Kilka uwag nad powieścią


Kilka uwag nad powieścią • Eliza Orzeszkowa
Kilka uwag nad powieścią
Eliza Orzeszkowa
Gazeta Polska, 1866

WSTĘP

edytuj

Ogólnie dziś uznano prawdę, że piśmiennictwo jest wiernym odbiciem cech społeczności, w której się rozwija, wypływem jej potrzeb i miarą umysłowego rozwoju. Dawniej sądzono, że mała liczba piszących jakby oddzielnym przywilejem istniejąc, jakby już rodząc się dla osobnych celów — stwarza światło w wielkim ogóle. Dziś myśliciele dowiedli przeciwnie, że nastrój ogółu tworzy piszących, a oni wcielają tylko w formę, uwydatniają i utrwalają to, co żyje w myśli, w poczuciach i w potrzebach społeczeństwa.

Człowiek od kolebki do grobu żyje wśród innych ludzi, przypatruje się nieskończonym odcieniom ich usposobień, wsłuchuje się w szaloną grę losów i namiętności. Jeżeli człowiek ten obdarzony jest zdrowym i silnym umysłem, sercem gorącym i niezepsutym, wtedy on w wielką scenę świata wpatrzy się okiem badacza, jasną myślą zajrzy w serce bliźnich.

Jeżeli dalej taki człowiek, taki badacz — nie poprzestając na natchnieniu — wytrwałą pracą zdobędzie skarby wiedzy, a połączywszy natchnienie z wiedzą zechce myśl swoją z ogółu zaczerpniętą dla ogółu uwydatnić — taki człowiek pisać będzie i w dziełach jego ześrodkują się poczucia potrzeb społeczności, w której on żyje.

Nieraz — w niedostatecznie dojrzałym ogóle, zarody przyszłości nie dość dokładnie zarysowują się w umysłach. Społeczność czuje w sobie ducha prącego ją ku lepszemu, ale trwożna i słaba nie śmie własnych swych poczuć zeznać przed sobą. Wtedy toczy się walka między przeszłością przywiązującą zwyczajem i wspomnieniem a przyszłością wołającą światłem i prawdą. Autor, wsłuchawszy się w walczące tętna, odczuwa i pojmuje to, co jeszcze nie objawiło się całkiem, daleko od siebie odrzuca rutynę, a nieprzystępny trwodze i słabości zwyczajnych ludzi wprowadza na jaw drżącą jeszcze, ale już zrodzoną myśl ogółu. On pisze o tym, o czym wszyscy bezwiednie prawie myślą. Każdy, kto przeczytawszy karty jego zajrzy w głąb własnego ducha, zobaczy tam jasno to, co dotąd jakby we mgle spostrzegał, a im więcej czytać będzie, tym więcej uwidomi się mu jego własna istota, tym silniej uwierzy w rzeczywistość tego, co mu dotąd jakby marzeniem sennym w myślach się jawiło. Książka obiega szerokie koło czytelników i nad nią w jeden snop zbiegają się rozpierzchnione dotąd promienie ludzkich umysłów.

Wszakże jeżeliby wprzódy w łonie społeczności nie było idei, ona by się i w pojedynczym nie zrodziła umyśle.

Więc nie autor, jakkolwiek potężny tworzy ogół, ale ogół tworzy autora; a on, jako silny, pomaga dźwiganiu się tego, co go stworzyło; rozpierzchnione promienie, z których światło swoje zaczerpnął, w jedno sprowadza słońce, aby jaśniało wszystkim; słabe nicie ducha ludzkiego zbiera i wiąże z nich łańcuch, którym spaja umysły i serca. Talent wszelki wzrasta wśród społeczności jak kłos wśród ziemi kęsa. Ziemia mu matką; z jej wewnętrznych żywotnych soków bierze istnienie. Ale ażeby rodziła znowu i coraz obficiej, kłos oddaje ziemi ziarna ukształtowane z jej własnych pierwiastków — a z posiewu jego nowe wykwitają kłosy.

Jeżeli więc przychodzi dla społeczności jakiej smutna epoka, w której zabraknie jej ludzi potężnego słowa — znać, że ona za nieudolna, aby tworzyć talenta. Wtedy nie ogółowi brakuje jednostek, ale jednostkom ogółu. Możnaż obwiniać kłos, iż nie wzrasta bujnie na niwie jałowej?

Autor obdarzony natchnieniem i silną myślą, im lepiej pojmie to, co go otacza, im trafniej odgadnie nurtujące w głębiach serc poczucia ludzi, wśród których żyje, tym potężniejszym, tym użyteczniejszym będzie. Ogół zrazu może go niezupełnie pojąć, może nawet bluźnić jego słowu — ale wkrótce w odrzuconym pozna to, czego pragnął, a gdy pozna, to i umiłuje, i na piedestał wyniesie.

Biada zaś piszącemu, który nie zrozumie swojej chwili i podnosić zechce to, co ludzie już miłować przestali, a do czego przez nałóg tylko lgną jeszcze! Pod jasnymi promieńmi światła roztopi się moc zwyczaju, ludzie pójdą dalej — a dzieła zacofanego autora okryje anatema lub co najmniej zapomnienie.

Dotąd duch ludzki w ciągłym jest pochodzie — wieki całe krokami jego. Nigdy nie stojąc — to idzie naprzód, to cofa się niekiedy, aby później z wezbraną gwałtownością na nowo przebiec porzuconą drogę. W każdym lat dziesiątku kiełkuje idei nowej zaród, w drugim dojrzewa, w trzecim się utrwala.

Jednym z obszernych działów piśmiennictwa jest powieść. Niezmiernie rozpowszechniona, przeróżnych rozmiarów i odcieni, najbardziej może jest wypływem ogólnego, społecznego nastroju. Wnika ona w najtajniejsze zakątki serc ludzkich i od pałaców do najniższych sfer towarzystwa, wszędzie roztacza wspaniałe albo posępne, miłosne albo rozpaczne obrazy dramatu ludzkiego życia. Człowiek, który podejmie się pokazywać światu serca bliźnich, piórem malować ich postacie i snuć nicie przeróżnych istnień; człowiek taki, powieściopisarz, powinien więcej może niż autor w innej piśmiennictwa gałęzi wsłuchać się w głos swojego czasu, zrozumieć najtajniejsze głębie ducha współczesnych. Jak zwierciadło, które blado lub krzywo odbija przedmioty, ulec musi zniszczeniu, tak powieść, w której społeczność nie pozna siebie, zapomnieniu prędkiemu ulegnie. Mało jest czuć w piersi natchnienie i w umyśle bogactwo wiedzy posiadać. Ażeby napisać powieść, w której by drgały wszystkie tętna człowiecze, trzeba długo żyć między ludźmi, trzeba ich kochać i nienawidzieć, wielbić ich i pogardzać nimi; a później dopiero z uspokojonym sercem i ukołysaną myślą, w głębokich rozwagach nad widzianym i minionym wszystkie iskry w jeden zebrać płomień, wszystkie światła w jedno zlać słońce.

Właściwa powieść rozwinęła się dopiero w XIX Wieku i mogłoż być inaczej? Średnie wieki były wiekami fantazji, wyobraźni rozbujałej. W owej porze umysł ludzki, ledwie obudzony z nieświadomości pierwotnych czasów, nie otrząsł się był jeszcze całkiem z sennych widziadeł. Pragnienie światła i prawdy drgało już w łonie ogółu i stąd zjawiały się niekiedy postacie olbrzymie wiedzą i głęboką myślą jak jasne wśród zmroku świeczniki; ale masom trudno było nagle przyjść do dojrzałego poznania siebie i otaczającego świata. [...]

W drugiej połowie XVIII wieku rozum ludzki, jakby niewolnik długo okuty w kajdany, zerwawszy swoje pęta rzuca się na rozmaite drogi, u kresu których widzi światło; odkrywając nowe światy — dawne orzuca szyderstwem. Wówczas satyra występuje w całej potędze, mistrzem jej Wolter, a pomocą mu cała szkoła ówczesnych materialistów francuskich. [...]

Wszakże w ówczesnym piśmiennictwie powieść mało jeszcze miała miejsca; satyra i wskazywanie celów społecznych rzadko oblekały się w jej formę. Romanse owej epoki były po większej części albo obrazami rozuzdanej, nie okraszonej żadną wyższą myślą rozpusty zmysłowej, albo sielankami rozwodnionymi łzawą sentymentalnością. [...]

W XIX dopiero wieku powieść stała się ważną i szeroką gałęzią piśmiennictwa. Im bardziej rozpowszechniało się światło, tym więcej umysłowego żywiołu potrzebowali ludzie. Pomiędzy mędrcami, pracowicie badającymi tajnie nauki, a nieumiejętnymi utworzyła się w społeczności nie znana średnim wiekom klasa oświeconych, a nie uczonych, którzy nie oddając się wyłącznie nabywaniu wiedzy, potrzebowali jednak umysłowego zasiłku. Ludzie natchnieni i umiejętni, jak zwykle, odczuwali wymagania epoki i stąd powstała obszerność powieści, której forma lekka, ale skłonna dq poważnej i uczącej treści najlepiej zadowalnia i najłatwiej wpływa na ludzi nie mogących lub nie chcących sięgać szczytów nauki, a pragnących jednak światła i umysłowego pożywienia.

Gdy więc powieść XIX wieku wypłynęła z potrzeby nasycenia nie tylko wyobraźni, ale i rozumu, musiała zatem połączyć w sobie żywioł fantazyjny z rozumowym. Bez pierwszego nie byłaby dziełem sztuki, bez drugiego nie odpowiedziałaby duchowi i potrzebom swojego czasu.

Powieść natchniona fantazją i rozumem ma dwie strony i wartości: jedną zewnętrzną, odnoszącą się do formy, drugą wewnętrzną, uwydatniającą myśl, dążenie. Co działa na wyobraźnię, co unosi, przeraża — to jest dziełem fantazji ujętej w ramy pięknej formy; co naucza, wznosi i rozjaśnia pojęcia — to dzieło rozumu, myśli zdrowej. Ażeby powieść była użyteczną i miłą oświeconym umysłom, oba warunki posiadać musi. Sztuka dla sztuki w piśmiennictwie mało kogo podniesie, mało się komu podoba w rozumującym i analizującym wieku. W piśmiennictwie dzieło sztuki powinno mieć myśl szeroką, cel obchodzący ogół, aby ocenionym być wysoko i pożytecznym; inaczej staje się piękną gadaniną, brzmiącym, ale próżnym dźwiękiem, cackiem dobrym do bawienia dzieci.

Z takich potrzeb i przekonań zrodziła się najpowszechniejsza dziś i najogólniej ulubiona tendencyjna powieść.

Powieść tendencyjna wywiera więcej działania na rozum niż na wyobraźnię. Obudzenie gorączkowej ciekawości nie jest jej celem; dla postaci, które przedstawia, a z których każda wciela w siebie ideę jakąś — nie wybiera ona dróg cudownych, nadzwyczajnych, zdumiewających, ale prowadzi je torem zwykłym ludzkości — właśnie dlatego, aby w przedstawionych istnieniach podawać ogółowi naukę, którą z wyjątkowych trafów czerpać by mógł. Nie idzie jednak zatem, aby tendencyjna powieść oblekać się miała koniecznie w trywialną, nudną formę. Prawdziwy talent powieściopisarza potrafi powszednie sprawy przyodziać w estetykę i prostym, ale umiejętnym wykazaniem głębi serc i tła żywotów ludzkich wzruszyć głęboko i do rozmyślań pobudzić. Autor tendencyjnej powieści musi zabronić sobie przedstawiania wszelkich nadnaturalnych, nadzwyczajnych zdarzeń i zjawisk. Upiory, potwory, sfinksy w ludzkich postaciach nie znajdą miejsca w jego dziele — ale za to wolno mu poruszać wszystkie ludzkie rozkosze, bóle, miłości i rozpacze; wszystkie cnoty i występki; wszystkie szczyty, upadki. Wolno mu te przeróżne tła ludzkich żywotów mistrzowską ręką cieniować, w tony przeróżnych pieśni układać — aby tym głęboko wzruszyć czytelnika, na myśl jego wpłynąć, a myślą tą i sercem przykuwszy go do swojego dzieła wskazywać mu zamierzone cele.

Powieść tendencyjna nie powstała razem z XIX wiekiem. Jakkolwiek druga połowa XVIII stulecia usiłowała otrząsnąć się z wpływów średniowiecznych i rozumowaniem powstrzymać rozhukaną fantazję; nie łatwo było jednak duchowi ludzkiemu wyrzec się nagle złoconych rojeń dzieciństwa. Toteż i w powieści w początku i przez całą prawie pierwszą połowę XIX wieku króluje fantazja. [...] Myśl zdrowa, silna, nie zaćmiona mglistym marzycielstwem ani łzawą sentymentalnością; myśl panująca nad całą istotą człowieczą i podnosząca sobą każde serca poczucie — to wartość, to moc człowieka. Wiek nasz uznał tę prawdę i umiłowawszy dziedzinę myśli: naukę, badanie, rozwagę — zostawił marzycielstwo i sny o nadprzyrodzonym źle wychowanym kobietom i dzieciom. Tymczasem tę siłę żywotną i twórczą człowieka, tę królowę jego istoty — myśl, utwory romansopisarzy francuskich pierwszej połowy bieżącego stulecia wprowadzały w omdlenie. [...]

Toteż wkrótce duch wieku przemógł, rozumny ogół ze wstrętem odwrócił się od nagromadzenia bezeceństw i niepodobieństw, które już w końcu nie nosiły nawet piętna talentu — i zrodziła się nowa era powieści.

Pierwszymi powieściopisarzami przedstawiającymi życie nie fantastyczne, nie podobłoczne albo piekielne, ale ziemskie, rzeczywiste, łączącymi w dziełach swoich piękno formy z pięknością myśli i celu byli we Francji Wiktor Hugo i George Sand.

Ciekawym jest przypatrywanie się, jak ci dwaj bez zaprzeczenia genialni autorowie, sami byli zrazu podlegli niezupełnie jeszcze zdetronizowanej przez rozum, wyuzdanej fantazji. Dosyć jest porównać pierwsze ich dzieła z późniejszymi, mianowicie z ostatnimi — aby dojrzeć postęp, jaki przez czas ubiegły między zrodzeniem się jednych i drugich uczynił nastrój ogólny. Ludzie tacy, jak Wiktor Hugo i George Sand umieją wsłuchiwać się w ducha swego czasu; tacy autorowie jak oni są właśnie owymi przedstawicielami potrzeb i pragnień ogółu, którzy najlepiej uwydatniają swoją epokę. [...]

Pierwsze dwie powieści Wiktora Hugo były: „Bug Jargal" i „Han d'Islande". Jakże w nich jeszcze wybitne samowładne panowanie fantazji! — jak one bardzo są zbliżone do płomiennobarwnych a rozmarzających powieści Suego, Dumasa etc.

W przedmowie napisanej w znacznie późniejszej epoce i umieszczonej przed jedną z tych powieści sam autor zwraca uwagę czytelników na to, ile fantastyczne, ile dalekie od natury i pełne przesady są te pierwociny jego talentu. [...]

A spójrzmy na „Nędzników" i na „Pracowników morza". Co za rozległe pole myśli, jakie cele wzniosłe, jaka w nich głęboka nauka! W przedmowie do ostatnich autor sam określił swoje szczytne tendencje. «W „Kościele Najświętszej Panny Paryskiej" przedstawiłem walkę człowieka z przesądem religijnym, w „Nędznikach" z niedoskonałością ustaw społecznych, w „Pracownikach morza" z naturą. [...]

W Niemczech zapanowała powieść rozumna i tendencyjna, a o angielskim powieściopisarstwie ażeby sąd wydać, dość jest znać Dickensa i Thackeraya, którzy są jego mistrzami i wzorami, a u których obok piękności formy rozwija się zawsze myśl zacna i pouczająca. A któż nie zna prześlicznej amerykańskiej powieści pani Beecher Stowe? „Chatka ojca Toma", w żywych, pełnych miłości i prawdy barwach przedstawiającej nieszczęsny stan niewolników-Murzynów; chciwie czytaną była w Ameryce, wpływała na wiele umysłów i kto wie, może choć w małej części przyczyniła się do przyśpieszenia epoki, w której Amerykanie uwalniając z bolesnych pęt pognębionych ludzi uzupełnili niedoskonałe do owej pory, choć wielkie dzieło Waszyngtona!

W piśmiennictwie polskim mniej jeszcze niż w innych powieść przed XIX wiekiem rozwinięta była. Feudalizm i błędne rycerstwo nigdy nie zdołało rozszerzyć się i utrwalić u nas; dlatego też brakło tła do średniowiecznych rycerskich romansów, będących jedynymi objawami powieści w średnich wiekach.

W początku dopiero XIX wieku zaczynają u nas pisać historyczne powieści, których najszczęśliwsze próby dał Wężyk. W piątym dopiero i szóstym dziesiątku bieżącego stulecia powieść rozwinęła się u nas szeroko, a koryfeuszami jej byli Kraszewski i Korzeniowski.

Jeżeli istniała w piśmiennictwie polskim powieść tendencyjna, Kraszewski najpierwszy ją wprowadził, niektórym utworom swoim nadając szerokie zakresy poglądów i nauczania. W ogromnej ilości tych utworów znaleźć zapewne można i takie, które są tylko dziełami sztuki dla sztuki, ale za to w innych znać człowieka, który poznał cnoty i wady współczesne, ujrzał rany i niedostatki społeczeństwa. — W „Chacie za wsią" na przykład jak wiernie i z jakim głębokim poczuciem przedstawiony jest rozdział między bogatą klasą właścicieli i biedą poddanych włościan. W „Komediantach" wychodzi na jaw druga społeczna rana — arystokracja rodowa, trwoniąca grosz ostatni, aby świetność domu utrzymać. Iluż to zaprawdę hrabiów Denderów na przekór rozumowi i duchowi czasu istniało niedawno u nas!

Nie będziemy tu przytaczali innych dzieł znakomitego autora, w których mniej lub więcej uwydatniła się cecha mająca później zapanować powieściopisarstwu. Możemy tylko zwrócić uwagę na to, że kiedy Kraszewski pisał powieści swoje, wówczas w zachodnim powieściopisarstwie w całej potędze jeszcze panowały fantastyczne odbłyski średniowiecznych widziadeł.

Korzeniowski, ów mistrz wygładzonego stylu i pięknej formy, daleko mniej niż Kraszewski uwzględniał cel w swoich powieściach. Jedna z nich tylko, „Krewni", mimo zarzutów, jakim uległa od współczesnej krytyki, zdaje się być napisana z szeroką dążnością. Dawnym a bardzo szkodliwym był u nas przesąd oddalający szlachtę od przemysłu i rzemiosł. Przesąd ten i wykazanie całej jego niedorzeczności wziął Korzeniowski za główną myśl „Krewnych". Jeden z jego bohaterów, szlachcic, zostaje stolarzem — i nie tylko nie poniża przez to swojej godności, ale owszem, zdobywa wysoką wartość moralną i byt niezależny. Bodajby wielu z młodzieży naszej posłuchało nauki zawartej w „Krewnych" i przeniosło ciche, ale poczciwe i niezależne życie rzemieślnicze — nad pięcie się i mozolne, a bezowocne dążenia ku niby wyższym szczeblom towarzyskim, na których często moralna lub materialna czeka nędza!

Oprócz dwóch pomienionych mieliśmy i mamy innych zdolnych powieściopisarzy. Spod pióra Kaczkowskiego wyszło wiele powieści, którym pewnych piękności odmówić nie można. Ale utwory autora tego będąc po większej części osnute na tle historycznym mało mogły odwzorowywać tegoczesną społeczność, a zatem i wyraźnej tendencji w nich nie ma z wyjątkiem chyba „Rozbitka".

Chociaż powieść historyczna, jeśli odpowiada stosownym ku temu warunkom, może być pięknym dziełem sztuki i chociaż ona jedynie po tendencyjnej powieści ma pewną wartość dla wykształconych czytelników — toć przecie nadużycie jej stanowi często wadę powieściopisarza. I tak na przykład w zbiorze dzieł Kaczkowskiego ileż opowiadań o starożytnym rodzie Nieczujów! „Gniazdo Nieczujów", „Ostatni z Nieczujów", „Grób Nieczujów". Podobnie monotonna treść staje się ckliwą, powieści osnute na niej bezużytecznymi.

W ogóle zdaniem naszym tradycja wiele wygrywa na poważnym traktowaniu — a jeżeli dzieło sztuki przez nią jest natchnione, toć już przynajmniej powinno napiętnować się jej wielkością, aby nie zbluźnić. Cnoty i zbrodnie, zwycięstwa i nieszczęścia historyczne są olbrzymami wobec indywidualnych trosk, radości lub zasług.

Lekko traktować przeszłości nie wolno — a powieść historyczna niedoskonale napisana, zamiast pożytek, szkodę przynosi, bo nie dość wykształconym umysłom fałszywe daje pojęcie o tym, o czym stokroć lepiej jest nic nie wiedzieć niż nieprawdę. Dlatego też sądzimy, że ogół oddając sprawiedliwość zdolnościom i pracy Zygmunta Kaczkowskiego ma prawo spodziewać się od jego talentu utworów nie będących już tylko mniej lub więcej wiernym odwzorowywaniem obyczajów dawnej szlachty, o której wielkich cnotach i błędach stokroć jest lepiej dowiadywać się z czysto historycznych źródeł niż z powieści. Ogół ten widząc, jak autor „Rozbitka" umie trafnie ocenić i dobrze przedstawiać typy tegoczesnych ludzi, spodziewa się od niego powieści do „Rozbitka" podobnych.

Kto zaś chce poznać jedną z najpiękniejszych i najwyraźniejszą tendencją napisanych powieści polskich, niech weźmie w rękę „Duch i krew" Adama Pługa. Szlachetność nie ze krwi, ale z ducha pochodzi; szlachetnym być można z herbem i bez herbu, z krwią w żyłach i chłopską, i szlachecką, i, książęcą — byleby duch był szlachetny. Oto założenie autora.

Pomijając piękność artystycznego obrobienia tego utworu, sam cel, dążność sama stawiają go w pierwszym rzędzie rozumnych, godnych wykształconego ogółu powieści.

Przytoczyliśmy kilka przykładów. Komu nie znane: „Chata za wsią", „Komedianci", „Krewni", „Rozbitek", „Duch i krew" — ten niech je przeczyta, a odnosząc niezawodnie korzyść moralną i umysłową pozna zarazem pierwszorzędne, rozumne powieści polskie. Można by i więcej podobnych przytoczyć, ale kilka wybitnych przykładów dostatecznie cały przedstawia rodzaj.

Ogólnie, sięgając od samego jej początku, dotychczas powieść polska odróżnia się od zachodniej, mianowicie francuskiej, tym, że w głównych objawach swoich nie posiada żywiołu rozbujałej, wyuzdanej fantazji, co niezawodnie do dobrych jej stron zaliczyć można. [...]

Obecnie zaś więcej niż kiedykolwiek powieść nie mająca na celu spółczesnych idei i potrzeb nie byłaby na dobie. Ogół przejęty pragnieniem światła i postępu w każdym literackim dziele chce widzieć zachętę i dążenie ku tym dwom bodźcom i celom ludzkości — a najwięksi nawet zwolennicy piękna i sztuki szukają w nich nie tylko formy, ale i wysokiej nauczającej treści. A że ludzie prawdziwie natchnieni i zdolni, pojmując zwykle ogół, czerpią zeń dla dzieł swoich tętna i tchnienia — zatem i młode powstające talenta o tyle będą cenione i użyteczne, o ile trafnie odpowiedzą wołaniu swojego czasu.

Nie pojmujemy zarzutu czynionego często tendencyjnej powieści przez fanatycznych czcicieli formy, iż powieść taka nie może posiadać koniecznych dla dzieła sztuki estetycznych warunków — i że musi być zaprzeczeniem piękna w sztuce. Ażeby praktycznie zarzut ten odeprzeć, dosyć jest przytoczyć „Nędzników" i „Pracowników morza", dwie tendencyjne, a przecież tak wzniosie, tak potężnie piękne powieści. Może kto odpowiedzieć, że oba te dzieła stworzone są geniuszem, a o geniusze trudno. Ależ różne są dla prac ludzkich zakresy; jedni na szerokim jak świat polu, inni w ciaśniejszych działają granicach. Gdy jednak tym mniej głośnym i mniej potężnym towarzyszy myśl mądra a zacna; gdy siły swoje czerpią oni z głębokich przekonań i miłości gorącej — mogą, choć w ciaśniejszym obrębie swoim, nieść pożytek zbawienny, mogą ludziom prawdę ukazywać i piękno tak jak ci, których głos po całej się rozlega ziemi. Każdy autor posiadający istotny talent i rozum, jeżeli i nie sięgnie tak wysoko jak Wiktor Hugo, gdy natchniony poczciwą a mądrą myślą, stanie się użytecznym społeczności, dla której pisze. A ci,. którzy nie mogą zdobyć się na treść poważną ani słabym wzrokiem jasnych celów dojrzeć; ci, którzy nie z ogółu, ale z chorej wyobraźni czerpiąc też chore natchnienia brak istotnej wartości pokrywać muszą błyskotkami próżnych efektów i świecideł; ci niech lepiej nie piszą — bo w wieku pragnącym światła, dążącym do rozumu brzęczącymi bawidłami już nawet i dobrze wychowane dzieci się nie bawią.

Utrzymywać, że w powieści piękność formy nie może się pogodzić z głębokością i powagą myśli i dążności, to jest stawiać do walki dwa żywioły, które winne zostawać ze sobą w wiekuistej zgodzie, prawdę i piękno. Ślepi zwolennicy formy popierając zdanie podobne bluźnią bóstwu swojemu, bo jeżeli forma, aby utrzymać się na wyżynach piękna, musi tworzyć się sprzecznie z prawdą i wyrzucać z siebie treść wszelką, to jest ona świecidłem marnym, odlewem na zewnątrz pięknym, a wewnątrz próżnym, bawiącym przez chwilę oko i mogącym bez szkody zostać w pył rozbitym. Między walczącą formą i treścią ludzkość musiałaby wybierać — a w wieku pragnącym nauki i prawdy wybór byłby niechybnym i forma zdetronizowaną. Ale tak nie jest; prawda z pięknem, treść z formą mogą się godzić w prawdziwie oświeconych umysłach. Ani jedna, ani druga nie ulegnie zagubię, mimo krzyków i anatemy tych, którym łatwiej błyszczeć szychem próżnych efektów niż czystym złotem zdrowej myśli. Dążność zacna, myśl szlachetna i wielka rodzą się w umyśle zdolnego autora razem z piękną, wspaniałą formą. Olbrzym nie mógłby się oblec w ciało karła, myśl olbrzymia nie przywdzieje na siebie karlej formy.

Powieść łatwo jest nabyć, łatwo przeczytać, łatwo zapamiętać. Dramat w niej zamknięty sprawionym wrażeniem wdziera się w umysł — a jeśli w dramacie tym spoczywa myśl zacna i wyższa, więc i ona wpłynie na istotę człowieka, pobudzi go do rozmyślań, rozświeci przed nim nie znane lub przyćmione dotąd światy pojęć. Nieobliczone są skutki takiego kształcenia. Nauki takie na pozór drobne i lekkie kształcą z czasem umysły, jak równie, zda się, drobne i lekkie krople wody uderzając ciągle w jedno miejsce przekształcają formę kamienia.

A ile też u nas materiału dla podobnych powieści. Każdy objaw społeczny, każde niemal życie rodzinne zawiera w sobie skarby treści dla tego, kto się weń okiem badacza i myśliciela wpatrzyć potrafi. Niejedno ciche cierpienie, zbadane w źródłach swoich, przedstawia więcej nauki i piękności niż głośne dramata osnute na wyjątkowych namiętnościach. W niejednym sercu złamanym, w niejednym silnym niegdyś i czystym, a później straconym marnie lub skalanym życiu — wyczytać można smutne skutki niedostatków, wad, przesądów społecznych. Piękne zaprawdę i wzniosłe zadanie podnoszące człowieka do potęgi Twórcy; bo autor natchnionym słowem depcący zło, a podnoszący dobro i prawdę z ciemności, tworzy światło, dzieci podnosi do godności człowieczeństwa.