Kronika Marcina Galla/Księga I/O umowie Bolesława z książęciem Rusinów

<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


23.  O umowie Bolesława z książęciem Rusinów.

Niesłuszną byłoby rzeczą, w milczeniu pomijać, dowody wielorakie dzielności i szczodroty Bolesława wtórego; lecz chociaż pokrótce, coś z wiela innych, dla przykładu rządzącym, starajmy się nadmienić. Otóż więc król Bolesław wtóry, śmiałym i walecznym był rycerzem, chętnym w daniu opieki stron obcych przychodniom, a dawcą z hojnych najhojniejszym. On także, na podobieństwo wielkiego Bolesława I-go., do Kijowa, stolicy państwa Rusinów, zbrojno wtargnął i cięciem miecza o bramę złotą, pamięć swą zaznaczył. Tam rodem z sobą złączonego pewnego Rusina, do którego państwo to należało, na tronie wielkoksiążęcym postanowił[1], odparłszy od władzy przeciw temuż zbuntowanych. O! co to za przepych chwały doczesnej! co za majestat królewskiej potęgi! Na prośbę wszakże króla przez siebie uczynionego, aby spotkał go publicznie i pocałunku zgody, celem zjednania mu szacunku u swego, ludu udzielił, Polak wprawdzie, Bolesław ów szczodry, przychylnym się okazał, lecz Rusin, ile od niego żądał, dać musiał. Złożył mu bowiem tyle grzywien złota, ile rumak jego zrobił kroków od dworca zajmowanego, do miejsca spotkania. Ale i wtenczas z rumaka nie zsiadając, z uśmiechem tylko targnąwszy go za brodę, owego pocałunku sowicie opłaconego[3] udzielił.









  1. W Kijowie, rodem z sobą złączonego Rusina, na tronie wielkoksiążęcym postanowił. — Jest wprawdzie w opisie dobycia powtórnego grodu tego, przez Polaków, niejakie podobieństwo między wizerunkami Bolesława W. i Bolesława Śmiałego, nie idzie jednak za tém, ażeby do tego stopnia Gallus posuwał w ich kreśleniu, podobieństwo rzeczone, że nicby nie zawadzało połączyć je w jeden. Nie przekonywają nas bynajmniej w tym względzie, wysiłki krytyki niwelującej, a nawet zasady do tego żadnej, czy z powodu dat pomieszanych, czy z powodu zmian innych, w samejże kronice Galla, nie upatrujemy. Tymby wszakże sposobem, mogła się przerabiać historyja, i wielorakich innych przykładach, według zachcianek krytytyki, na domyśle opartych. A przynajmniej nigdy na to się nie zgodzimy, ażeby właściwiej było, fakta świeże, w pamięci ogółu tkwiące żywo, przenosić, i spajać z dawniejszemi, niżeli w odwrotnym stosunku. Jakoż mowa o długotrwałości pobytu, jednego i drugiego zdobywcy, w Kijowie po zajęciu tegoż w posiadłość, winnaby assymilować i pod względem całości, dwa obrazy. Są to niemożliwe ze wszech miar pomysły do urzeczywistnienia. Gdy przecież nie od nas pochodzi inicjatywa, co do połączeń lub zamian projektowanych: nie uważamy za rzecz konieczności niezbędnej, z dowodami za lub przeciw występować. Haec dicta sunto, jeżeliby komuś na myśl przyszło o to się dopomniéć, przy okoliczności wydania nowego przekładu tej kroniki.
    Milczy podobnież komentarz Bielowskiego, do tekstu Galla w Pomnikach dziejowych dołączany, przestając na nazwaniu owego w tekście „pewnego Rusina, związkami krwi z Bolesławem Śmiałym połączonego“ Izasławem, najstarszym synem Jarosławowym, to jedynie uważając za nieodzowne do nadmienienia.
  2. Chybaby historyk chciał parafrazować: „znaj się do daniny jeśli sięgasz do równości“.
  3. Pocałunek sowicie opłacony. — Możnaby zaliczać fakt ten, raczej anegdotycznie opowiadany przez autora, niż sam w sobie nieprawdopodobny, do rzędu wspomnianych pod panowaniem Chrobrego, cięcia mieczem w bramę i łaźni rycerskiej: nie zgadujemy jednak, coby w tém historyk dostrzegł również symbolicznego?[2] Wszakże pod tęż kategorję poetycznej obrazowości, dałby się pociągnąć, pod pędzlem Smuglewicza, ton wyższości, w postaci koronatora Beli, przeładowanie złotem chciwego mnicha na Wawelu i tym podobne.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.