[58]PIEŚŃ II.
Nie dbam, aby zimne skały
Po mem graniu tańcowały;
Niech mię wilcy nie słuchają,
Lasy za mną nie biegają.
Hanno, tobie kwoli śpiewam,
Skąd jeśli twą łaskę miewam,
Przeszedłem już Amphiona,
I lutnistę Ariona.
Mnie sama twarz nie uwiedzie,
I choć druga na plac jedzie,
Z herby domów starożytnych,
Zacne plemię dziadów bitnych.
Ja chcę podobać się w mowie
Nauczonej białejgłowie;
Ty mię pochwal, moja pani,
Nie dbam, choć kto inszy gani.
[59]
Cnocie zajźrzą jako żywo,
Bujne drzewo wiatrom krzywo;
Ale ty chciej pomoc sama,
Nie ugrozi zazdrość nama.[1]
A jeśli me niskie progi
Będą godne twojej nogi,
Nogi pięknej: nie potrzeba,
Dosięgę już głową nieba.
Samy cię ściany wołają,
I z dobrą myślą czekają;
Lipa, stojąc wpośrzód dworu,
Wygląda cię co raz z boru.
Każ bystre konie zakładać,
A sama się gotuj wsiadać;
Teraz naweselsze czasy,
Zielenią się pięknie lasy.
Łąki kwitną rozmaicie,
Zająca już nie znać w życie;
Przy nadziei oracz ścisły,[2]
Że będzie miał z czem do Wisły.
Stada igrają przy wodzie,
A sam pasterz, siedząc w chłodzie,
Gra w piszczałkę proste pieśni,
A faunowie skaczą leśni.
[60]
Kwap się, póki jasne zorze
Nie zapadną w bystre morze;
Po chwili ćmy czarne[3] wstaną,
Co noc noszą nienaspaną.