Kamienica w Długim Rynku/XXXVII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Wudtke który miał Fiszera na oku i już o bytności jego u Paparonów wiedział, spotkał się z nim niby wypadkiem nazajutrz... Po swojemu znał on ludzi, i wiedział że dla wielu, to co my zowiemy podbijaniem bębenka... bywa wielkiego znaczenia.
— A cóż? kochany Fiszerze, spytał, byłeś słyszę w weneckim pałacu i oglądałeś oko w oko jasną twarz panny Klary? nie prawda że czarodziejka?
— Piękna jak... bóstwo! piękna jak... niéma na to wyrazu...
— Zakochałżeś się?
— Gdybym miał dziesięć lat mniéj i dziesięć razy mniéj rozumu, kto wié!
— Co bo mówisz, wcale starym nie jesteś, wyglądasz na podziw pięknie, ja się temu zawsze dziwuję, rzekł Wudtke poważnie — ożenić ci się kiedyś przecie potrzeba... a panna, dodał uśmiéchając się szydersko, oprócz posagu wdzięków, ma jeszcze w ekspektatywie... ów skarb.
Fiszer ruszył ramionami.
— Mniejsza o skarb... ale to osoba, osoba... to kobiéta... to panna... jakiéj drugiéj u nas nie znaléść.
— Widzisz, odezwał się Wudtke... mówiłem ci to... i już widzę żeś zakochany, pod urokiem... Ale, poczciwy człecze... cóż łatwiejszego jak tobie się z nią ożenić? Jakub ci ją musi dać, bo chleba kawałka potrzebuje od ciebie.
Rzuciwszy tę myśl, odszedł bankier, pewien że utkwiła... jakoż poszedł z nią Fiszer i przyznać trzeba, że się już od niéj uwolnić nie mógł.
W parę dni potém przyszedł ów podwieczorek u niego, a p. Klara znalazła w progu zaraz witającego gospodarza z ogromnym bukietem... Był nadskakującym, zalotnym, a co więcéj znaczyło, rozrzutnym w przyjęciu, które wistocie było wspaniałe. Nawet dla starego pułkownika z dziwną uprzejmością postawiono butelkę wina hiszpańskiego. P. Jakub był pokorniejszy niż kiedy i skłopotany. On i pułkownik już przeczuwali co się święci... trapiło ich to. Klara nie zdawała się nawet przypuszczać nic podobnego.
— Stary, łysy kupczysko oszalał czy co! mówił w duchu Wiktor... jeżeli myśli o Klarze i wlezie nam w drogę... to mu resztę włosów z głowy wydrę. Także się wybrał w porę na konkury! A do kroć sto tysięcy... może rachuje na to że Jakub z niego żyje...
A! panie! gdybym ja ten skarb mógł znaléść! gdybym go mógł znaleść!...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.