Izaak/Część trzecia


Część druga Izaak • Część trzecia • Władysław Tarnowski
Część druga Izaak
Część trzecia
Władysław Tarnowski

Część trzecia.
Noc – Abraham i Sara na łożach – w głębi miedzy niemi śpi Izaak.
Abraham (zrywa się z łoża).

Biada ci głowo moja – słyszałem i nie umarłem – choć straszniejszy od śmierci dreszcz przeszedł mnie gromem – Panie! Panie! owom ja sługa Twój Abraham – ale po śmierci[,] śmierci mojej słów tych nie zabędę – Patrz pierś ojcowska zżyma się nad fale morza. – Tak – jam słyszał – czułem palec jego nad głową moją – i nad synem moim – o weź mnie!... i zniszcz – lecz przepuść dziecku temu – co jako lilia polna rośnie swej krasy nieświadome – biada! dni moje stare – matka… pokolenie.

(Wstaje i idzie ku śpiącemu Izaakowi nad którym uchyla zasłony)

On śpi taki, jak gdyby anioł cichy – co od ziemi powrócił znużony do stóp Jana. – O! patrz na niego Jehowah!... na te lica dziecięci snem zrumienione – ten uśmiech niewinny i tęskny – i włos co upada z białego czoła, na którem jedna ręka spoczęła – część szaty białej we śnie opadła odsłania senne młodzieńcze ciało – o! ja bym te członki wszystkie całował – pieścił je nad źrenicę oka mego!.. o Panie! spojrzyj w ciemność piersi mojej – (po długiej chwili) lecz ja Ci Panie – poświęcę i syna – a Ty go oddasz ludowi memu!... Panie!... to dziecię moje.

(pochyla się nad nim – kilka łez jego upada na twarz Izaaka).
Izaak (przez sen).

O! i anioły Twoje otoczyły mnie w koło i dziewic rajskich wieńce śpiewające – tu tak błogo i jasno a jednak tęskno w sercu – tu – tu – przy niem nie ma Izmaela…

Abraham (spuszczając zasłonę strasznym głosem).

O Sędzio świata! (wychodzi).

Sara (zbudzona).

Co to – co to – we śnie mi zda się, żem coś czuła – ha ale coś tak strasznego jakby się wnętrzności żywota mego w węże przemieniły – zdało mi się jakby (przeciera oczy) złoczyńca śród boru przeżynał gardło koźlęciu – a mnie bolało rozcinane gardło – czułam nóż – i że krew uchodzi zwolna – stygnie – ah! ah! Abraham! gdzie on? Izaak.

Izaak.

Matka woła?

Sara.

Śpisz dziecię?

Izaak.

Śpię błogo!

Sara.

Śpij – śpij – noc głęboka. (wstaje i wychodzi).

Abraham (siedzi na progu ponury).
Sara (gwałtownie).

Patriarcho – co tobie – tak wcześnie ze snu powstałeś[,] pierwsze kury pieją.

Abraham.

Ah! oby drugi nie piał nigdy!

Sara.

Wszystkie służebne uśpione – lica twoje jak twarz człowieka z kamienia – oko krwawe – co to? patriarcho!

Abraham.

Śpij jeszcze – noc ciemna, tylko kilka gwiazd zbladło na niebie.

Sara.

Patriarcho!

Abraham.

Śpij powiadam ci – jeszcze drugi kur nie piał – nad ranem dosyć czasu dowiedzieć się tobie ciekawa niewiasto – uczynim jutro całopalenie.

Sara.

Patriarcho! mężu! podziel się z matką twego dziecięcia…

Abraham.

Dziecięcia!!! (zrywa się i odchodzi).

Sara.

Gdyby sen mój – jakieś nieszczęście – ale cóż to – czy ci w starym łbie, w tym siwym się już zmąciło – żeś podziecinniał? sen minął – cicho!... drugi kur pieje – a tam woła ptak nocny – po co mi targać Pana tajemnice – jak chłodno – senno – do loża jeszcze, bo rano daleko – o! jak śpi Izaak – śpij aniele mój spokojnie – już nie ma tych co trwożyli o ciebie matkę twoją – już poszli daleko – po co się mi wiecznie serce gryzie – już poszła – (zasypia).

Brzask poranku – ostatni kur pieje – Abraham nad śpiącym Izaakiem.

Zbudzić go mam!... o lepiej by się nigdy nie obudził!... ostatni kur zapiał – czas… Ufam tobie Panie – i lud mój kocham na niego – a ciebie nad lud mój Iehowah lecz lud mój ludem twoim!...

(Dotyka Izaaka miłościwie)

Wstań dziecię wstań! już pieje kur!...

Izaak (przeciera oczy).

Ojcze! jeszcze rano! ja taki śpiący (zasypia).

Abraham.

Wstań chłopcze! już skowronek dzwoni po rosie i słońce budzi!...

Izaak.

Może to słowik jeszcze… choć chwilę jeszcze… a czy niebo niebieskie.

Abraham.

Czyste i bez chmurki…

Izaak.

O! jeszczem senny…

Abraham.

Zbudź się zbudź – Panu dziś damy ofiarę[,] nim słońce wstanie idę na górę i ty pójdziesz ze mną.

Izaak (zrywa się).

Ofiarę? Panu! o! chodźmy – tylko szaty wezmę i drew uzbieram.

Abraham.

Saro! Saro!

Sara (zbudzona)

Głos twój drży o Panie – a przecz tak rano budzisz to wątłe chłopię? niech jeszcze zaśnie.

Abraham.

Nie ma chwili idziem całopalić – ty syna pobłogosław – to pierwsza jego ofiara.

Sara.

Niech imię twoje w górę idzie pokoleniami jak słup płomienia od stosu do nieba – a ofiarę niech przyjmie Pan. Amen.

Izaak.

Bądź zdrowa!

Sara.

Synu! jeszcze! synu!... (obejmuje go). Nie wiem czemu mi się chce płakać – patriarcho! winnam bardzo! ja podsłuchałam dziś pode drzwiami jak sam chodziłeś i mówiłeś jakieś straszne słowa – i mówiąc, wciąż wołałeś imię Izaaka – a ja miałam dzisiaj sen – ha! potworny – opętany!

Izaak.

I żal mi iść od ciebie – a chcę iść za ojcem – tak mi jest jakbym szedł daleko – daleko.

Sara.

Zostań!

Izaak.

O nie! on sam i stary! a tak kocham Iehowę nad słońce i gwiazdy!... ja wrócę – (ściska matkę – i wraca jeszcze) Matko!

Abraham.

Dość niewiasto – czas nie śpi – (wychod[z]ą).

Sara.

Coś dziwnego stało się ze mną – świat mi się zda kołować. – Pójdę za niemi – trwoga mną trzęsie jak suchem drzewem puszczy wicher jesienny – a nie wiem czemu – ale coś czuję tu! – co ściska sercem matki jak łodzią rozhukane morze.

Abraham i Izaak idą pod górę.
Izaak (niosąc drzewo na barkach).

Już niedaleko – tak kocham tę górę – tutaj przebiegaliśmy dziecinne lata z Izmaelem – tuśmy pędzili trzody co rana – z tego stromego szczytu nieraz trzymając się za ręce modliliśmy się jak ptaki gdy gasło słońce – a tu dziś pierwsza ofiara.

Abraham.

Pierwsza.

Izaak.

Ojcze – tyś zmęczony – nie dojdziesz do szczytu – oprzyj się na mnie – mój drogi tatulu, jak gołąb biały i drżący jesteś – co tobie? zostań u dołu – ja wyjdę i sam spełnię całopalenie – wszak i stąd Jehowa cię usłyszy – on słyszy i widzi wszystko?

Abraham.

Nic to dziecię – wiek ciężki jak kamień dźwigać mi pod górę – oby sto lat trwała ta pielgrzymka!...

Izaak.

Oto szczyt skalisty – o! tak mi jakoś błogo – spokojnie – a! patrz ojcze! tam słońce wschodzi! nad góry niebieskie i nad sine jeziora – lasy zdają się drzemać we mgłach upowite – wschodzi – wzlata! wzlata coraz wyżej – już ozłociło wody – drzewa zaszumiały i ptactwo krzykiem wita stwórcę – o dobry i wielki Pan co takie słońce stworzył!... (wskazuje na stos który ułożył i klęka na nim). O! jakżeś wielki mój ojcze i Panie! chwalę cię promieniami słońca twego co padły na duszę moją! I tęsknię do Ciebie witając Cię z krzykiem dzikiego orła co szumi w błękicie – Boże! ja Ciebie kocham - - i Ty mnie kochasz – ale ja się nie skarżę!...

Abraham.

O! dniu straszliwy – oko wszechwidzące spojrzyj w głębie piersi mojej.

Izaak (klęcząc na stosie).

Ojcze stos gotów – ale gdzie ofiara? (chwila milczenia).

Abraham.

Ofiarę – Bóg obmyśli – (modli się drgając na całem ciele – pada czołem do ziemi po chwili zrywa się). Módl się synu.

Izaak.

Modlę się – i zda mi się jakby mi Pan w duszy harfę zawiesił, co gra tak błogo jak słońce po licach źródła i tęcze gdzieś wstają przed wzrokiem moim – wstań już ojcze.

Abraham.

Mam już siłę – część wszechmocy twojej mam Panie – ale pomnij o ludzie moim – a wszak lud mój ludem twoim – udziel mi ramienia twego Jehowah!... siły!... Abraham ojca z synem zabije.

Izaak.

Ojcze drogi?

Abraham (wiąże mu oczy).

Bądź – spokojny.

Izaak.

Co to ojcze? tak czarno pod tą zasłoną – ale ja się nie skarżę.

Abraham.

Zdaj to woli Pana.

Izaak.

O! dobrze – we mnie tak jakoś – jasno – jak gdyby wszyscy aniołowie zamieszkali mi tu – w sercu – ale raz jeszcze daj widzieć słońce!...

(uchyla zasłony).

O ty cudne jasne! bądź zdrowe! coś mi przyświecało w dni błogie – dziecinne – ojcze drogi – Sara – Eleazar – Izmael – (zakrywa oczy), Mnie tak błogo! dzięki Ci Panie, ze mnie obrałeś! jak błogo jest za swoich umierać!... ja drżę z radości! ojcze! ojcze!... Bóg taki dobry – wielki!...

Abraham (ostrząc nóż).

Czujesz Iehowah?... patrz na mnie! ile razy przesunę ostrzem tylekroć topię w sobie żądła żmij liczniejszych nad gwiazdy! otchłań boleści pochłania mnie – tam tam zwątpienie… ha!... niech będzie wola Twoja – przeciw mojej – Amen! (podnosi nóż) Jako nad synem moim – tak nad narodem mym nie spuść zawieszonego miecza o Panie! niech przeto płynie krew ta – jak jagnięcia – jak gołębia – uderzam w Imię Twoje – A! Jehowah! Jehowah! Jehowa!..

Anioł Pański (porywa miecz).

Stój Abrahamie – szukał Pan wiary w przepaściach duszy twojej, acz widzi wszystko – rzuć miecz a syn twój błogosławion i syn człowieczy wyjdzie z plemienia jego – rzuć miecz bo Pan da syna swego!...

Abraham (pada wyjąc z płaczem, przypada Eleazar wiodąc zakwefioną Rebekę za niemi leci Sara).
Eleazar.

Panie co tobie?... o to dziewica po którąś mnie posłał.

Rebeka (wznosząc Abrahama).

Wstań ojcze!... Przebóg co to?

Sara (zdyszana).

Ha! czułam – ujrzałam – boleść dała mi skrzydeł – ty lwie dziki, ślepy na lwicy wściekłość!... oto zęby, któremi byłabym żarła ścierwo twoje a krew z rozkoszą otarłabym siwym włosem z ust spienionych – o! Izaak! Izaak!... (rzuca się na Izaaka).

Abraham.

Nie bluźń niewiasto! wielkie są drogi Pana do kończ końców!...

Izaak (drżąc).

O! jam już z wami wędrował – czemu tu wracam na dół?... to matka?... Matko! Ojcze!

Abraham.

Córko Rebeko rozwiąż mu zasłonę – Izaak! anioł cię uwolnił i ubłogosławił.

Rebeka.

O drogi mój!... (rozwiązuje mu oczy).

Izaak (spostrzegając Rebekę).

Ten anioł?...

Abraham.

Nie – to Rebeka oblubienica Twoja – chcesz li ją?

Izaak.

Ja Cię już znałem i śniłem o tobie w nocach gwieździstych (całuje ją).

Rebeka.

Wierną ci będę i miłościwą do końca! (kładzie mu czoło na piersi).

Abraham.

Jehowah!...

Sara.

Amen! Amen!

Izaak.

Cieszycie się a nie czujecie że w tej chwili Pan co mnie wybawił płacze nad synem swoim by go dać na świat i srom… Jehowah!

Abraham.

Błogosławieństwo nasze niech będzie z wami!...

Eleazar.

Zbliża się koźlę pasące.

Abraham.

Oto ofiara!

(zapala stos i ofiaruje w natchnieniu:)

Drogi swojemu wiedź nas dalej Panie choć puszczą i manowcem krwawisz stopy nasze – wolim je nad drogi narodów innych – Ty idź obłokiem ognia przed dziećmi Maszami w ciemności i przed dziećmi ich – by ujrzały prawdę jeśli my jej niegodni – z dymem ofiary duch mój leci ku Tobie – Ojców naszych ojcze tyś w nas – a któż przeciw nam? dzień odkupienia przyspiesz nam Panie!

Chór głosów.

Chwała! Chała! Chwała!...

Chór niewidzialny.

Chwała tym co wierzą i walczą, chwała męczonym co z uśmiechem na stos wstępują – A Pan z narodem swoim do końca!... W imię silnej wiary słabych pacholąt, przez te co nie łakną miodu lecz łakną być pszczołą!... Na kręgach gwiazd! na tarczach słońc!.. na dziejach światów! chwała Jemu! Amen! Amen! Amen!

Wenecja 1860 [1] (Danieli).




  1. Przypis własny Wikiźródeł Data 1860, to albo literówka od 1870, albo świadczyć może o napisaniu 10 lat poprzedzającym publikacje prasową, bo Izaak jest wymieniony wśród dzieł Władysława Tarnowskiego opublikowanych w Dzienniku Literackim w nr 44 i 45 przez Zygmunt Szweykowski, Jarosław Maciejewski, Wiesława Albrecht-Szymanowska, Anna Polakowska, Izabella Teresińska. Nowy Korbut. Tom 16. Literatura pozytywizmu i Młodej Polski: hasła osobowe T-Ż. — Państwowy Instytut Wydawniczy, 1970. — str. 25.