Król włosy strzyże

<<< Dane tekstu >>>
Autor Giovanni Boccaccio
Tytuł Król włosy strzyże
Pochodzenie Dekameron
Wydawca Bibljoteka Arcydzieł Literatury
Data wyd. 1930
Druk Drukarnia Współczesna
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Edward Boyé
Źródło Skany na commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


OPOWIEŚĆ II
Król włosy strzyże
Jeden z masztelarzy króla Agilulfa śpi w nocy z jego żoną. Król, uznawszy o tem, znajduje go i głowę mu strzyże. Ostrzyżony strzyże innych i tym sposobem kary unika

Gdy opowiadanie Filostrata, które czasem rumieńce na twarzach dam, a czasem ich głośny śmiech wywoływało, do końca dowiedzione zostało, królowa Pampinei zaczynać kazała; ta z wesołym uśmiechem na ten kształt mówić jęła:
— Zdarzają się ludzie, co na wyskok pokazać pragną, że wszystko wiedzą i że nic tajne być im nie może. Nieraz taki człek, spostrzegłszy ukryte braki bliźniego, zaraz o tem powszędy głosi, mniemając, że przez to sławę swoją zwiększa, gdy tymczasem w istocie rzeczy na szwank ją przywodzi. Pragnę pokazać wam to, miłe towarzyszki, na przykładzie pewnego dzielnego króla. Zdarzyła mu się przygoda (całkiem przeciwna do przygody Masetta) z człekiem niższej jeszcze, zapewne, od tamtego pachoła kondycji.
Longobardzki król Agilulf, śladem swoich poprzedników, lombardzki gród, Pawję, za stolicę swoją wybrał. Król pojął za żonę Teodolingę, wdowę po Autari, równie longobardzkim władcy. Teodolinga była urodziwą, mądrą i obyczajną białogłową, aliści w miłości niezbyt szczęśliwą. Agilulf roztropnością i dzielnością swoją sprawy longobardzkiego państwa do pomyślnego stanu doprowadził. Zdarzyło się, że w pięknej królowej zakochał się okrutnie jeden z królewskich masztelarzy. Był to człek, mimo swojej podłej kondycji, wieloma przymiotami uraczony, a do tego urodziwy wielce i kształtowny, jak sam król. Chocia z niskiego stanu szedł, przecie rozumu nie był pozbawiony, dlatego też pojąwszy, że afekt jego do lubego skutku przywiedziony być nie może, nie dał najmniejszej po sobie poznaki i jeno tajemne spojrzenia ośmielał się na królowę rzucać. Nie żywił najmniejszej nadziei, że wzajemność królowej będzie mógł pozyskać, dumnym jednakoż był z tego, że tak wysoko cel pragnień swoich umieścił, i cały ogniem miłości przenikniony, prześcigał wszystkich swoich towarzyszy w gorliwości i chęci przypodobania się królowej. Dlatego też królowa, wyjeżdżając, zawsze chętnie dosiadała rumaka, przez niego osiodłanego. Ilekroć się to zdarzyło, za łaskę najwyższą sobie to poczytywał. Nie oddalał się od jej strzemienia i za szczęśliwego się uważał, jeżeli mu się jej szat dotknąć udało.
Jak to jednak pospolicie bywa, im mniejsza jest nadzieja, tem silniejszym płomieniem miłość się pali; tak też się i stało z tym nieborakiem — masztelarzem. Nie był już mocen dłużej swojej skrytej namiętności znosić, żadną nadzieją krzepiony nie będąc; postanowił tedy życia się pozbawić, bowiem wiedział, iż inaczej od tej miłości nie uciecze. Jednakże chciał wybrać taki śmierci rodzaj, aby zgon jego okazał jawnie, że zginął przez miłość, jaką dla królowej żywił. Pragnął takoż przed śmiercią fortunę skusić i popróbować, zali mu się nie uda choćby w części celu swych pragnień osiągnąć.
Nie myślał wyznawać królowej miłości swojej lub na piśmie jej wyrażać, wiedział bowiem, że to na niczemby spełzło, postanowił jeno chytrego jakiegoś sposobu się chwycić, aby z królową jedną noc przepędzić. Nie było ku temu innego środka, jak za króla się przebrać (o którym wiedział, że nie zawsze nocą żonę odwiedza), i do komnaty sypialnej się dostać. To postanowiwszy, kilka nocy z rzędu spędził, ukryty w wielkiej sali zamkowej, która znajdowała się między komnatami króla a królowej, i starał się podpatrzeć, w jakim stroju król do małżonki zwykł przybywać. Pewnej nocy obaczył wreszcie króla, który wyszedł z swojej komnaty, owinięty w szeroki płaszcz, trzymając w jednej ręce zapalony ogarek, a w drugiej laskę. Król zbliżył się w milczeniu do drzwi komnaty królowej i zastukał do nich dwa razy swoją laską. Na to otwarły się natychmiast drzwi i królowi świecę z rąk odebrano.
Zauważywszy tedy sposób wejścia, a potem wyjścia króla, postanowił masztelarz swego pana jaknajściślej naśladować. W tym celu postarał się o płaszcz podobny do tego, jaki król nosił, o ogarek i laskę, wykąpał się należycie, aby się zapachem stajennym nie zdradzić i znów w wielkiej sali zamkowej się ukrył. Upewniwszy się, że wszyscy twardym snem są zmorzeni i że sposobna chwila na to nastała, aby albo swoje pragnienia uskutecznić, albo też drogę do śmierci znaleść, skrzesał przy pomocy hubki, co ją miał przy sobie, trochę ognia, zapalił ogarek i otuliwszy się szczelnie w płaszcz, podszedł do drzwi, w które dwa razy laską uderzył. Zaspana pokojowa otworzyła mu je i, odebrawszy świecę z jego rąk, zagasiła ją. Wówczas masztelarz, nie mówiąc ani słowa, wszedł za kotarę, wiszącą koło łoża, zdjął płaszcz i wstąpił do łożnicy, w której królowa spała. Wiedząc, że król, gdy jest czemś pomieszany albo wzburzony, ma obyczaj ścisłe zachowywać milczenie, nie pozwalając mówić do się, nie rzekł ani jednego słowa, jeno królowę w ramiona pochwycił i kilka razy cieleśnie ją poznał. I aczkolwiek żal mu było odchodzić, przecie, obawiając się, aby zbytnie słodycze w męki się nie przemieniły, podniósł się wreszcie, wziął płaszcz i świecę i do swojej izby się udał. Zaledwie jednak legł w swej pościeli, gdy król udał się do komnaty królowej. Królowa wielce się z tego zadziwiła. Gdy się obok niej położył i wesoło ją powitał, rzekła do niego, uprzejmością tą ośmielona:
— Cóż to za nowy obyczaj macie tej nocy, panie mój i małżonku? Ledwieście wyszli odenmie, a już powracacie znowu? Zważcie, co czynicie!
Król, słowa te usłyszawszy, dorozumiał się odrazu, że ktoś oszukał królową, dzięki podobieństwu stroju i powierzchowności. Jednak, jako człek mądry, zauważywszy, że ani królowa, ani nikt inny podejścia nie spostrzegł, sam go niechciał odkrywać. Iluż znalazłoby się głupców, którzy w podobnej okoliczności zarazby wołać jęli: „Ja tutaj nie byłem! Któż więc mógł być? I co tu robił? I jak się tu mógł dostać?“ Siła przykrości z tegoby wynikło, królowa zasię, bez potrzeby niepokojona, miałaby może pobudkę do spróbowania drugi raz tego, czego już raz pokosztowała; do tego król sam do własnej hańbyby się przyczynił, rzecz tę jawną czyniąc.
— Zali mniemasz, moja żono, że nie mam dość męskości w sobie na to, aby dwa razy w ciągu nocy cię odwiedzić?
— Przeciwnie, panie mój — odparła królowa — proszę cię jednak, abyś na zdrowie swoje zważał.
Wówczas król rzekł:
— Posłucham się więc dzisiaj twojej rady i więcej cię dręczyć nie będę.
To rzekłszy, płonąc gniewem i żądzą pomsty za wyrządzoną mu zniewagę, narzucił na się płaszcz i opuścił komnatę, z zamysłem odszukania winowajcy, bowiem ten, według jego mniemania, musiał do dworu należyć i żadną miarą nie mógł się jeszcze z zamku wydostać. Zażegłszy tedy światło w małej latarce, wszedł na korytarz, znajdujący się nad stajnią, w którym prawie cała służba spała. Będąc zaś przekonany, że temu, co owo plugastwo uczynił, puls i serce jeszcze po wysileniu uspokoić się nie mogły, jął każdemu śpiącemu z kolei piersi ostrożnie dotykać, aby bicie jego serca wybadać. Wszyscy krzepkim snem już byli zmożeni, krom owego masztelarza. Ów, obaczywszy króla, odgadł odrazu, czego jego pan szuka. Z trwogi serce jego i tak ze zmęczenia niespokojne, jeszcze silniej walić poczęło. Sądził, że jeśli król to spostrzeże, ani chybi, na śmierć go skaże. Tysiące myśli przemknęło mu przez głowę, wreszcie, widząc, że król przy sobie broni niema, postanowił udać śpiącego i czekać, co król uczyni. Tymczasem król obmacał już wielu śpiących, bez tego jednak, aby znalazł to, czego mu było trza; w końcu, doszedłszy do owego masztelarza, poczuł uderzenia jego serca i rzekł sam do siebie:
— To ten!..
Nie chcąc jednakoż, aby ktokolwiek dowiedział się o jego przedsięwzięciu, poprzestał na tem, że nożycami, które miał przy sobie, obciął mu z jednej strony trochę włosów (w owych czasach bardzo je długie noszono), aby nazajutrz rano móc winowajcę po tym znaku szczególnym rozpoznać, i natychmiast do komnat swoich powrócił.
Masztelarz czuł doskonale, co król z nim robi i natychmiast, dzięki swemu przyrodzonemu sprytowi, dorozumiał się, do czego te postrzyżyny zmierzać miały. Dlatego też podniósł się spiesznie z pościeli i, znalazłszy nożyce stajenne, do strzyżenia grzyw końskich przeznaczone, powystrzygał ostrożnie wszystkim śpiącym pukle włosów nad uszami. To uczyniwszy, do swego łoża powrócił.
Na drugi dzień rano, nim jeszcze bramy zamkowe otwarto, król przykazał całej służbie dworskiej przed sobą się stawić. Gdy zaś wszyscy się zebrali i z odkrytemi głowami przed nim stanęli, spojrzał na nich bystro, chcąc odszukać tego, co był przezeń postrzyżony. Aliści, ujrzawszy wielką ilość głów tak samo ostrzyżonych, niepomiernie zadziwił się i rzekł do się:
— Ów, którego szukam, aczkolwiek z podłego pochodzi stanu, nie mało ma przecie roztropności.
Poczem rozważył, że bez tego, aby sprawa się rozgłosiła, winowajcy nie znajdzie. Nie chcąc dla małej pomsty, wielkiej sobie hańby przyczynić, postanowił winowajcę jednem słowem zawstydzić i pokazać mu, że o wszystkiem jest dobrze uwiadomiony.
Obróciwszy się zatem do dworskich, rzekł:
— Niechaj ten, co to uczynił, drugi raz już nie ma do podobnego uczynku śmiałości. Teraz zasię idźcie z Bogiem.
Ktoś inny na miejscu króla kazałby służbę łamać kołem, brać ją na różne pytki, wypytywać się i badać ją; tym kształtem podałby na jaśnię to, co ze wszechmiar w zakryciu pozostaćby było winno. Znalazłszy w końcu winnego i zemstę swoją nasyciwszy, nie zmyłby przez to z siebie hańby, przeciwnie, jeszczeby ją zwiększył, a do tego i żonę osławił.
Ci, którzy słowa jego słyszeli, długo się nad niemi głowili, skrytego ich znaczenia pojąć nie mogąc.
Zrozumiał je jeno ten, kogo dotyczyły.
Masztelarz miał dość rozumu na to, aby za życia króla z tajemnicą swoją nigdy się nie zdradzać, a takoż już na podobne azardy więcej się nie ważyć.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Giovanni Boccaccio i tłumacza: Edward Boyé.