Kronika Marcina Galla/Księga I/O potyczce Bolesława z Rusinami

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


10.  O potyczce Bolesława z Rusinami.[1]

Lecz odłóżmy przypomnienie tego do karty następnej, a nadmieńmy o pewnej potyczce, z nowości swej pamiętnej, która da poznać, o ile często pokora nad pychą ma górę. Zdarzyło się albowiem, iż w jednym i tymże samym czasie, król Bolesław po nieprzyjacielsku wkroczył do Rusi, a król Rusinów nawzajem do Polski; obaj nawzajem nie wiedząc o sobie, a każdy z nich na brzegu przeciwnym rzeki rozłożył się obozem. Gdy zaś doniesiono królowi Rusinów, że Bolesław na drugą stronę rzeki już przeszedł i na pograniczu jego państwa rozpuścił zagony, rozumiejąc król nierozsądny, że go z mnogością swą ludu, jak zwierza dzikiego w sieci swe pojmał, powiadają, iż odnieść mu kazał urągowisko w przysłowiu, które na własną jego obrócić się miało głowę: „Niech wie Bolesław, że psy go moje i łowcy, jak dzika w legowisku otoczyły“. Na co król polski odparł, w odesłanej mu odpowiedzi: „Dobrześ“ rzekł „dzika w legowisku wymienił; gdyż we krwi myśliwego i psiarni twej czyli wodzów a rycerzy, zbroczę kopyta oraz ziemię twą i grody, jako zwierz dziki osobliwy spustoszę bez miłosierdzia“. — Po takiej z obu stron pogróżek słownych wymianie, gdy w dniu następnym nadchodziła uroczystość, którą król Bolesław zamierzył świątkować, zwlekł był potyczkę do oznaczonego dnia dalszego. Owóż dnia tego wielką ilość bydła zabito, które oprawiano na rzeczoną uroczystość dla stołu królewskiego, jak było zwyczajem, gdy społem u niego zasiadał z naczelném rycerstwem swojém. A zebrawszy się nad brzegiem rzeki cała czeladź i służba kuchenna, wraz z ciurami obozowemi, płókała mięsiwa i wnętrza z bydląt wyjęte, którym z brzegu przeciwnego ruscy pachołcy i giermkowie w zgiełkliwym hałasie wymyślając, obelżywemi słowy gniew ich starali się podniecić: Więc ci płacąc w takichże słowach odwetem, ze stanowiska swego odkrzykiwali naprzód, potem jęli im miotać w oczy odpadkami nieczystemi. Tak zwada rosła w nieprzebieraniu zniewag, a gdy ze strony Rusinów strzały szyć w powietrzu nakoniec poczęły, czeladź polska, zabezpieczywszy psiarnie i ptastwo do łowów chowane a porwawszy broń rycerzy, w godzinie południowej snem się pokrzepiających dla wytchnienia, po przebyciu wpław rzeki, w prostej z ciurów złożonej gromadce, między tłumy Rusinów zwycięzko się wparła. Król przeto Bolesław i wojsko całe, wrzaskiem zarazem i szczękiem oręża rozbudzone, dowiedziawszy się co zaszło, gdy przezorność wypadkowi dowierzać nie dozwalała, w sformowanych szeregach runęli na nieprzyjaciół, do bezładnej ucieczki zmuszonych; a tym sposobem, nie przy samych ciurach obozowych została chwała zwycięztwa, ani ich samych tylko w starciu krew popłynęła. Takie zaś mnóstwo rycerstwa natenczas wpław się do rzeki rzuciło, że stojącym zdala, nie nurt wodny się wydawał przez nie przebywany, lecz suchy szlak lądowy. Tych atoli słów parę dość będzie o bojach, aby z czego w jego życiu, słuchacze korzyść i wzór do naśladowania wyciągnęli.









  1. O potyczce Bolesława z Rusinami. — Wciśnięty tu, jakby trafunkowo rozdział cały, prawie ma takie dla nas znaczenie, jak rapsod bez związku z całością. Ani bowiem nie rzuca światła na sprawy Rusi, ani się żadnym innym względem w tém miejscu nie usprawiedliwia. Według chronologii wskazywanej przez niektórych, przypadałoby zdarzenie w nim opisywane na r. 1017. Z wydawców kroniki, Bandtkie zaledwo wzmiankuje, iż dodał w tytule rękopism heilsbergski „item“, — jakby według tego rękopismu, wyprawa to była druga. Bielowski pomieszcza go bez zastrzeżenia. Rachować więc musimy, na czynniejszą kiedyś w tym względzie pomoc krytyki. Wersyę zdarzenia opisywanego prawdopodobną, przywiedliśmy już pod uwagami Karamzyna, który ją wziął z Nestora. Wreszcie pomoc owa krytyczna, obiecuje nam daleko więcéj, kiedyś, przez rozgatunkowanie zdarzeń, należących właściwie do pradziada, Bolesława W. i do prawnuka, przedzielonego połową stulecia, Bolesława Śmiałego. Na to oczekujemy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.