Jezuici w Polsce (1908)/Rozdział 64

<<< Dane tekstu >>>
Autor Stanisław Załęski
Tytuł Jezuici w Polsce
Wydawca W. L. Anczyc i Sp.
Data wyd. 1908
Druk W. L. Anczyc i Sp.
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


§. 64. Prace kapłańskie i misyjne. 1648—1773.

Weselsze to, co Jezuici dla utwierdzenia i rozkrzewienia wiary katolickiej, a tem samem podniesienia kultury, między ludem zwłaszcza, zdziałali. Przy kościołach swych zakładali bractwa Opatrzności, Dobrej śmierci, od 1718 r. Serca Jezusowego, a gdzie mieli szkoły, kongregacye maryańskie dla studentów, szlachty, mieszczan. W dobrach swych pobudowali gęsto kościółki i cerkiewki unickie, a księża prokuratorowie folwarków, byli tu misyonarzami. Nieodżałowana szkoda, że obok świątyń, nie zakładali szkółek, choćby czytania tylko i rachunku. Większe kolegia, zwłaszcza na Rusi, utrzymywały 2—4 misyonarzy z wozem, końmi i przyborem podróżnym, którzy rozjeżdżali się w bliższe i dalsze okolice z kazaniami misyjnemi dla ludu, albo też kapelanowali w obozach, stannicach kresowych, i na wojnie.
Do kolegiów należały oprócz rezydencyi, domy i stacye (chwilowe domy) misyjne, z fundacyi szlachty, czasem mieszczan i samychże Jezuitów powstałe. W wieku XVIII było tych domów misyjnych przeszło 200 (patrz mapę 1-szą). Nadto król Stanisław Leszczyński z córką Maryą, królową francuską, na prośby spowiednika swego O. Ubermanowicza, legował kontraktem fundacyjnym w Warszawie dnia 11 sierpnia 1750 roku, sumę 40.000 czerw, złot., od której roczny procent 2.000 czerw. złot. przeznaczał na wielkie misye pokutne ad poenitentiam. Dawało je 16 Jezuitów, po 4 razy rocznie w 4 prowincyach: Małopolsce, Wielkopolsce, na Rusi, i w Prusach przez 2 lub 3 tygodnie, przygotowawszy wprzód katechizacyą lud do 8—10 dniowych kazań. Podobne misye urządzali Jezuici już pod koniec XVI w., ale sporadycznie, teraz od 1750 r., ujęli je w pewien system i metodę, której trzymają się misyonarze jezuiccy w Galicyi i indziej po dziś dzień.
Oprócz ludowych, były także misye nadworne, aulicae, na które, jak już wspomniałem wyżej, bardzo niechętnie i tylko dla znacznych dobrodziejów lub fundatorów zakonu, pozwalali jenerałowie. W pierwszej połowie XVIII wieku było tych misyi ledwo kilkanaście, pomnożyły się za króla Augusta III. Zazwyczaj mieszkało przy dworze dwóch księży, albo ksiądz z bratem.
Praca misyjna Jezuitów szła także poza granice Polski. A najprzód do sąsiedniej Mołdawii, gdzie obok 7.000 katolików Węgrów, w 33 osadach i tyluż kościołach, obsługiwanych od XIV wieku przez OO. Franciszkanów, w XVII wieku także przez Jezuitów węgierskich, mieszkało do 3.000 Polaków i Rusinów, już to służąc na dworze i w wojsku hospodara, już to jako robotnicy i pasterze. Korzystając z życzliwości dla Polaków hospodara Wasyla Lupula, fundował 1646 r. Jezuita kleryk Marcin Brzozowski, misyę polską dla Mołdawii, Wołoszy i Bessarabii, zapisem 12.000 zł. na dziedzicznym Kocku, należącym do kolegium kamienieckiego. Niebawem założono stacye misyjne w Kutnarach i w Jassach. Dla ustawicznych jednak intryg na dworze jasskim, zmian hospodarów i wynikających stąd rozruchów wojennych, dla niepewności i niestałości stosunków, iż Mołdawię »polem przepiórczem« nazwano, i dla powszechnego zubożenia kraju, misya mołdawska nie rozwinęła się nigdy, a przerywaną była często. Utrudniała jej rozwój otwarta niechęć i częste intrygi misyonarzy franciszkańskich, zwłaszcza prefektów misyi, a czasem podjudzonych przez nich biskupów bakowskich, tak, że nieraz hospodar lub jego urzędnicy, Jezuitów brali w obronę. W Jassach np. nie dozwolili Franciszkanie Jezuitom żadnej pracy, z wyjątkiem cichej mszy św., a gdy ci chcieli postawić własny kościółek, przeszkadzali temu na dworze hospodara i w Rzymie. Ograniczyć pracę Jezuitów do klasy najuboższej, do Polaków i Rusinów; dokuczaniem, skargami i procesami zmusić ich do opuszczenia Mołdawii, to był ich cel widoczny.
Wśród tylu trudności, od 1650 r. do wojny tureckiej z Polską 1672 r. pracowali na mołdawskiej misyi: OO. Stanisław Szczytnicki, Jakób Łobęta, Stanisław Bobrowski, Stanisław Bieniecki, Sebastyan Basiewicz, Paweł Ulanowski, brat Kurowski; otwarli nawet szkołę w Kutnarach, a węgierscy Jezuici Beke i Desi, pomagali im w pracy w osadach węgierskich. Od wojny tureckiej 1672 r. nastała przerwa lat 30, ale już w rok po pokoju karłowickim, wskrzesili ją 1700 r. OO. Wierzchowski i Zielonacki, podtrzymywali zaś kolejno, Marcin Kiernożycki, Żółtowski, Krzywicki, Paweł Ulanowski. W Jassach 1705 r. otwarli nawet szkołę. Uczony tłumacz Porty, Grek, Mikołaj Maurocordato, zostawszy 1710 r. hospodarem, nadał misyi egzystencyę prawną i przyjął w opiekę. Przez rok blizko, od marca 1710 do lutego 1711 r. OO. Kiernożycki i Żółtowski, byli kapelanami obozowymi 3.000 Polaków z partyi Leszczyńskiego; jego zaś, gdy jechał do Karola XII do Benderu, przyjmowali 1713 r. Witali też 1712 r. wielkiego posła do Turek, Stanisława Chomentowskiego z jego świtą; posłów królewskich do Porty, jak: Pawła Benoego, skąpca bezlitośnego dla jeńców i branek 1742 r., Łopuskiego, gdy t. r. wracał z Krymu, margrabiego des Issarts, posła francuskiego 1746 r. i t. d.
Wojna moskiewsko-turecka rozegnała w czerwcu 1711 r. misyę na czas krótki, ale intrygi prefekta misyi Romualda Caldi, spowodowały przerwę misyi 1727—1729 r. i drugą 1737—1740 r. I znów OO. Ręgarski, Rzuchowski, Nieziołyński, Kozicki, Pakowski, Krzywicki, Parzechowski, ten do 1750 r. i napisał »Historyę misyi mołdawskiej«, która dotąd w rękopisie, Cwynarowicz, Szomowski, Grajewski, Michał Piotrowski i Zaleski, apostołują kolejno, wyszukując po wioskach, lasach i pastwiskach Polaków i Rusinów, i znosząc przykrości od Franciszkanów i ubóstwo tak wielkiej że raz po raz opuszczać musieli misyę, aby u podolskiej i ruskiej szlachty i rektorów jezuickich, wyżebrać zapomogę.
W lecie 1768 r. konfederaci barscy i wiele szlachty, uchodząc przed Moskwą i hajdamakami, schroniło się na Wołoszczyznę. OO. Piotrowski i Zaleski, nietylko opatrywali ich potrzeby duchowne, ale z ubóstwa swego ratowali nędzę wielu. W r. 1770 rosyjskie wojska zalały Mołdawię. Siła od nich wycierpieli misyonarze Sikorski i Sasimowski, nareszcie ograbieni z wszystkiego, opuścili misyę 1772 r. na zawsze.
W Krymie bywało 40—45.000 Polaków i Rusinów, jeńców, niewolników, sług i wolnych ludzi, trudniących się handlem i zarobkiem. Nieśli im pomoc religijną Jezuci, którzy dostali się do niewoli tatarskiej, jak OO. Zgoda, Szomowski, Wybierek, Wojciech Mogilnicki, zabity w powrocie do Polski od Kozaków w Łucku. Ci, kupiwszy u hana względną wolność, urządzali ruchomą misyę po półwyspie, wyszukując po aułach chrześcijan, chrzcząc dzieci, dając śluby, spowiadając od 30—40 lat niespowiadanych ciesząc więźniów i jeńców, a wszędzie szpiegowani i nękani przez Tatarów i narażeni na zakaźne choroby. Nie wiele pomógł skromny zapis 4.343 złp. królowej Ludwiki Maryi 1654 r. dla misyi krymskiej. Od czasu do czasu tylko, jako kapelani gońca polskiego do Tatar, przybywali Jezuici do Krymu, jak: OO. Paweł Ulanowski 1654 roku, Paweł Kostanecki 1682 r. Ten podczas wojny tureckiej, na dwa zawody 1685 i 1687 r. wrzucony do więzienia, skazany był na śmierć, ale przekupieni przez chrześcijan stróże żydzi, ułatwili mu ucieczkę; 4 sierpnia 1687 r. pisał już z Jarosławia do vice-jenerała zakonu Tamburini, prosząc dla siebie o misyę perską.
Dłużej od tamtych, bo przez lat 18, apostołował w Krymie O. Andrzej Zielonacki, a żywot swój misyonarski zapieczętował śmiercią na posłudze zapowietrzonym 17 września 1706 r. pochowany w cerkwi w Bakczyseraju. Król Jan i hetman Jabłonowski, przysyłali mu roczny zasiłek 500 złp., z których utrzymywał szpital i ratował nędzę jeńców. Od 1711 r. misyonarze mołdawscy dochodzili do Krymu, mając punkt oparcia w Bakczyseraju i Kaffie, w domu misyjnym francuskich Jezuitów, zostających pod opieką Francyi. Spotykamy tam 1721—1723 r. O. Zacherlę, 1726—30 r. O. Nieziołyńskiego, 1731 r. O. Antoniego Czackiego, który jak się zdaje, przybył z posłem polskim do hana. W r. 1742 zjechał do Krymu O. Borowski w charakterze gońca królewskiego do sułtana i hana, ale dla intrygi starego wojewody mazowieckiego Poniatowskiego, zmuszony był przyłączyć się do francuskich Jezuitów, i niósł pomoc duchowną dla Polaków krymskich. O materyalną pomoc i o firman sułtański na oddanie i odnowienie katolikom kościoła św. Piotra w Kaffie, błagał w obszernym memoryale do króla Augusta III i senatu, ale napróżno, w katalogach bowiem jezuickich po roku 1744, nie znajduję już żadnej wzmianki o misyi krymskiej.
W Konstantynopolu pierwszą stałą misyę z 5 Jezuitów, założył 1583 r. Grzegorz XIII, pod opieką posłów Francyi i Wenecyi. Misya ta z Francuzów, Włochów, Niemców złożona, za Ludwika XIV kwitnąca, otwarła domy w Stambule, na wyspach Chios i Naxos, w Atenach, Alepie i Smyrnie i ma własną historyę. Więc też i Jezuici polscy, pod nazwą Franków, znajdowali u francuskich braci przytułek i opiekę, tem potrzebniejszą, że dla częstych wojen turecko-polskich, źle byli widziani u Porty. Królowa Ludwika przeznaczyła 1654 r. i dla konstantynopolskiej misyi skromny fundusz. Więc t. r. z posłem polskim Bieganowskim, udał się do stolicy padyszacha, O. Stanisław Solski, Kaliszanin, znakomity matematyk, (któremu towarzyszył młody Jan Sobieski, stąd datuje się przyjaźń króla Jana III z tym Jezuitą), i przez lat 8 pracował dla Polaków i Rusinów. Odszukiwać ich musiał na galerach, na targach niewolników, po domach tureckich i sturczonych już (poturmaków) w szeregach wojskowych. Ale tysiące niewiast polskich po haremach, lub jako niańki dzieci tureckich, zostawały bez pomocy, bo wszelkie zbliżenie się do nich, groziło im i misyonarzowi śmiercią. Także Ormianom i Grekom, wyuczywszy się ich języka, świadczył O. Solski duchowne usługi. Później nieco, w 1680 r. apostołuje w Stambule misyonarz mołdawski O. Franciszek Malechowski. Król Jan używał go do politycznej akcyi z Portą, on zaś sprzykrzywszy to sobie, wrócił 1686 r. do Suczawy i tam, żyjąc z pracy przy żniwie i w polu, dokonał misyonarskiego zawodu. O. Krusiński, misyonarz perski, przez jakiś czas 1710—1712 r. pracował dla katolików w Anatolii, Partyi, Mezopotamii, Chaldei, Karmanii, Palestynie, Syryi, w części Arabii i w Grecyi, równie jak OO. Gościecki i Kiernożycki, którzy będąc kapelanami w. posła do Porty, Chomętowskiego, od 1712—1714 r. przebywali w stolicy.
Pewniejszą podstawę otrzymała konstantynopolska misya w XVIII w. Sufragan warmiński Jan Kurdwanowski, przeznaczył dla niej 1715 roku sumę 12.000 złp., którą O. Szczaniecki, drogą składek podniósł do 15.000 złp. i ulokował na kolegium stanisławowskiem. Z funduszu tego idą misyonarze polscy do Konstantynopola: OO. Antoni Polikowski 1724—1726 r., Józef Sadowski 1731 r. Ten władał 6 językami, a pracując dla wszystkich »nacyi«, nawrócił wiele Ormian. Oburzeni tem schizmatycy, rzucili się na nich i wywołali rozruch krwawy 1744 r. Więc rezydujący w stolicy arcybiskup kartageński, jeneralny przełożony misyi na Wschodzie, zaskarżył go o nieroztropną gorliwość w Propagandzie i u jenerała zakonu Retza. O. Sadowskiego odwołał prowincyał polski Dunin, przysyłając O. Wojciecha Szymanowskiego na jego miejsce. On jednak, udawszy się do Rzymu, bronił swej sprawy dzielnie, r. 1747 widzimy go znów w Konstantynopolu przy dawnych pracach aż do 1755 roku, w którym dla wieku i braku sił, wraca do Kamieńca i tam, obsługując zapowietrzonych, umiera 1760 roku. Miejsce jego w Konstantynopolu zajął O. Franciszek Częczkiewicz.
Persyę, jako naturalnego na Wschodzie wroga Turcyi, brała w rachubę liga papieży i książąt chrześcijańskich w XVI wieku; pragnęli wciągnąć je w wojenne swe plany Władysław IV i król Jan. Chodziło zaś o to, aby szacha perskiego nakłonić do wydania wojny Turkom, zatrudnić ich na Wschodzie, aby tem łatwiej pokonać na Zachodzie. Sejm 1646 roku udaremnił plany Władysława, a król Jan nie zdołał zniewieściałych szachów pchnąć do wojny tureckiej, ale zyskała na tem misya perska, powierzona jeszcze 1604 r. przez Klemensa VIII Karmelitom bosym.
Przyszli im w pomoc Dominikanie i Kapucyni, a 1647 roku Jezuici francuscy, do których przyłączyli się 1654 roku O. Tomasz Młodzianowski i brat Łoś, z fundacyi (15.000 złp.) królowej Ludwiki Maryi, i pod opieką polskiego posła Ilnicza do szacha Abasy II, niewieściucha, jakim był także syn i następca jego Sulejman, zmarły 1696 r. Więc też posłowie polscy Ilnicz 1647 r., rotmistrz Grudziecki 1666 r., Stanisław Świderski 1670 r. powrócili z niczem do Polski. Król Jan, po wiktoryi wiedeńskiej, utrzymywał stałych rezydentów w Ispahanie. Byli nimi zrazu kupcy ormiańscy, poddani szacha, ale gdy ci, o swych zyskach myśląc, wynajmowali się perskim kupcom jako przemytnicy towarów do Europy, przysyłał rodowitych Polaków, dla ich zaś informacyi o prawach i zwyczajach na dworze ispahańskim, założył Jezuitom polskim misyę w Szamachi 1684 r. Dwaj z nich, OO. Jan Gostkowski i Franciszek Ignacy Zapolski przybyli 1690 i 1693 r. jako rezydenci królewscy. Szacha Sulejmana do wojny tureckiej nie nakłonili, ale Gostkowskiemu udało się księcia gruzińskiego Sanazarli hana, namówić do podniesienia oręża przeciw Turkom nad Euxinem i Araxem. August II mianował znów O. Zapolskiego swym rezydentem w Persyi 1700 r., i założył dom misyjny w Gandzie.
W domu tym i w nabytym od francuskich misyonarzy domu w Erywanie, zamieszkali od 1700—1703 r. OO. Jan Reut, Paweł Wrociński i brat Aleksander Kulesza, pracując dla kupców polskich i litewskich, dla zbiegów polskich z niewoli tureckiej i Ormian unitów, gnębionych przez swych braci schizmatyków. O. Zapolski tymczasem, uzyskawszy u szacha Husejna wolność religijną dla katolików, a dla Jezuitów w Gandzie bezpieczny pobyt, wracał do Polski, gdy go w miasteczku Sawa śmierć zaskoczyła 3 listopada 1703 r. W rok potem O. Reut, udał się także do Polski po składki dla misyi erywańskiej, wrócił 1706 r. do Persyi, misyę w Gandzie oddał 1710 r. z rozkazu Propagandy OO. Kapucynom, dla misyi jednak polskiej niewiele zdziałał, bo prowincyał Wdziemborski, uważając ją za niepożyteczną, fundusz jej obrócić chciał na misyę konstantynopolską; zdzierstwa też Persów i dokuczliwości Ormian schizmatyków utrudniały pracę. W krótkim czasie pomarli obydwaj misyonarze.
Na ich miejsce przybył do Erywanu 1714 r. doświadczony misyonarz na Wschodzie O. Tadeusz Krusiński, w rok później O. Michał Wieczorkowski, jako rezydent króla Aug. II, ale drapieżność perska i nienawiść ormiańska, udaremniły wszelką pracę misyjną. O. Wieczorkowski widząc, że tylko świetny tytuł i złoto coś znaczą na dworze szacha, wrócił do Polski 1719 r. wioząc z sobą suplikę arcybiskupa, 70 misyonarzy i 15.000 katolików perskich do króla, aby litując się nad ich dolą, wyprawił »osobistość znaczną«, jako swego posła do Ispahanu, dla ich obrony. Ale król w długach po uszy, przeznaczył znowu O. Wieczorkowskiego, ten zaś wyżebrawszy w Małopolsce, Wielkopolsce i w Prusach, jałmużnę w różnej monecie do 1.000 złr. austr. na misyę perską, wybrał się na nią w marcu 1722 r., ale nie dotarł do niej.
W Persyi bowiem srożył się już od 1708 r. bunt Afganów, uciszony nieco ugodą 1716 r., odnowiony i zamieniony w krwawą wojnę 1719 roku, która 1722 r. przedzierzgła się w wojnę domową dwóch szachów, Eszerifa Afgana i Tamaspa Sephi, a 1726 r. w wojnę persko-turecką, zakończoną przez zwycięskiego szacha Nadira, przedtem herszta rozbójników, pokojem 1736 r. Dla wojennych czasów, O. Wieczorkowski zatrzymał się 1722 roku w Konstantynopolu, O. Krusiński zaś, udał się 1725 roku do Rzymu, aby w Propagandzie szukać rady i środków utrzymania misyi perskiej. Tu on napisał 1726 r. po łacinie »Historyę ostatniej rewolucyi w państwie Persyi«, ale dla wojny zatrzymał się w Konstantynopolu, gdzie ona historyę przetłumaczył na tureckie i wydrukował 1729 r. Nie mogąc się doczekać uspokojenia Persyi, powrócił do Polski. Za rządów szacha Nadira, raz jeszcze 1740 roku wyprawił się do Persyi, ale znalazł dom erywański zniszczony, katolików Polaków prawie żadnych, pole działania zamknięte, więc 1741 r. widzimy go z powrotem do Polski, gdzie jeszcze przez lat wiele zbożnie pracując, zakończył życie w Zbrzeziu pod Kamieńcem podolskim 1757 roku.
Główna jednak przyczyną nieświetnego stanu misyi zagranicznych, było niedołęstwo i skępstwo rzpltej, która zagranicznej polityki nie prowadząc żadnej, zabraniała królom utrzymywać rezydentów na dworach obcych, a misye zagraniczne, nie rozumiejąc ich politycznego znaczenia, zostawiała prywatnym wysileniom misyonarzy. Ci bez dostatecznych funduszów i bez opieki politycznej, nie mogli podołać trudnościom, które chciwość i samowola wschodnich władców i ludów nagromadziła.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Stanisław Załęski.