<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kometa 1843 roku
Pochodzenie Akta Babińskie
Wydawca Józef Ignacy Kraszewski
Data wyd. 1844
Druk Józef Zawadzki
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KOMETA.





KOMETA 1843 r.[1]

Wyobrażam sobie, jak wielkie zdziwieniem, konfuzją, pomięszaniem, oczy zrobić musieli PP. Arago, Laugier, Mauvais i inni, gdy piérwszy raz ukazał się szydersko nad horyzontem świecący ogon olbrzymiéj komety! komety, któréj nie przepowiedział Herschell, Hallej, ani sam P. Arago nawet, komety, jedném słowem, z któréj exystencji, przysunienia się do ziemi, do słońca, zdać sobie sprawy nikt nie umiał, w któréj ogonie byliśmy podobno czas jakiś, i nic o tém nie wiedzieli; aż przypadkiem, o zmroku, ukazało się białe światło długo wyciągnione, jak rózga, jak miecz, jak pas — i wszyscy wykrzyknęli: Kometa!
Otoż to sławny ów, wszechmocny rozum ludzki, otoż to nauki ludzkie! Wszędzie człowiek samemu sobie oddany, o swéj sile idąc, kończy na upokarzającém przekonaniu, że nic nie umié, a przynajmniéj bardzo niewiele.
Ostatnią raza, Hallej, przepowiadając powrot komety, omylił się także o kilkaset dni; a któż wié, dla czego kometa nie ukazała się w danéj porze? kto wié, co są komety? kto wié, dla czego długiemi warkoczami zamiatają niebo? kto wié, dla czego teraźniejsza nie została wciągniona w słońce, przechodząc prawie przez ciało jego, a przynajmniéj bardzo blizko?
Nauka ludzka! nauka ludzka — marna to i zawodna rzecz. Panowie codzień o tém mocniéj przekonać się możecie. Tam nawet, gdzie na najpewniejszych oparta wnioskach, wywodzi, zdaje się, rezultata najwyższéj, matematycznéj pewności, jeszcze to tylko nauka ludzka, i nic więcéj.
Jakiś żartowniś życzył, aby do obserwowania komety użyto ze dwóch lub więcéj jasnowidzących; jabym radził użyć do tego jak najwięcéj pokory, nieufności w siebie i ducha pobożności. Więcéj wié jeden prorok przez Boga natchniony, niż stu astronomów z teleskopami, chronometrami i tablicami najdokładniejszemi.
Podobał mi się ten Anglik w Cambridge, co, pomimo ogona komety, pomimo rachunków, jakie już uczyniono, jéj biegu, dowodzi, że to nie jest kometa. Powiada on sobie (bardzo konsekwentnie): gdyby to była kometa, musiałaby być przepowiedziana; ergo, to nie jest kometa: bo rozum ludzki i nauka ludzka mylić się nie może. A więc cóż to jest? Jest to światło zodjakalne, pochodzące z szczególnego stanu atmosfery ziemskiéj. Wiadomo, powiada on, że atmosfera ziemi znajduje się w stanie excepcjonalnym i niewytłómaczonym; że niedawno o białym dniu, w południe, widziano na niebie Venus (w Niort); że stały słupy od słońca i t. p. i t. p.
Anglik temu bezpasportnemu zjawisku nie dozwala być kometą.
Tymczasem inni położenie jéj, bieg, coraz to inaczéj rachują i opisują; zgadzają się na to, że biegła szybkością siedm razy większą od ziemi. Herschell, który w komecie 1680 roku widział powrót téj, którą uważał za narzędzie Boskie w czasie wielkiego potopu, znalazł kontynuatorów, co tegoroczną za powracającą potopową i 1680 r. uznali. P. Arago podaje szybkość biegu komety w perihelium (w najbliższém stanowisku jéj do słońca, o 32,000 mil) za piętnaście razy większą od szybkości biegu ziemi, to jest, po 104 mile na sekundę, a tylko 740 razy mniejszą od szybkości światła.
Astronomowie utrzymują także, że kometa od ziemi najbliżéj znajdowała się o 32,000 mil. Porównanie tych wszystkich rachub, jakie poczyniono w Berlinie, Cambridge, Londynie, Paryżu, Ameryce, napełnia nas politówaniem i poszanowaniem dla nauki człowieka.
Prawda jest, człowiek wiele uczynił, podnosząc się do pojęć tak skomplikowanych, do rachub tak trudnych; prawda, jeśli co, to odkrycie prawd matematycznych i astronomicznych per consequens, jest wielką dla człowieka chlubą; ale stopień pewności, jaki uzyskał, wiecznie go upokarza. Wszędzie, ce krok, postrzega, że się myli, że się uwodzi, że więcéj niż powinien o sobie rozumié, że wié to tylko, czego poszukując, przeszedł przez tysiące obłąkań i omyłek.
Z niczego być dumnym, nie ma prawa człowiek: bo im więcéj nabywa nauki, tém silniéj się przekonywa, że szczyt wiadomości ludzkich jest odrobiną ogromu, którego nie obejmie nigdy.
Przywiedliśmy tu za przykład kometę naszą 1843 roku, jako może najboleśniéj upokarzającą naukę ludzką. Wszakże jeśli to jest ta sama, jaka była w 1680, Hallej powrót jéj dopiéro na r. 2254 przepowiedział??
Ale czémże jest jeszcze omyłka Halleja przy teorji Kepplera i Cassiniego, co komety uważali za ciała niebieskie, niemające pewnego biegu i exystencji długiéj? Nareście, kto z tych wszystkich teoretyków wyłożył jakkolwiek zaspokajający systemat na wytłómaczenie różnokształtności ogona komet i przyczyn tego zjawiska?? Tyle wiémy o kometach, ile o słonecznych plamach, ile o obrocie słońca około własnéj osi, wyrachowanym z postrzegania plam na niém, ile o całém niebie.
Wiémy cóś, zgadujemy, macamy, domyślamy się, a biedny nasz rozumek już dla braku danych pewników, których ma liczbę zamałą, już dla samych narzędzi, jakiemi się podpiera, aby dójść zasad piérwszych, potrzebnych do uczynienia rachunku, ciągle się sam łapie na grubych omyłkach, i nie wié nigdy, czy jutro nie wywróci wszystkich jego artykułów wiary wczorajszych.
W obliczu téj niepewności nauki i wiedzy ludzkiéj, pracowicie macającéj, dochodzącéj, a błąkającéj się z omyłek w omyłki, jakże wielką, jasną, wydaje się wszelka nauka objawiona!
Tysiące lat poruszyć jéj nie mogły, choć rozum ludzki podkopywać, wywrócić ją usiłował, choć obok niéj stawiał swoje zlepki maleńkie.
Jeśli taka niepewność w nauce o niebie panuje, jakaż dopiéro w filozofji, gdzie, wyszedłszy raz z niedowiarstwa, niéma się gdzie, na czém oprzeć i zatrzymać?? Nauka o niebie, co do głównych przynajmniéj swych punktów, okazuje niejaką pewność; nie zmienia się ona co chwila, jéj dane (données ) pozostają też same. W filozofji co chwila nowe pewniki powstają, a na nich nowe się budują nauki; nauki, w których całe umiejętne dowodzenie nie jest processem, którym się dochodzi prawda, ale którym się ona tylko okazuje. Tworzy się naprzód systemat, a potém się go zręcznie dowodzi. To dowodzenie jest dodatkiem przyczepionym après coup do prawdy wymarzonéj wprzódy. Jest to właśnie, jak kiedy uprojektowawszy sobie dowieść, że dwa a dwa są pięć, usiłujemy mniéj więcéj zręcznemi frazesami naprowadzić na to łatwowiernego słuchacza.
Ale wróćmy do komety.
Poszła od nas sobie, i wkrótce ledwie jéj przez teleskop dojrzeć będziemy mogli; ale zostawiła nam, jeśli zechcemy z niéj korzystać, naukę. Ludzka mądrość, powiadał jéj biały ogon, ani wszystko wié, ani wszystko, co wié, wié dobrze. Nie bądźcie dumni mądrością waszą, bo jest któś daleko od was mądrzejszy, mocniejszy, w kogo nie wierzycie, choć wierzyć co chwila zmuszani jesteście — a tym jest Bóg.












  1. Piszę nie ten kometa, ale ta kometa, powtarzając, że do języka wyraz wchodzi, jak obywatel do kraju, nie z prawami swemi, ale pod prawa, jakie exystują.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.