[172]
TREN II.
Jeślim kiedy nad dziećmi piórko miał zabawić,
A kwoli temu wieku lekkie rymy stawić,
Bodajżebych był raczej kolebkę kołysał
I z drugimi nieważne mamkom pieśni pisał,
Któremiby dziecinki noworodne spiły.spiły,[1]
I swoich wychowańców lamenty tuliły.
Takie fraszki mnie zbierać pożyteczniej było,
Niźli — w co mię nieszczęście moje dziś wprawiło —
[173]
Płakać nad głuchym grobem mej wdzięcznej dziewczyny,
I skarzyć się na srogość ciężkiej Prozerpiny.[2]
Alem użyć w obojgu jednakiej wolności
Nie mógł: owom ominął, jako w dordzałości[3]
Dowcipu coś rannego:[4] na to mię przygoda
Gwałtem wbiła i moja nienagrodna[5] szkoda.
Ani mi teraz łacno dowiadać się o tem,
Jaka mię z płaczu mego czeka cześć na potem.
Nie chciałem żywym śpiewać, dziś umarłym muszę,
A cudzej śmierci płacząc, sam swe kości suszę.
Prózno to! jakie szczęście ludzi naszladuje,
Tak w nas albo dobrą myśl, albo złą sprawuje.
O, prawo krzywdy pełne, o znikomych cieni
Sroga, nieubłagana, nieużyta ksieni![6]
Takli moja Orszula, jeszcze żyć na świecie
Nie umiawszy, musiała w ranem umrzeć lecie?
I nie napatrzywszy się jasności słonecznej,
Poszła nieboga widzieć kraj ów nocy wiecznej.
A bodaj ani była świata oglądała,[7]
Co bowiem więcej, jedno ród a śmierć poznała?
A miasto pociech, które winna z czasem była
Rodzicom swym, w ciężkim je smutku zostawiła.