Kronika Marcina Galla/Księga I/O wygnaniu do Węgier Szczodrego Bolesława
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kronika Marcina Galla |
Data wyd. | 1873 |
Druk | Drukarnia Józefa Sikorskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Zygmunt Komarnicki |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały tekst |
Indeks stron |
On także Salomona króla, z Węgier swemi siłami do ucieczki zmusił, a na stolicy posadził Władysława, również celującego urodą, jak napełnionego na wskroś pobożnością. Rzeczony Władysław od dzieciństwa wychowywał się w Polsce, i przez to jakby rodowitym stał się Polakiem, z życia swego i obyczajów. Mówią, iż Węgry takiego króla nigdy nie miały, ani ziemia już po nim tak nigdy nie była urodzajną. W jaki zaś sposób król Bolesław z Polski był wyrzucony, byłoby wiele do opowiadania; to tylko powiedzieć się godzi, że nie powinien był chrześcijanin na chrześcijanach za grzech jakikolwiek cielesnej wywierać zemsty. To bowiem wielce mu zaszkodziło, gdy grzech do grzechu przydał, gdy za zdradę, biskupa obcięciem członków skarał. Ani biskupa zdrajcy tém samem nie uniewinniamy, ani zalecamy króla mszczącego się tak haniebnie; ale dajmy pokój temu przedmiotowi, a raczej wypowiedzmy, jak w Węgrzech przyjęty został.[1]
- ↑ Illud multum sibi nocuit, cum peccato peccatum adhibuit, cum pro tradicione pontificem truncationi membrorum adhibuit. Neque enim traditorem episcopum excusamus, neque regem vindicantem sic se turpiter commendamus, sed hoc in medio deferamus. — Oprócz tego, cośmy gdzieindziéj sami, o krwawym procesie, zgubnym dla osób, zgubnym dla kraju, przez przewrót w całym obrocie machiny państwowej, mogli powiedzieć (zob. antytezę dziejową), co brali pod rozwagę wieloliczni badacze, których w gruncie rzeczy o stronność dziwnej jakiejś cechy, posądzać się nie godzi, przy rozpoznawaniu w tém miejscu właściwości spadku historycznego, zostawianego przez Galla, zaznaczamy: 1-o, iż mówiąc o obcięciu tylko członków, (w czém się ukrywa znajomość jego prawa zwyczajowego u Słowian, tyczącego się kary na zdrajców stanu), skraca radykalnie całą dramatyczność hańby, przez późniejszych kronikarzy, z tak smutnym efektem, na jaw rozwijaną, przez podstawienie miejsca kary w kościele na Skałce, podczas mszy ś. przez biskupa odprawianej; 2-re, co rzeczą poniekąd jest znaczącą dla autentyczności samejże jego relacyi, że jak za nagłém jest widocznie przejście do tego palącego orzeczenia w rozdziale, tak więcej uderzającym jest jeszcze, zrzekanie się usilne Galla, wypowiedzenia myśli i rozwinięcia osnowy całej; 3-cie, ale i to pomijanym być nie powinno, bez koniecznego uwzględnienia, i z samego porządku opowiadania, dozwalając pod nazwą ogólną króla, domyślać się Bolesława Śmiałego; ogólna nazwa biskupa, bez zaznaczenia nawet gdzieindziéj w kronice, imienia Stanisława i tytułu biskupa krakowskiego, nie powinnaby się stawać powodem tylu gwałtownych reklam, rzeczy skądinąd wcale nie naprawiających; chyba, iżby w tym razie, miał przybywać jeden jeszcze dowód, prawdziwości jego relacyi, iż to, co tylko zdawał się wymawiać w pół wyrazach, tak zaraz szczegółowo i nominalnie odnajdywało się w podaniach, już nie pojedynczego świadka, lecz massy narodu. Staraliśmy się nieraz tu już, w objaśnieniach powyższych, wskazywać na arcykatolicki rzeczywiście sposób myślenia Galla. Skoro zaś tego zaprzeczyć, na żadnej zasadzie nie możemy; trudniejszym staje się bez porównania prostowanie wszelkie w tym względzie: bo zkądżeby znowu taki zarzut jego bezbożności się udowadniał? To rzecz niewątpliwa, iż niczém więcej nie szkodzi, ze względu na stanowisko w piśmiennictwie krajowém zajęte, ważności świadectwa swej kroniki, jak tym defektem, samochcąc, przez wyrzutnie, w relacyi tej głównie, i tej przedewszystkiém, zrządzanym, lub, co już trudniéj na jakichś nieomylnych opiérać śladach, przez kogo innego poszkodowanym będąc mimowolnie. Jak tego rodzaju niedostatek wszakże, tak, dodać możemy, psuje niemniéj wartość i powagę jego kroniki, wtrącenie natomiast przez pewnego mnicha dodatku o ś. Stanisławie, w wydaniu Lengnichowskiém, rażącego barwą zewnętrzną i duchem relacyi przyczepianej.