[311]
EPITHALAMIUM[1]
Wieczór, młodzieńcy, przyszedł, krom żadnej zabawy,[2]
Wieczór na niebie wyniósł swój promień łaskawy;
Czas powstać, czas na chwilę pokój dać tańcowi,
A zaśpiewać dawnemu gwoli zwyczajowi.
Panny! młodzieńcy wstali, wstańcie ku nim i wy;
Oto widać na niebie Wieczór niewątpliwy.
Tak wierę, jako prędko, patrzaj, się porwały;
Nie darmo prędko; będą śpiewać, czem wygrały.
Trudna nasza, młodzieńcy, — panny się zmawiają,
A zmowa tam nie prózna, zacnego coś mają,
Lecz nie dziw, rozum bowiem wszytek się ich sili,
A my indziej myśl, indziej uszy zabawili.
Słusznie tedy przegramy, towarzysze moi,
Bo zwycięstwo przy prącej, jako żywo stoi.
Przeto teraz przynamniej miejmy się na pieczy;
One śpiewać już poczną, nam milczeć nie krzeczy.
Wieczorna gwiazdo, której na okrągłem niebie[3]
Ogień nad ziemią gore okrutniejszy ciebie?
[312]
Która dziewkę od matki, od matki przezdzięki[4]
Dziewkę z łona wydzierasz, a dajesz do ręki
Panienkę młodzieńcowi nieubłaganemu,
Co Turczyn gorzej czyni miastu dobytemu.
Wieczorna gwiazdo, której, na okrągłym niebie
Ogień nad ziemią gore przyjemniejszy ciebie?
Która swoim promieniem małżeńskie umowy
Utwierdzasz, co stanowią spoinę starsze głowy,
A nie złączą, aż kiedy płomień twój nastawa:
Co Bóg na szczęsną chwilę żądniejszego dawa?
Wieczór nam, siostry, porwał towarzyszkę z koła;
A nie dziw, bo złodziejom sam przyjaciel zgoła;
Bo skoro on nastaje, wnet i zbójcę wstają,
A w nadzieję ćmy czarnej[5] drogi zasiadają.
Wtenczas, kto co ma stracić, siadaj raczej doma;
Panno, uchodź, nie wychodź z gołemi rękoma!
Towarzysze, trudno kraść, kiedy wieczór wschodzi,
Bo za jego płomieniem czujna straż wychodzi.
W nocy złodziej się tai, którego zaś rano
Inszy złodziej wymaca, wziąwszy insze miano;
A panny go zmyśloną szczypią skargą swoją;
Cóż chocia szczypią, o co potajemnie stoją?
Jako kwiat pewnym płotem roście ogrodzony,
Bydłu skryty a pługiem żadnym nie ruszony,
Którego słońce twierdzi, wiatr gładzi, deszcz żywi, -
Wiele dziewek, wiele jest chłopiąt, co nań chciwi;
Ale skoro okwitnie, ostrym palcem zjęty,
Ani on dziewkom, ani chłopiętom jest wzięty.
[313]
Także i panna, póki trwa nienaruszona,
Póty łaską przyjaciół swych jest obdarzona.
Ale jako raz czystość swoję utraciła,
Ani już dzieciom wdzięczna, ani dziewkom miła.
Jako macica[6], która w prostem polu wschodzi,
Nigdy wzgórę nie idzie, nigdy gron nie rodzi
Dostałych, lecz rózgami wisząc ku dołowi,
Sięga wierzchołkiem ziemie aż ku korzeniowi, —
Żaden oracz, żaden wół o tem nie pracuje,
Ale jeśli się kiedy z klonem porembuje,[7]
Wiele oraczów, wiele wołów o niej chodzi,[8]
Tak panna, będąc panną, zaniedbaną schodzi;
Ale gdy swego czasu w małżeństwo wstąpiła,
Ojcu więcej nie przykra, a mężowi miła.
A ty panno, niechciej się mężowi takiemu
Sprzeciwiać, bo nie służy sprzeciwiać się temu,
Któremu cię sam ojciec podaje w małżeństwo,
Sam ojciec z matką, którym winnaś posłuszeństwo.
Panieństwo nie wszytko twe, jeśli nie wiesz tego,
Lecz mają i rodzice po części do niego.
Jedna część jest ojcowska, drugą matka sobie
Przywłaszcza; trzecia tylko jest sama przy tobie.
Ze dwiema tedy walczyć nie ku rozumowi,
Którzy z posagiem dali swe prawa synowi.
|