[54]PSALM XXVII.
Dominus illuminatio mea et salus.
Pan ogniem swojej światłości
Rozświeca moje ciemności;
Pan stróżem mego żywota —
Skąd się ja mam bać kłopota?
Kiedy na mię wszytki zbroje,
Wszytki znieśli rady swoje,
Sami źli ludzie upadli
W sidle, które na mię kładli.
Niech widzę wojska zniesione,
Niech widzę drzewa złożone;[1]
Ufając Pańskiej pomocy,
Nie boję się żadnej mocy.
O to proszę Pana swego,
Abych mieszkał w domu Jego,
Dając Mu cześć, póki wieku
Dostawać będzie człowieku.
On w niebezpieczeństwie moim
Skrył mię pod namiotem swoim;
Uwiódł mię i stawił w cale
Na niedostąpionej skale.
I dziś mi tak Pan mój tuszy,
Że mieć górę mojej duszy,
A ja w świętym domu Jego
Wyznam go być Boga mego.
[55]
Usłysz, Panie, prośbę moję,
A okaż mi łaskę swoję.
Ktobie myśli me wzdychają,
Ciebie oczy me szukają.
Nie kryj przedemną Swej twarzy,
Ani mię swym gniewem karzy;
Ale mię w mojej trudności
Wspomagaj, Boże litości!
Rodzice zapamiętali,[2]
Przyjaciele zaniedbali;
Ale mię Pan nie przebaczył,
Owszem ogarnąć[3] mię raczył.
Zjaw mi, Panie, drogi swoje,
Nawiedź mię na ścieżki Twoje,
Z którychby zepchnąć mej nogi
Nie mógł nieprzyjaciel srogi.
Nie daj mię na pewne męki
Do złych ludzi krwawej ręki:
Widzę świadki nieprawdziwe,
Słyszę na się kłamstwo żywe.
Jużby mię w troskach nie stalo,
By serce w tem nie ufało,
Że ma wynidź z tych trudności
A użyć jeszcze radości.
[56]
Przeto Pana oczekawaj,
A nieszczęściu się nie dawaj
Pan utwierdzi serce twoje,
Temu porucz rzeczy swoje.