Jednostka i ogół/O sprawiedliwość

<<< Dane tekstu >>>
Autor Wacław Nałkowski
Tytuł Jednostka i ogół
Podtytuł Szkice i krytyki psycho-społeczne.
Data wyd. 1904
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Indeks stron
O sprawiedliwość.[1]


List do redaktora »Prawdy«.


Wybacz Szanowny Panie Redaktorze, że znów zajmuję łamy Twego cennego pisma polemiką, sądzę jednak, że „Prawda“, która wypowiedziała walkę wszelkiemu fałszowi i wszelkiej krzywdzie, nie odmówi w tym celu miejsca swemu współpracownikowi, który, obcy wszelkiej prywacie, walczył zawsze wiernie pod powyższemi godłami.

Dziwnem być może wyda się komuś, że niżej podpisany, nie będąc fachowym muzykiem, ani krytykiem artystycznym, występuje w sprawie, na której nie zna się na pozór. Pospieszam więc przedewszystkiem usunąć to zdziwienie.
Krytyka, przeciw której zamierzam tu wystąpić, zawierała trzy rzeczy, których ocena jest zupełnie dostępna dla niefachowca, a mianowicie:
1. Fakty nie odnoszące się bezpośrednio do muzyki; 2. Osobiste wrażenia krytyka; 3. Wnioski, z wrażenia tego wyprowadzone, dotyczące psychologii artystki.
Otóż: 1. Fakty takie dają się łatwo sprawdzić za pomocą dokumentów drukowanych. 2. Wrażeniu osobistemu można przeciwstawić inne, a liczne, wrażenia osobiste. 3. Wnioski o psychologii dadzą się sprawdzić prawidłami logiki oraz faktami z życia.
1. Faktem przytoczonym przez krytykę jest, że p. W. została „niewątpliwie wyśrubowana przez kuryery“.
Zobaczmy, czy fakt ten jest prawdziwy, to jest zobaczmy, jak kuryery odnosiły się do gry p. W. przed tem wysokiem uznaniem, jakie pozyskała w Berlinie.
Otóż pochwały „Kuryera Warszawskiego“ sprowadzają się do następującego typu: „p. W. musi być artystką utalentowaną, skoro do współudziału w swym koncercie zdołała pozyskać tak znakomite siły warszawskie, jak pp. X, Y, Z“. Jeżeli to ma być „śruba“, to w każdym razie chyba nie panny W.; jest to raczej znane nasze protekcyonalne lekceważenie osoby, nie należącej do kliki. A więc może w „Kuryerze Codziennym“? dobrze: tam znajdziemy znów takie „śrubki:“ „siła nie dość spokojnie użyta razi zbyt ostrym akcentem...“ „śpiew traktuje artystka wogóle bez głębokości, bez czarujących, a wdzięcznych niespodzianek, bez tego czegoś, co się określić nie da, a co przemawia do duszy“. „Efektowność trzyma prym nad uczuciowością.“
I to wszystko rzeczywiście ma być „wyśrubowanie“? ależ to jest raczej owo „wybrakowywanie“ wyższych jednostek z pośród nas, o którym pisałem w artykule „Trzeba mieć metodę“ („Prawda“ nr. 1, 2), — wybrakowywanie, a przynajmniej jego embryon, który w kuryerach został zduszony przez uznanie berlińskie, ale niestety został podjęty i rozwinięty w omawianej przez nas krytyce[2].
Porówajmy teraz to warszawskie „wyśrubowywanie“ z krytykami zagranicznemi, które u nas tylko w jednym p. Bogusławskim miały poprzednika, a które nie są zbyt skłonne do zachwytu wobec polaków i wobec polskich utworów, jakie artystka na koncertach swych przeważnie grywała.
Vossische Ztg." „In Ihrem Spiel liegt etwas jugendlich gesundes und frisches“... „natürlich und lebhaft ist die Auffassung“. Berl. Börs. Ztg. nazywa artystkę: „eine der Besten unter der jüngeren Pianistinnen; z powodu zaś wykonania Chopina mówi, iż on daje jej sposobność: „den ganzen Zauber ihres seelenvollen Anschlags zu entfalten“. Berl. Tagebl. przyznaje „klares Erfassen der musikalischen Gedanken“. „Warme Empfindung“. „Poetische Vortrag“ i dodaje: „Der lebhafte Beifall des zahlreichen Publikums rief die Künstlerin wiederholt auf das Podium und entlocke Ihr eine Zugabe“ itd. Wiener Allg. Ztg. mówi, że artystka „sich zweifellos als prima erwiesen hat.“ Wiener Deutsche Ztg. „Eine berufene Meisterin der Tasten, die in der Welt noch von sich reden machen wird.“ Die Presse: „Sie beherrscht auch geistig die Werke.“ Wiener Extrbl.: „Künstlerische Individualität der jungen Dame eine bedeutende und dem grossen Rufe entsprechende ist.“ Wiener Tagebl. podnosi „ihre hervortretend musikalische Natur. Was sie spielt erscheint uns nicht als die Frucht endloser Repetitionsstunden.“ „Echte Musikgefühl“ itd. I kończy „Die anmuthige Polin wird auf dem Wege, den so viele heute betreten in Bälde die Meisten hinter sich zurücklassen.“ Posener Tagebl.poesievolle, anmuthig-geistreiche Auffassung.“ The Monthly Musical Record, mówiąc o dawniejszym koncercie artystki w Londynie, przyznaje jej „prawdziwie artystyczny temperament“, oraz „świetne wniknięcie w myśl kompozytora“ (Beethovena). Krytycy petersburscy (między innymi Sołowiew) przyznają artystce „polot, uczucie, poezyę, namiętny poryw, „feu sacré“ itd. publiczność, która z początku przyjęła artystkę „zimno“, została „zelektryzowana“ i robiła jej „formalne owacye, w których przyjął udział sam Rubinstein.“
Tak więc krytyka europejska przyznaje pannie W. w wysokim stopniu te same zalety, których nasza krytyka kuryerkowa dawniejsza, oraz krytyka p. Seliki stanowczo jej odmawia. Nie Warszawie zatem, nie Kuryerom, lecz zagranicy zawdzięcza p. W. swą sławę.
I czegóż to dowodzi, powie zapewne p. Selika, oto, że krytycy całej Europy z Rubinsteinem, u nas zaś p. Bogusłąwski, a zapewne i niżej podpisany, są to bądź „wzięci na kawał,“ bądź najęci przez impresarya klakierzy!...
Jeżeli powyżej zarzut „wyśrubowania przez Kuryery“ został, jak mniemam, odparty, to tego drugiego zarzutu, jakkolwiek on wydaje mi się monstrualnym, rozumowo odeprzeć nie jestem w stanie; pocieszam się jednak myślą, że p. Selika nie będzie również w stanie go dowieść. Pozwolę sobie przytem zrobić uwagę, iż zarzucaniem komuś złej woli należy operować bardzo ostrożnie — jest to bowiem miecz obosieczny.
2. Co do osobistego stanowczo ujemnego wrażenia p. Seliki, to tak ze względu na powagę pisma, w którem pomieszczoną została omawiana krytyka, jako też dla utrudnienia sobie obrony, przypuszczam iż p. S. jest wolną od wszelkich względów osobistych, że jest znakomitą znawczynią muzyki, że posiada wysoki zmysł artystyczny. Ale nawet w takim razie jej osobiste wrażenie nie może tu mieć decydującego znaczenia, albowiem można mu przeciwstawić wyżej przytoczone wrażenia krytyków europejskich, przeciwstawić „zelektryzowanie“ nawet początkowo chłodnej publiczności, przeciwstawić wreszcie wrażeie Rubinsteina, które posiada chyba niejaką wagę... Jakże więc wobec powyższych tak dodatnich moich przypuszczeń względem p. S. wytłomaczyć sobie jej ujemne wrażenie? Jest to zapewne jakaś idyosynkrazya, która nikogo obowiązywać nie może. Zdarza się np., że nawet jakiś wybitny gastronom nie znosi np. smaku i zapachu pomarańcz; nikt nie będzie zmuszał go do ich spożywania, ale z drugiej strony nie zdoła on przekonać innych znawców, aby owoc ten należało wyrzucić w błoto. Ale powie nam kto może, iż przypuszczając „idyosynkrazyę“, nie dość szanujemy wrażenia i uczucia jednostki. Dobrze, więc pójdźmy jeszcze o krok dalej na polu ustępstw dla jednostki oraz na polu utrudnienia obrony. Zróbmy następujące porównanie: cała ludzkość na widok lasu doznaje wrażenia zieleni, na widok nieba — wrażenia błękitu — biedna ludzkość: ona podbiega daltonizmowi. Ale występuje jednostka obdarzona wyjątkowo, jednostka, powiedzmy, nie z idyosynkrazyą, lecz owszem, jednostka, którą gwałtem nazwijmy normalną, jednostka zdolna do pojęcia »Ding an sich«, do odczuwania wrażeń absolutnych, nie zaburzonych żadnemi warunkami ubocznemi, nieskrępowanych żadnemi więzami względności. I oto ta jednostka „normalna“ widzi jaknajwyraźniej, i naucza ludzkość, że niebo ma barwę sromotnej gumiguty, a las barwę wstrętnej posoki. Takie są barwy prawdziwe, absolutne. Lecz i w takim nawet razie ludzkość, pozbawiona zmysłu bezwzględności, oświecić się nie da; ona, gruba i naiwna, „wzięta na kawał“ przez siłę natury, zachwycać się będzie nadal uroczą zielenią lasów, cudownym błękitem nieba, lazurem gór dalekich.
Jak w powyższym porównaniu tak i w danym razie nic to nie pomoże, iż nam p. S. powie o artystce rzeczy najnieartystyczniejsze: że „jakkolwiek w technice nie przytrafia jej się nigdy brzydki wypadek“, to jednak „bierze ona tylko na kawał“; że „nie ma nerwu muzycznego, nie ma polotu, nie ma indywidualności“, że nawet technika, jako wykuta, nie jest jej zasługą itd.[3]; cóż to wszystko pomoże: dla grubych natur ludzkich, nie pojmujących prawdy absolutnej, będzie to zupełnie niezrozumiałe wobec tego jednego faktu, że artystka posiada tę „siłę“, ten „święty ogień“, co porywa i entuzyazmuje słuchaczy![4].
3. Zobaczmy teraz, jakie wnioski o psychologicznej stronie artystki wyprowadza lub nasuwa p. S. na podstawie tego wrażenia i postarajmy się sprawdzić te wnioski i to nawet niezależnie od wartości wyżej rozbieranego wrażenia, które im służyło za podstawę.
Odtwarzanie duchowej strony artystki a priori na podstawie wrażeń muzycznych, o ile może być pociągające dla umysłów typu leverrierowskiego, o tyle jest niebezpieczne wtedy szczególniej, gdy da się ono łatwo skonfrontować z faktamI. Przypomina mi się tutaj pewien nasz literat rzeczywiście „wyśrubowany przez kuryery“, który pokusił się skonstruować a priori język dawnego dokumentu, nie wiedząc o „brzydkim wypadku“, że dokument ten istnieje przechowany i że nie jest ani na jotę podobny do skonstruowanego. Coś podobnego i tutaj ma miejsce: p. S. odtwarzając psychologię p. Wąsowskiej, jakby zapomniała, że artystka jest dzieckiem Warszawy, że żyje śród nas, że wielu ludzi, różniących się nieco i etycznie i umysłowo od reporterów, było i jest świadkami jej artystycznego rozwoju i że oni wiedzą, iż fakty jej życia, dające się łatwo sprawdzić, stanowią z typem skreślonym przez p. S. antypodyczne przeciwieństwo (a zupełną zgodność z typem krytyk zagranicznych) tak, iż dla sprowadzenia formuły p. Seliki do rzeczywistości trzebaby w niej wszystkie znaki — zamienić na +; wszystkie „nie“ na „tak“ i odwrotnie!
I tak: p. S. nie mogąc zaprzeczyć artystce wysokiej techniki (i to w uprzejmej formie, że „nie zdarza się jej brzydki wypadek“), dodaje zaraz, jak wspomniałem, że nie jest to żadną jej zasługą, ponieważ „nie miała zbyt wielkich trudności w zwalczaniu uniesień“; że „mogłaby równie dokładnie grać przez sen, jak na jawie“; że „szkodzi jej zbyt wielka pewność siebie“ itd. Wszystkie te twierdzenia służą do psychicznego scharakteryzowania artystki jako bezczuciowej, bezdusznej maszyny, jako prawidłowo działającej katarynki!
Tymczasem ta katarynka p. S., ta bezduszna maszyna „mogąca grać równie dobrze przez sen jak na jawie“, gra jednak zupełnie inaczej w różnych chwilach i różnych okolicznościach; inaczej śród kółka ludzi życzliwych i natur pokrewnych, inaczej tam, gdzie słuchają jej nie pojmujący lub niechętni — tak potrzeba jej, jak każdej wyższej organizacyi nerwowej, tej świadomości, że dusza jej znajduje oddźwięk w duszach pokrewnych. Ta bezduszna maszyna, z taką „pewnością siebie“, pomimo zupełnego opanowania techniki, pomimo tylu powodzeń, drży przed każdym wystąpieniem — tak mało sądzi o sobie, tak wiele od siebie wymaga. Ta katarynka miewa nawet „na jawie“ chwile takiej niewiary w siebie, takiej depresyi, że po całych dniach nie jest w stanie grać; kiedyindziej następują znów chwile napływu szalonej energii, w których grywa jak natchniona po wiele godzin prawie bez odpoczynku, po czem jest bliską omdlenia. (Czyż wobec tego może być mowa o wykuwaniu techniki?)
Tak więc ta bezduszna maszyna w wyobraźni p. S. jest w rzeczywistości subtelną organizacyą nerwową, naturą głęboko czującą, zdolną do namiętnie-artystycznych porywów, naturą o cechach genialności.
Że natura taka nie posiada sprytu życiowego, że nie potrafiłaby zaskarbiać sobie względu reporterów „wyśrubowujących“, że nie byłaby w stanie zniżyć się do organizowania reklamy, to znajduje logiczne uzasadnienie w jej psychologii, a realny wyraz w niechętnych przedberlińskich krytykach warszawskich.
Reasumując całe nasze powyższe roztrząsanie, dochodzimy do przekonania, że potępianie panny W. opierało się: 1) na faktach niezgodnych z prawdą, 2) na wrażeniu, które, jako wprost przeciwne wrażeniom ogółu, jest zupełnie wyjątkowe i doczesnego świata obowiązywać nie może, 3) na wnioskach z wrażenia tego a priori wypływających, które, jak można się było spodziewać, są wprost przeciwne faktom, a więc utrzymać się nie dadzą.

∗             ∗


Nikt może bardziej odemnie nie uznaje potrzeby walki przeciw „wyśrubowywaniom“, karyerowiczowstwu, prywacie, bladze; zdaje mi się nawet, że w naszych warunkach mniejszą zasługą jest zasianie pięknego ziarnka, które najczęściej marnieje, przygłuszone chwastem, niż wyplenianie chwastów, które przygotowuje grunt do pewniejszego posiewu. To też doznaję zawsze przykrego uczucia, ilekroć przychodzi mi wystąpić przeciw autorowi, walczącemu pod tym samym sztandarem wypleniania; ale gdy mi się wydaje, że towarzysz mój popełnił omyłkę lub, mimo swej woli, nie był dość sprawiedliwy, nie mogę się wstrzymać od wystąpienia, a zdaje mi się, że nie jest to ze szkodą sztandaru.
Należy nam bowiem w sądzie, w potępianiu, być przynajmniej tak subtelnymi i ostrożnymi, ile nieugiętymi. Nieugiętymi powinniśmy być dlatego, że każdy błąd lub każde wykroczenie w naszem społeczeństwie winno być surowiej traktowane niż gdzieindziej; ostrożnymi — dlatego, że nie mamy jednostek wyższych, a nawet tylko czynnych, za dużo, abyśmy je mogli lekceważyć, a cóż dopiero poniewierać. Nawet wtedy, gdy stajemy jako sędziowie wobec błędów niewątpliwych, to po za ich stroną faktyczną, inaczej powinniśmy je wytknąć, gdy je popełnia jakiś karyerowicz, jakaś kanalia, a inaczej, gdy je popełnia jednostka, co całą swą istność przelała w ideę, albo pracownik przytłoczony brzemieniem trudów lub cierpień. I my w ocenie nie bądźmy „maszynami“, lecz posiadajmy „nerw“ społeczny.
W szczególności co do artystów, to ci bywają rzeczywiście najczęściej „wyśrubowywani“ i to należy piętnować bez litości; ale z drugiej strony artysta, potępiony niesprawiedliwie, znajduje się w daleko gorszych warunkach obrony niż każdy inny pracownik; gdy ktoś uczonemu zarzuci, że dwa a dwa nie jest cztery, łatwo on sobie z tym zarzutem da radę; ale gdy ktoś nawet genialnemu artyście powie, że on gra nieładnie lub że nie ma duszy, jakże może on dowieść, że gra pięknie, jak ma swą duszę okazać?





  1. Ob. artyk. p. Seliki „Z estrady“ (o grze p. M. Wąsowskiej) „Prawda“ Nr. 5. 1894. Niniejszy mój list był umieszczony w „Prawdzie“ Nr. 16 i 17. r. 1894.
  2. Ta początkowa niechęć względem p. Wąsowskiej przypomina mi inną — względem pani Wojcickiej, której mapa zyskała niejakie uznanie u nas wtedy dopiero, gdy niemcy powiedzieli: »Karte findet allgemeinste Bewunderung«.
  3. Prosimy porównać, jak podobne są wrażenia p. S. do wrażeń „Kuryerów“, które miały niby „wyśrubować“ pannę W., a jak antypodycznie sprzeczne z przytoczonemi wrażeniami krytyków zagranicznych, wziętych naturalnie „na kawał.“
  4. Z drugiej strony celem naszym nie jest bynajmniej przekonać p. Selikę; pozostanie ona bezwątpienia przy swych wrażeniach i nadal; my chcemy tylko dać sposobność czytelnikom „Prawdy“ zadośćuczynienia ważnej zasadzie sprawiedliwości: »audiatur et altera pars.».





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Wacław Nałkowski.