[261]
KOSZYSTA.
Na szczycie tam, koźlątko małe,
Becząc, za matką mknie przez skałę,
Lecz w skoku wśród lodowców kry,
Gdy brzeg kopytkiem ima,
Grudka się mała
Śniegu zerwała,
I po krawędzi
W dół milczkiem pędzi...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się też zatrzyma?
Po drodze coraz mocniej rośnie —
Aż kędy sarnę, tam, przy sośnie,
Goniący wilk jak szatan zły
Pożerał już oczyma,
Śniegu go bryła
W krąg obskoczyła,
I tuż przy sarnie
Z sobą zagarnie...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się też zatrzyma?
[262]
Wzbiera w skruszone urwisk szczyty...
Stał szałas z tęgich bierwion zbity —
Ni deszcze zmogły go, ni mgły,
Wichry, ni sroga zima.
Teraz się oto
Zręby mu gniotą,
Chrupnęły ściany,
I padł strzaskany...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
LezLecz gdzie się też zatrzyma?
Coraz tężeje i pęcznieje...
Skręciła las, połknęła knieje,
W skał się wyrwanych jeży kły,
Swym tchem powietrze wzdyma.
I co napadnie,
Chciwie a zdradnie,
W ziejącem łonie
Natychmiast chłonie...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się też zatrzyma?
Próżno kapliczka w gaj się chroni!
Próżno mogiłek rój w koło niej
Bronią od złego krzyże trzy!
Straszliwa garść olbrzyma,
Łupu nie syta,
W szpony je chwyta,
I z sobą grzmiąca
W otchłanie strąca!...
— Ach! jak się cudnie w słońcu skrzy!
Lecz gdzie się też zatrzyma?
O! tam — weselne jadą gody:
Z muzyką, pośród drużb pan młody,
[263]
I w białej komży z krzyżem ksiądz,
I panna młoda biała...
Boże! w tej chwili
Tylko co byli —
A już ich niema?
A już ich nie ma!...
Lecz się lawina w słońcu skrząc,
Tu wreszcie zatrzymała.