Kilka słów odpowiedzi na artykuł Pana Z. K.
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kilka słów odpowiedzi na artykuł Pana Z. K. |
Podtytuł | O poezyach Juliusza Słowackiego |
Pochodzenie | Dzieła Juliusza Słowackiego tom III |
Redaktor | Henryk Biegeleisen |
Wydawca | Księgarnia Polska |
Data wyd. | 1894 |
Druk | Drukarnia i litografia Pillera i Spółki |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Wolę prosto w pismie Młoda Polska na artykuł pana Z. K. o poematach moich odpowiedzieć, niż odpowiedź tę zostawiać do zapełnienia kart wstępnych jakiego przyszłego dzieła, jeżeli mi na nowe prace Bóg, dosyć życia; a publiczność zniechęcająca, dosyć cierpliwości i zapału zostawi. Ostatni krytyk trzech poematów dotknął najgłębszéj struny sumnienia mego zapytaniem: dla czego pomimo wytworność kształtów poezje moje tak mało mają odgłosu w Polszcze. Jest to dla poety to be or not to be nad którém ja jak Hamlet rozmyślam... a którego rozwiązanie Bóg zapewne grobowi mojemu zestawi. Tym czasem kwestyi téj pan Z. K. długim wstępem swoim do krytyki trzech poematów, i krótką krytyką trzech poematów nie rozwiązał... wiemy bowiem tylko ze wstępu, że pan Z. K. a z nim Polska lubi czytać Bibliją... Danta i Manfreda... a nie lubi moich poematów. Już te zbliżenie moich poezji do wielkich mistrzów jest dosyć pochlebne dla mnie, chociaż w celu zniechęcenia mnie zrobione, ażebym się za nie mógł szczerze gniewać. Powiem tu tylko jak miłość własna autorska broni mię, ilekroć mię ta oziębłość polska do rospaczy przywodzi.. powiem panu Z. K. jakie przyczyny pozbawiły mię dotąd, i na długo zapewne a może na zawsze odgłosu w Polszcze pozbawią.
Pierwsze tomy poezji moich są bez duszy. Imaginacya moja młoda jak motyl, wabiona była połyskiem, słońcem, kształtami kiedym ja pisał. Teatralny koturn włożyłem na stopy moje, abym, dziecięciem jeszcze będąc wzrostu sobie przymnożył. Pokazałem się więc po raz pierwszy jako artysta, ludziom którzy bynajmniéj o artystostwie nie myśleli.. ważną, i okropną tragedyą rzeczywistą zajęci. Pierwszemi dwóma tomami zgubiłem się na cały czas życia mego, i teraz muszę bez echa spiewać, choć spiewam inaczéj, albowiem Polska nie ma ani krytyków silnych którzyby ją o zmianie lutni ostrzegli, ani czytelników dość szybko sądzących, którzyby się sami z pierwszego sadu otrząsnąć mogli, i z czystą uwagą iść za nową pieśnią poety. Do téj pierwszéj i głównéj przyczyny niech pan Z. K. doda trochę wyrachowanéj obojętności, ze strony tych poetów naszych, którzy dość mają lekko zrobionéj sławy, a wszelako stoją jak Koklesy na moście literatury i czekają aż Car go zrąbie, aby skoczyć w wodę, obroniwszy od nowych tryumfatorów polską poezję — tych poetów, którzy podobnie do ministeriów politycznych, związawszy się niegdyś razem w opozycyą przeciwko Osińskiemu i Koźmianowi, osiągnęli berło i dziś są równie przeciwko nowym autorom, partyą Osińskich i Koźmianów. Niech pan Z. K. doda wpływ takich artykułów na polską publiczność jakim jest jego ostatni artykuł, gdzie Ojca zadżumionych chce zrobić naśladowaniem Ugolina, tak właśnie jak gdyby kto powiedział, że grupa Nioby tracącéj dzieci jest naśladowaniem posągu Laokona z dwóma synami zjedzonego przez węże. Niech jeszcze doda, że Polska teraźniejsza podobna jest do Prometeusza któremu sęp wyjada nie serce ale mózg i rozum; wtenczas, może i sam zrozumie dla czego poezje Słowackiego są bez rozgłosu w Polszcze; dla czego dusza Anhellego napróżno wychodzi z ciała i po słupie światła xiężycowego wraca do ojczyzny, myśląc że ją tam poznają i przyjmą ze łzami: dla czego nareszcie biały Anhelli i ciemny Ojciec zadżumionych i Nimfa Szwajcarska i Wacław z Eolionem będą jeszcze długo, długo figurami niezrozumianemi dla duszy narodu, aż może jaka nagła błyskawica oświeci oblicza tych tworów i pokaże je przezroczystemi aż do głębi serca, oczom narodowym.
Cóżkolwiek bądź, sumnienie mi powiada że przez osiem lat pracowałem bez żadnéj zachęty dla tego narodu w którym epidemiczną jest chorobą uwielbienie, epidemiczna chorobą oziębłość, i pracowałem jedynie dla tego aby literaturę naszą, ile jest w mojéj mocy, silniejszą, i trudniejszą do złamania wichrom północnym uczynić. Kordjan świadczy żem jest rycerzem téj nadpowietrznéj walki, która się o narodowość naszą toczy. Przez osiem lat każdą chwilę życia mojego wyrywałem roztargnieniom, osobistemu staraniu o szczęście, abym ją temu jedynie poświęcił celowi... A jeżelim go nie osiągnął, to dla tego że mi Bóg dał więcéj woli, niż zdolności — że chciał aby poświęcenie się moje bezskuteczne, przydane było do liczby tych większych ofiar które Polacy na grób ojczyzny składają; aż wyniszczywszy wszystkie siły duszy i całą moc indywidualnéj woli napróżno, muszą iść na spoczynek w ziemi, strudzeni i smutni, że miecz ich nie był piorunem, a słowo nie było hasłem zmartwychwstania.
Juliusz S.