[150]PIEŚŃ V.
Panie, jako barzo błądzą,
Którzy cię niedbałym sądzą,
A iż prawie żadnej rzeczy
Nie chcesz mieć na swojej pieczy.
Nie wiem, czego więcej trzeba,
Przeciwko nim świadczą nieba,
[151]
Świadczą gwiazdy niezliczone,
Na powietrzu zapalone.
Kiedy słońce swego wschodu,
Albo chybiło zachodu?
Kiedy miesiąc jasne rogi
Skłonił od swej zwykłej drogi?
Toż nam i ziemia zeznawa,
Która pewnych czasów dawa
Zboża w wielkiej obfitości,
Synom ludzkim ku żywności.
Niechaj źli we złocie chodzą,
I nad lepszymi przewodzą,
Jednak złe sumnienie mają,
Sądu twego się lękają.
A ja, patrzając zdaleka
Na szczęście złego człowieka,
Im dalej, temem pewniejszy,
Że jest żywot poszledniejszy.[1]
Bo żeś ty Pan sprawiedliwy,
Nie podobać się złośliwy;
A jeśli mu tu nie płacisz,
Musi czas być, gdzie go stracisz.
Wzywałem Cię, wieczny Boże,
Idąc wieczór na swe łoże;
Wzywałem Cię o północy,
A byłeś mi ku pomocy.
Nieprzyjaciel stał nade mną,
Mógł uczynić wszytko ze mną;
[152]
Spałem jako zarzezany,
On mi nie śmiał zadać rany.
A na pierwsze me ocknienie,
I słów kilka przemówienie,
Panie, znać, żeś mię Ty bronił;
Uciekł, a nikt go nie gonił.
A co mnie był nagotował,
To sam mało nie szkosztował;
Bowiem od wielkiego strachu
Wypadł oknem nadół z gmachu.
Ani miecz, ani mię siła
Złej przygody obroniła;
Jeno szczera łaska Twoja,
Co wyznawa dusza moja.
I pójdę do domu Twego,
A w pojśrzodku zboru wszego,
Będęć, mój Panie, dziękował,
Z łaski Twej, żeś mię zachował.
A ludzie zapamiętali,
Którzy spraw Twych nie poznali,
Niechaj dziś na oko znają,
Że Cię dobrzy stróżem mają.
A przepuściszli co na nie,
Zlitujesz się zasię, Panie;
Jako więc i złym sowito
Płacisz zatrzymane myto.