[40]PIEŚŃ XVIII.
Czołem za cześć, łaskawy mój panie sąsiedzie,
Boże nie daj u ciebie bywać na biesiedzie;
Każesz mi pić przezdzięki[1] twe przemierzłe piwo,
Że do dna nie wypijam, patrzysz na mię krzywo.
Wszytkoć wadzi: być na nos biedna mucha padła,
Miecesz głową, i mniemasz, że cię do krwie zjadła.
Od stołu żenie każesz, fukasz na pachołki,
Wyciskałeś talerze, wyciskasz i stołki.
Patrzaj, dyable, że się tu i gościom dostanie:
Gniewaj się, jako raczysz, jeno nie bij, panie!
Bo ja w tem piwie twojem rozkoszy nie czuję;
Zdrowie rad mam od ciebie, kufla nie przyjmuję.
Jeślić o sławę idzie, kto więcej pić może,
Dajęć przodek[2] w tem męstwie; sam pójdę na łoże.
Już ty bądź tym rycerzem, co piwo usieczesz;[3]
Tego nie wiem, jeśli przed chłopem nie ucieczesz.
Jeśli też tak rozumiesz, żebyś mię czestował,
Męczysz mię, nie czestujesz; tociem podziękował.
Chcesz mię uczcić? dajże mi dobrą wolą w domu,
A niechaj poniewoli nie pełnię nikomu.
Prózno mi skwarnę[4] dawasz; ja nie będę gonił,
Bych też nabarziej piwa wczorajszego zronił;[5]
[41]
Wiem, żeby mię psi przed się twoi pilnowali, —
Bych się układł, wnetby mi gębę ulizali.
Alem prosto nie myśliw; ci się na to godzą,
Co szperki niedopiekłe i twardy ser głodzą;[6]
Co sobie gardła ostrzą na niewinne piwo
Rydzem, śledziem, ogórkiem: nie wiem, co im krzywo.
I tak we łbie rozumu potrzeźwiu nie wiele,
A ostatek chcą zalać w to miłe wesele.
Niech raczej nic nie będzie, mali go być mało;
Radoby niebożątko z mozgu oszalało.[7]
Więc też wojna bez wici; gospodarz się wierci,
Porwoniście[8] zabitej na ostatek śmierci,[9]
Do tylam was rozwadzał, aż mi się dostało,
Bijcie się póki chcecie, mnie tam na tem mało.
Kufle lecą jako grad; a drugi już jęczy,
Wziął konwią, aż mu na łbie zostały obręczy.
Potym do arkabuzów:[10] a więc to biesiada?
Jeśliście tak weseli, jakaż u was zwada?
Nazajutrz się jednają: przed się go nalewaj,
[42]
A kto z nieżadnym[11] głosem przed pany zaśpiewaj:
„Chciejże pomnieć, a dobrze baczyć, namilejsza”!
— „W czerwonej czapce chodził”, zda mi się cudniejsza.
Usłyszysz tam pięć basów, dwanaście dyszkantów,
Sześć altów, ośm tenorów, dwanaście wagantów;[12]
Potem od melodyej aż posną na stole,
Ali drudzy wołają: na dwór, na dwór wole.
Bodajże wam smród w gębę, mili pijanice,
A trąd na twarz, bo żona lubi takie lice;
Krzywe nogi na starość, nieobrotnej szyje,
Krom klątwy, kto będzie żyw, snadnie się dopije.