Czytałem kiedyś bajkę; ale gdzie? nie pomnę. Było Kocisko ogromne, Ostremi zbrojne pazury, Cerber prawdziwy i zdrajca bez czoła, Chytry, drapieżny; na milę dokoła Znały go myszy i szczury. Nad wszelakie wynalazki, Nad półapki, samotrzaski
I nad zatrute łakocie, Dotkliwsze mysiej hołocie Wyrządzał psoty Ten Kot nad koty. Widząc, że płochliwa rzesza Choć głodna, lecz zdjęta trwogą, Nie śmie z nory stąpić nogą, Hultaj z pułapu się zwiesza Głową na dół, a pazury Zaczepił za jakieś sznury. Myszy w śmiech z Kota:
Pewnie kogo zadrapnął, w kuchni zrobił szkodę, Skradł ser lub pieczeń, i za to, w nagrodę, Wisi niecnota. «Ha! łotrze, przyszła kreska i na ciebie! Będziemy tańczyć na twoim pogrzebie!» Tak szydząc, śmielsze z dziur się wychylają, Biegną, wracają, Wreszcie całą zgrają Skaczą na środek. Wtem... bęc! pękły sznury, Wisielec ożył!... i z góry Jak piorun na myszy spada, Szarpie zębem, łapą goni, Chwyta, dusi i zajada. «To fraszka, rzecze, znam ja sztuk niemało; Od moich figlów nic was nie uchroni: Zginiecie wszystkie.» Jak rzekł, tak się stało. Wkrótce znów myszki odrwił Kot przebiegły:
Ubielił się, w mąkę schował I tak na zdobycz czatował. Płoche stworzenia zdrady nie spostrzegły;
Szczur tylko, co na wojnie gdzieś ogon postradał,
(Stary szperacz, chleb z pieca niejednego jadał) Patrzy i czeka; Wreszcie, zdaleka Tak do Kota się odzywa: «Znam cię ziółko, żeś pokrzywa; Widzę ja, co się tu święci,
I twoja biała postać wcale mnie nie znęci. Bądź sobie mąką: ja głód cierpieć wolę, Lecz nie dam się wywieść w pole; A zatem, do zobaczenia!» I to rzekłszy, czmychnął gładko.
Miał ten Szczur rozum: wiedział z doświadczenia,
Że bezpieczeństwa ostrożność jest matką.