<<< Dane tekstu >>>
Autor Adam M-ski
Tytuł Jeden z wielu
Wydawca W. L. Anczyc i sp.
Data wyd. 1890
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.

Aż przyszła w końcu wskrzesicielka,
Aż przyszła świetna, ukwiecona,
Przybytek czyniąc z mego łona,
Młodość — ta wróżka święta, wielka!

I w piersi bólem już przybitéj
Znów hymn potężny zaśpiewała.
Naród i ludzkość, myśl i chwała
Podniosły sztandar złotolity.

I ile we krwi młodéj wrzenia,
A w orlich lotach jest porywu,
Świat bohaterstwa, uczuć, dziwu,
Wszystko spłynęło mi w marzenia.

Dajcie mi ręce, o rówieśni,
Młodzieńczych rojeń towarzysze!
Czemu w około takie cisze?
Czy wszystkie już umilkły pieśni?

Czy Niebo w górze się zakryło
Mgły posępnemi, chmur obłokiem,
Że nic przed sercem, ni przed okiem,
Coby dyszało dawną siłą?

A pamiętacie sny ogromne,
Których ciąg dotąd mi się gmatwa,
Mieliśmy stać, jako lwia dziatwa,
Jako kolumny nieprzełomne,

I ziemię Ojców, jakby murem,
Otoczyć piersi legią zwartą,
By — jak ten glob pod Nieb lazurem —
Spała pod myśli naszych wartą?

Mieliśmy walczyć jak Tytany,
Heraklesowe podjąć trudy,
By synów zazdrościły ludy
Téj naszéj świętéj, ukochanéj.

Ktoby nam wówczas chciał tłumaczyć
Zwątpienie, jęk, złamane męztwo —
Krzyknęlibyśmy: Niedołęztwo!
Ledz w polu — tak! Lecz nie zrozpaczyć!

Widzę cię, hufie ty młodzieńczy,
Bratni, choć różny swym nastrojem,
Uzdolnieniami i rozwojem,
Lecz zgodny, jak barw siedem w tęczy.

Tu chłopiec z okiem rozmarzoném
Misyonarskie roi prace:
On do chat szarych zakołace
I myśli je obdzieli plonem.

Ten ze skrą w oku, bladolicy,
Milczy, — lecz rzućcie mu pod nogi
Otchłań, śmierć — pójdzie on bez trwogi
Ku wiekuistych prawd krynicy.

Ów w ziemię oczy wbił posępne,
Jakby chciał dotrzeć do jéj wnętrza,
Tam, kędy miększa i gorętsza
Tajniki chowa niedostępne.

Tam — chórem zaczynają nucić
Młodsi — burzliwi i namiętni;
Rzekłbyś — czekają, że zatętni
Trąbka, by w jakiś bój się rzucić,

Bój! — A czyż dawno wrzał bój srogi
I niebo ciemnił dym pożarny?
Czy dawno straszny szlak ofiarny
Skazańców wydeptały nogi?

Ilu z nas ona zawierucha
Z rodowych pchnęła w świat przybytków?
Lecz żyje duch — i garść rozbitków
Zwycięzką pieśnią znów wybucha!

O wiosno! wielką tyś mocarką!
Ty młodość uczysz roić wzniośle,
Ty pni zrąbanych latorośle
Wypędzasz, aby rosły szparko

I puste zadrzewiły pola;
Ty krzewisz ziarna i plemiona;
Przed Tobą, o niezwyciężona,
Mróz bezsilnieje — i niewola.

Toż na mogile stojąc krwawéj
Myśmy znów sen wysnuli śliczny
Olbrzymiéj pracy organicznéj,
Co gmach wznieść miała od podstawy.

Na ojców naszych grobowisku
Składając miecz, co iskry krzesze,
Mieliśmy iść pomiędzy rzesze,
W bratniém utonąć tém mrowisku,

Lecz roznieść z sobą ogień święty,
Który po latach pracy szczeréj
Przekuje tłumy w bohatery
I znów odewrze grób zamknięty.

A takim sen ów tchnął nam czarem,
Że dziś, gdy w duszy tyle zgasło,
Podajcie jeszcze dawne hasło —
A pójdę — by ledz pod sztandarem.








Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zofia Trzeszczkowska.