Keraban Uparty/Część druga/Rozdział XVI


Rozdział XV Keraban Uparty • Część druga • Rozdział XVI • Juliusz Verne Cały tekst
Rozdział XV Keraban Uparty
Część druga
Rozdział XVI
Juliusz Verne
Cały tekst

Uwaga! Tekst niniejszy w języku polskim został opublikowany w XIX w.
Stosowane słownictwo i ortografia pochodzą z tej epoki, prosimy nie nanosić poprawek niezgodnych ze źródłem!


Lecz nietylko w Skutari, na wybrzeżach, od portu aż do kiosku sułtana, roiły się żądne zabawy tłumy, równie liczne zbiegowiska nagromadziły się z drugiej strony cieśniny, w Konstantynopolu, na wybrzeżach Galata, od pierwszego mostu aż do koszar przy placu Top-hane. Tak słodkie wody zamykające port Złotego Rogu jak gorzkie wody Bosforu całkiem pokryte były flotyllą kaików, łodzi z chorągwiami, szalup parowych, na których przypływały nieustannie między wybrzeżami dwóch lądów Turcy, Albańczycy, Grecy, Europejczycy i Azyaci.

Widocznie więc miało się odbyć jakieś ciekawe i niezwykłe widowisko, skoro ściągnęło takie tłumy ludności.

Gdy Ahmet, Selim, Amazya i Nedia opłaciwszy nałożony podatek, wylądowali w porcie Top-hane, zastali tam niesłychany zgiełk i wrzawę na teraz bynajmniej dla nich nie pożądaną. Pzeciskając się przez tłum, mówił Ahmet:

– Droga Amazyo, znam od dawna szkaradny upór mego stryja, ale nigdy nie przypuszczałem, żeby był dolny posunąć go do takiej ostateczności.

– Więc pan Keraban nie będzie w Konstantynopolu, dopokąd podatek ten będzie obowiązującym? zapyta Nedja.

– A dał dziś tego dowód, pomimo iż wiedział że naraża przez to Amazyą na stratę tak znacznej sumy.

– Gdyby o mnie tylko szło, nie dbałabym o tę stratę; jeźli żałuję tego majątku, to jedynie przez wzgląd na ciebie, Ahmecie rzekła Amazya.

– Zapomnijmy o tem droga Amazyo, odrzekł Ahmet; dotąd kochałem stryja jak ojca, teraz tak boleśnie zranił mi serce, iż nie mógłbym nie okazać mu tego, opuszczę więc Konstantynopol, i zamieszkamy przy ojcu twoim w Odessie.

Selim, Ahmet i ich towarzyszki, zajęci swojem położeniem, niewielką zwracali uwagę na wszystko co się działo na wybrzeżach Pera i Złotego Rogu; zaledwie też doszły ich uszu słowa wypowiedziane przez jakiegoś Turka do jego towarzysza.

– Jednakże ten Storchi jest niezwykle odważny i śmiały, żeby w podobny sposób przebywać Bosfor!

– A tak, odrzekł drugi śmiejąc się, zadrwił sobie dopiero z poborców nowego podatku, nie przewidzieli podobnego wypadku!

Wtem ktoś zbliżał się do Ahmeta, mówiąc:

– Witam pana Ahmeta.

Był to naczelnik policyi; ten sam który tak wyzywająco przemawiał do Kerabana przed jego puszczeniem się w podróż około wybrzeży morza Czarnego.

– A! to pan! odrzekł Ahmet.

– Tak, ja… doprawdy można powinszować panu Kerabanowi; dotrzymał swej pogróżki; powrócił do Skutari nie przepływając Bosforu.

– Powrócił rzeczywiście, odrzekł oschle Ahmet.

– No, jest to prawdziwie genialny pomysł! dla niezapłacenia dziesięciu parasów, wydać kilka tysięcy funtów.

– Dobrze pan obliczył.

– I cóż na tem zyskał pan Keraban? Podatek nie jest zniesiony, jeźli więc będzie trwał w swoim niedorzecznym uporze, zostanie zmuszonym napowrót znów odbyć tę podróż, jeźli zechce powrócić do Konstantynopola.

– Zapewnie to zrobi, jeźli mu się tak spodoba, odparł Ahmet, który choć sam miał ciężki żal do stryja; nie chciał jednak pozwolić aby inni żartowali z niego.

– Eh! żarty to są! ustąpi w końcu i przepłynie Bosfor… ale straż bacznie czuwa na wybrzeżach pilnując przypływających kaików… chyba więc wpław przepłynie Bosfor, lub jak ptak nad nim przeleci.

W tej chwili rozległ się wśród tłumu głośny szmer podziwienia; wszystkie głowy podniosły się w górę; ręce wyciągnęły ku Skutari.

– Otóż jest!… otóż jest!… Storchi!… Storchi!… wołano ze wszech stron.

Ahmet, Amazya, Selim, Brunon i Nizib, znajdowali się właśnie w miejscu w którem wybrzeża Złotego Rogu tworzy kąt przy przystani Top-hane, mogli więc widziéć doskonale godzien podziwienia widok przedstawiającym się oczom zdumionego tłumu.

Od strony Skutari, o jakie sześćset stóp od wybrzeża, wznosi się wieża całkiem niewłaściwie zwana wieżą Leandra. W rzeczywistości, sławny ten pływak mitologiczny przepływał Helespont, dzisiejszą cieśninę Dardanelską, aby dostać się do Hero. Kilka dziesiątków lat minęło jak tego samego dokonał lord Byron, w ciągu godziny i dziesięciu minut, przepłynąwszy oddzielającą oba wybrzeża przestrzeń 1200 metrów.

Czyżby śmiały jakiś amator chciał ponowić na wodach Bosforu tak zuchwałą przeprawę, zazdroszcząc truymfów mitologicznemu bohaterowi i twórcy Korsarza? Nie! co innego ukazać się miało oczom zaciekawionego tłumu.

Długa i gruba lina została przeciągnięta miedzy wybrzeżem Bosforu a wieżą Leandra, nazwaną obecnie Keuz-Kulessi, co znaczy Wieża Dziewicy. Lina ta, przymocowana do silnego punktu oparcia, ciągnęła się przez całą cieśninę na długość 1300 metrów, i tu znów przytwierdzona została do mocnego słupa drewnianego, wznoszącego się w rogu wybrzeża Galata i placu Top-hane.

Po tej linie przebyć miał Bosfor sławny akrobata Storchi, współzawodnik słynnego Blondina. Ta jednak zachodziła różnica, że przebywając Niagarę, Blondin narażał życia w razie spadnięcia blisko ze 150 stóp w nieprzeparty prąd rzeki, tu zaś, nad spokojnemi wodami, nawet w razie wypadki Storchi wpadłby tylko w wodę, z której mógł wypłynąć bez wielkiej krzywdy.

Jak Blondin przechodząc po linie po nad Niagarą, niósł na plecach swego, nieograniczenie ufającego jego zręczności przyjaciela, tak i Storchi wybierał się w tę podróż nadpowietrzną z jakimś kolegą swoim, tylko że nie miał go nieść na plecach, ale przesunąć po linie w taczkach o jednem kole, którego dzwono głęboko wyżłobione, doskonale trzymało się liny, przesuwając się po niej.

Był to więc widok bardzo ciekawy, grożący niejednym może wypadkiem na tej wielkiej tysiąc trzysta metrów ciągnącej się długości.

Otóż Storchi ukazał się na początku liny łączącej brzeg azyatycki z Wieżą Dziewicy. Przed sobą popychał siedzącego w taczkach towarzysza, i bez wypadku doszedł do latarni morskiej umieszczonej na szczycie Keuz-Kulessi.

To pierwsze powodzenie głośnym uczczono poklaskiem.

Ztąd zaczął nader zręcznie opuszczać się po linie, która choć mocno była wyciągnięta, jednak skutkiem przygniatającego ciężaru, im więcej zbliżał się do środka, opuszczała się coraz niżej, tak że o mało nie dotykała wód Bosforu. Jednak Storchi szedł niezachwianie, popychając cięgle przed sobą siedzącego w taczkach towarzysza, z niesłychaną zręcznością zachowując równowagę.

Gdy szedł do środka, coraz większa nasuwała się trudność, gdyż trzeba było nieustannie wznosić się w górę, aby dojść do końca liny. Ale silny i nadzwyczaj zręczny akrobata, ani się zachwiał; śmiało popychał taczkę w której towarzysz jego siedział nieruchomy. Nie można zaprzeczyć, że był równie odważny jak akrobata; nie zrobił najlżejszego ruchu, aby nie nadwerężyć równowagi taczek.

Nareszcie rozległ się w powietrzu głośny krzyk podziwu i radości że żaden wypadek nie miał miejsca.

Storchi doszedł wraz z towarzyszem do szczytu słupa, i razem zeszli po drabinie opuszczającej się właśnie tuż obok Ahmeta i jego towarzystwa.

Śmiałe przedsięwzięcie powiodło się tedy najzupełniej; krzyki i oklaski ogłuszające powitały akrobatę i jego towarzysza… Lecz głośniejszy nad inne okrzyki wydarł się z piersi Ahmeta.

Nie wiedział czy może własnym wierzyć oczom… Ów śmiały towarzysz akrobaty, pożegnawszy Storchiego uściśnięciem dłoni, stanął tuż przed nim, patrząc na niego z uśmiechem.

– Keraban!… stryj mój!… zawołał Ahmet, a jednocześnie otoczyli go wszyscy.

Jakoż rzeczywiście był to Keraban w swej własnej osobie.

– Tak, to ja, kochani przyjaciele, rzekł tryumfująco, ja który zobaczywszy tego zacnego akrobatę właśnie gdy zamierzał puścić się w tę powietrzną wycieczkę, zastąpiłem jego towarzysza, i przesunąłem się ponad Bosforem, śpiesząc podpisać akt ślubu, mego synowca Ahmeta.

– Ach! dobry, kochany stryju, jakże ci mamy dziękować za to coś uczynił dla nas! zawołała Amazya.

– Otóż teraz pan Keraban ślicznie się znalazł! wołała Nedia klaszcząc w dłonie.

– A więc przebyłem Bosfor nie zapłaciwszy tego obmierzłego, niesłusznego podatku! zawołał Keraban zwracając się do naczelnika policyi. Tak, nie zapłaciłem nic, z wyjątkiem 2000 piastrów za miejsce w taczce, i znacznej bardzo sumy wydanej w podróży.

– Winszuję, winszuję! odrzekł tenże, pochylając głowę przed tak niezrównanym uporem.

Cały tłum wydawał głośne okrzyki na cześć Kerabana, podczas gdy on przyciskał do serca Ahmeta i Amazyą. Ale wśród upojenia tryumfu nie zapominając że czas nagli, zawołał:

– A teraz chodźmy co prędzej do sędziego Konstantynopolskiego!

– O! tak, śpieszmy się, odpowiedział Ahmet; ah! stryju kochany, jesteś najlepszym z ludzi!

– I mówcie co chcecie, wcale a wcale nie upartym, jeźli mi się nikt nie sprzeciwia.

Tegoż dnia po południu, sędzia spisał akt ślubu, iman odmówił modlitwę w meczecie, poczem udali się do domu Kerabana w Galata, i zanim wybiła północ dnia 30 września, Ahmet poślubił bogatą jedynaczkę bogatego bankiera Selima.

Nazajutrz przybyła do Konstantynopola pani Van Mitten, i na przeprosiny przywiozła mężowi przepyszną cebulkę Valentia.

Cóż teraz pozostawało czynić Kerabanowi? Nie mógł przecie zawsze przebywać Bosforu w taczkach po przeciągniętej po nad nim linie.

Czas jakiś zamknął się w swoim kantorze w Galata, i ani zajrzał do swej ślicznej villi w Skutari, lecz gdy mu się to sprzykrzyło, wzniósł do władzy podanie że chce nabyć za gotówkę prawo podatków od kaików, na co rząd turecki, zawsze potrzebujący pieniędzy, zgodził się chętnie. Wprawdzie kosztowało go to bardzo drogo, ale stał się za to nadzwyczaj popularnym w całym Konstantynopolu, a przybywający tam cudzoziemcy, zawsze odwiedzają Kerabana Upartego, chcąc poznać jedną z wielkich osobliwości stolicy państwa otomańskiego.


KONIEC