę i syna – a Ty go oddasz ludowi memu!... Panie!... to dziecię moje.
O! i anioły Twoje otoczyły mnie w koło i dziewic rajskich wieńce śpiewające – tu tak błogo i jasno a jednak tęskno w sercu – tu – tu – przy niem nie ma Izmaela…
O Sędzio świata! (wychodzi).
Co to – co to – we śnie mi zda się, żem coś czuła – ha ale coś tak strasznego jakby się wnętrzności żywota mego w węże przemieniły – zdało mi się jakby (przeciera oczy) złoczyńca śród boru przeżynał gardło koźlęciu – a mnie bolało rozcinane gardło – czułam nóż – i że krew uchodzi zwolna – stygnie – ah! ah! Abraham! gdzie on? Izaak.
Matka woła?
Śpisz dziecię?
Śpię błogo!
Śpij – śpij – noc głęboka. (wstaje i wychodzi).
Patriarcho – co tobie – tak wcześnie ze snu powstałeś[,] pierwsze kury pieją.
Ah! oby drugi nie piał nigdy!
Wszystkie służebne uśpione – lica twoje jak twarz człowieka z kamienia – oko krwawe – co to? patriarcho!
Śpij jeszcze – noc ciemna, tylko kilka gwiazd zbladło na niebie.
Patriarcho!
Śpij powiadam ci – jeszcze drugi kur nie piał – nad ranem dosyć czasu dowiedzieć się tobie ciekawa niewiasto – uczynim jutro całopalenie.
Patriarcho! mężu! podziel się z matką twego dziecięcia…
Dziecięcia!!! (zrywa się i odchodzi).
Gdyby sen mój – jakieś nieszczęście – ale cóż to – czy ci w starym łbie, w tym siwym się już zmąciło – żeś podziecinniał? sen minął – cicho!... drugi kur pieje – a tam woła ptak nocny – po co mi targać Pana tajemnice – jak chłodno – senno – do loża jeszcze, bo rano daleko – o! jak śpi Izaak – śpij aniele mój spokojnie – już nie ma tych co trwożyli o ciebie matkę twoją – już poszli daleko – po co się mi wiecznie serce gryzie – już poszła – (zasypia).
Zbudzić go mam!... o lepiej by się nigdy nie obudził!... ostatni kur zapiał – czas… Ufam tobie Panie – i lud mój kocham na niego – a ciebie nad lud mój Iehowah lecz lud mój ludem twoim!...
Wstań dziecię wstań! już pieje kur!...
Ojcze! jeszcze rano! ja taki śpiący (zasypia).
Wstań chłopcze! już skowronek dzwoni po rosie i słońce budzi!...
Może to słowik jeszcze… choć chwilę jeszcze… a czy niebo niebieskie.
Czyste i bez chmurki…
O! jeszczem senny…
Zbudź się zbudź – Panu dziś damy ofiarę[,] nim słońce wstanie idę na górę i ty pójdziesz ze mną.
Ofiarę? Panu! o! chodźmy – tylko szaty wezmę i drew uzbieram.
Saro! Saro!
Głos twój drży o Panie – a przecz tak rano budzisz to wątłe chłopię? niech jeszcze zaśnie.
Nie ma chwili idziem całopalić – ty syna pobłogosław – to pierwsza jego ofiara.
Niech imię twoje w górę idzie pokoleniami jak słup płomienia od stosu do nieba – a ofiarę niech przyjmie Pan. Amen.
Bądź zdrowa!
Synu! jeszcze! synu!... (obejmuje go). Nie wiem czemu mi się chce płakać – patriarcho! winnam bardzo! ja podsłuchałam dziś pode drzwiami jak sam chodziłeś i mówiłeś jakieś straszne słowa – i mówiąc, wciąż wołałeś imię Izaaka – a ja miałam dzisiaj sen – ha! potworny – opętany!
I żal mi iść od ciebie – a chcę iść za ojcem – tak mi jest jakbym szedł daleko – daleko.
Zostań!
O nie! on sam i stary! a tak kocham Iehowę nad słońce i gwiazdy!... ja wrócę – (ściska matkę – i wraca jeszcze) Matko!
Dość niewiasto – czas nie śpi – (wychod[z]ą).
Coś dziwnego stało się ze mną – świat mi się zda kołować. – Pójdę za niemi – trwoga mną trzęsie jak suchem drzewem puszczy wicher jesienny – a nie wiem czemu – ale coś czuję tu! – co ściska sercem matki jak łodzią rozhukane morze.
Już niedaleko – tak kocham tę górę – tutaj przebiegaliśmy dziecinne lata z Izmaelem – tuśmy pędzili trzody co rana – z tego stromego szczytu nieraz trzymając się za ręce modliliśmy się jak ptaki gdy gasło słońce – a tu dziś pierwsza ofiara.
Pierwsza.
Ojcze – tyś zmęczony – nie dojdziesz do szczytu – oprzyj się na mnie – mój drogi tatulu, jak gołąb biały i drżący jesteś – co tobie? zostań u dołu – ja wyjdę i sam spełnię całopalenie – wszak i stąd Jehowa cię usłyszy – on słyszy i widzi wszystko?
Nic to dziecię – wiek ciężki jak kamień dźwigać mi pod górę – oby sto lat trwała ta pielgrzymka!...
Oto szczyt skalisty – o! tak mi jakoś błogo – spokojnie – a! patrz ojcze! tam słońce wschodzi! nad góry niebieskie i nad sine jeziora – lasy zdają się drzemać we mgłach upowite – wschodzi – wzlata! wzlata coraz wyżej – już ozłociło wody – drzewa zaszumiały i ptactwo krzykiem wita stwórcę – o dobry i wielki Pan co takie słońce stworzył!... (wskazuje na stos który ułożył i klęka na nim). O! jakżeś wielki mój ojcze i Panie! chwalę cię promieniami słońca twego co padły na duszę moją! I tęsknię do Ciebie witając Cię z krzykiem dzikiego orła co szumi w błękicie – Boże! ja Ciebie kocham - - i Ty mnie kochasz – ale ja się nie skarżę!...
O! dniu straszliwy – oko wszechwidzące spojrzyj w głębie piersi mojej.
Ojcze stos gotów – ale gdzie ofiara? (chwila milczenia).
Ofiarę – Bóg obmyśli – (modli się drgając na całem ciele – pada czołem do ziemi po chwili zrywa się). Módl się synu.
Modlę się – i zda mi się jakby mi Pan w duszy harfę zawiesił, co gra tak błogo jak słońce po licach źródła i tęcze gdzieś wstają przed wzrokiem moim – wstań już ojcze.
Mam już siłę – część wszechmocy twojej mam Panie – ale pomnij o ludzie moim – a wszak lud mój ludem twoim – udziel mi ramienia twego Jehowah!... siły!... Abraham ojca z synem zabije.
Ojcze drogi?
Bądź – spokojny.
Co to ojcze? tak czarno pod tą zasłoną – ale ja się nie skarżę.
Zdaj to woli Pana.
O! dobrze – we mnie tak jakoś – jasno – jak gdyby wszyscy aniołowie zamieszkali mi tu – w sercu – ale raz jeszcze daj widzieć słońce!...
O ty cudne jasne! bądź zdrowe! coś mi przyświecało w dni błogie – dziecinne – ojcze drogi – Sara – Eleazar – Izmael – (zakrywa oczy), Mnie tak błogo! dzięki Ci Panie, ze mnie obrałeś! jak błogo jest za swoich umierać!... ja drżę z radości! ojcze! ojcze!... Bóg taki dobry – wielki!...
Czujesz Iehowah?... patrz na mnie! ile razy przesunę ostrzem tylekroć topię w sobie żądła żmij liczniejszych nad gwiazdy! otchłań boleści pochłania mnie – tam tam zwątpienie… ha!... niech będzie wola Twoja – przeciw mojej – Amen! (podnosi nóż) Jako nad synem moim – tak nad narodem mym nie spuść zawieszonego miecza o Panie! niech przeto płynie krew ta – jak jagnięcia – jak gołębia – uderzam w Imię Twoje – A! Jehowah! Jehowah! Jehowa!..
Stój Abrahamie – szukał Pan wiary w przepaściach duszy twojej, acz widzi wszystko – rzuć miecz a syn twój błogosławion i syn człowieczy wyjdzie z plemienia jego – rzuć miecz bo Pan da syna swego!...
Panie co tobie?... o to dziewica po którąś mnie posłał.
Wstań ojcze!... Przebóg co to?
Ha! czułam – ujrzałam – boleść dała mi skrzydeł – ty lwie dziki, ślepy na lwicy wściekłość!... oto zęby, któremi byłabym żarła ścierwo twoje a krew z rozkoszą otarłabym siwym włosem z ust spienionych – o! Izaak! Izaak!... (rzuca się na Izaaka).
Nie bluźń niewiasto! wielkie są drogi Pana do kończ końców!...
O! jam już z wami wędrował – czemu tu wracam na dół?... to matka?... Matko! Ojcze!
Córko Rebeko rozwiąż mu zasłonę – Izaak! anioł cię uwolnił i ubłogosławił.
O drogi mój!... (rozwiązuje mu oczy).
Ten anioł?...
Nie – to Rebeka oblubienica Twoja – chcesz li ją?
Ja Cię już znałem i śniłem o tobie w nocach gwieździstych (całuje ją).
Wierną ci będę i miłościwą do końca! (kładzie mu czoło na piersi).
Jehowah!...
Amen! Amen!
Cieszycie się a nie czujecie że w tej chwili Pan co mnie wybawił płacze nad synem swoim by go dać na świat i srom… Jehowah!
Błogosławieństwo nasze niech będzie z wami!...
Zbliża się koźlę pasące.
Oto ofiara!
Drogi swojemu wiedź nas dalej Panie choć puszczą i manowcem krwawisz stopy nasze – wolim je nad drogi narodów innych – Ty idź obłokiem ognia przed dziećmi Maszami w ciemności i przed dziećmi ich – by ujrzały prawdę jeśli my jej niegodni – z dymem ofiary duch mój leci ku Tobie – Ojców naszych ojcze tyś w nas – a któż przeciw nam? dzień odkupienia przyspiesz nam Panie!
Chwała! Chała! Chwała!...
Chwała tym co wierzą i walczą, chwała męczonym co z uśmiechem na stos wstępują – A Pan z narodem swoim do końca!... W imię silnej wiary słabych pacholąt, przez te co nie łakną miodu lecz łakną być pszczołą!... Na kręgach gwiazd! na tarczach słońc!.. na dziejach światów! chwała Jemu! Amen! Amen! Amen!
- Wenecja 1860 [1] (Danieli).
- ↑ Data 1860, to albo literówka od 1870, albo świadczyć może o napisaniu 10 lat poprzedzającym publikacje prasową, bo Izaak jest wymieniony wśród dzieł Władysława Tarnowskiego opublikowanych w Dzienniku Literackim w nr 44 i 45 przez Zygmunt Szweykowski, Jarosław Maciejewski, Wiesława Albrecht-Szymanowska, Anna Polakowska, Izabella Teresińska. Nowy Korbut. Tom 16. Literatura pozytywizmu i Młodej Polski: hasła osobowe T-Ż. — Państwowy Instytut Wydawniczy, 1970. — str. 25.