Krwawy generał/XIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krwawy generał |
Pochodzenie | Ludzie, zwierzęta, bogowie, tom III |
Wydawca | Wydawnictwo Polskie R. Wegner |
Data wyd. | 1929 |
Druk | Drukarnia Concordia |
Miejsce wyd. | Poznań |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— Stój — szepnął pewnego razu stary Mongoł-przewodnik, gdyśmy na wielbłądach przebiegali stepy około Cagan-Łuka. — Stój.
Mongoł z jakimś religijnym strachem ześlizgnął się ze swego wielbłąda, a ten uklęknął bez żadnego rozkazu. Mongoł złożył ręce przed twarzą. Obracając się na cztery strony świata, szybko powtarzał:
— „Om! Mani padme, Hung!“
Reszta Mongołów natychmiast zatrzymała wielbłądy i konie i rozpoczęła modlitwę.
— Co się stało? — myślałem ze zdumieniem, widząc przed sobą zieloną, wiosenną trawę, niebo bez śladu obłoków i powietrze nieruchome, jak gdyby śpiące w łagodnych promieniach zachodzącego słońca.
Mongołowie długo stali, zatopieni w modlitwie, wreszcie zaczęli coś szeptać do siebie, następnie zaś umocowali siodła i wory i ruszyli dalej.
— Czy widziałeś — spytał mnie stary przewodnik — jak trwożnie strzygły uszami nasze wielbłądy, jak tabuny koni stały na wzgórzu z podniesionemi, przerażonemi głowami i jak, przycisnąwszy się do ziemi, leżały stada owiec? Czyś zauważył, że nie latały ptaki, nie biegały imurany i szczury? Wszystko się zatrzymało, wszystko słuchało w trwodze!... Powietrze zlekka drgało i niosło zdaleka pieśń dźwięczną, a przenikającą do duszy człowieka, zwierza i ptaka. Niebo i ziemia przestały oddychać. Wiatr ustał nagle i słońce zatrzymało się w swym biegu. W takiej chwili nieruchomieją skradający się do stada wilk i ryś; przerywa swój szybki bieg stado przestraszonych „dżereni“[1]; wypada nóż z rąk pastucha, zamierzającego zarżnąć barana lub wołu; świstaki nie ryją swych nor; krwiożerczy gronostaj nie napada na śpiącą salgę[2]; bez ruchu pozostają na firmamencie zasłuchane księżyc i gwiazdy. Wszystko w zachwycie i trwodze modli się, oczekując wyroku! Tak było przed chwilą. W swojej dalekiej, skrytej pod ziemią świątyni „Władca Świata“ modlił się i pytał Boga o losy wszystkich ludów ziemi...
Tak opowiadał mi stary Mongoł, prosty pastuch, przewodnik i myśliwy...
Ludzie starzy na rzece Amył opowiadali mi słyszaną od dziadów legendę o Mongołach, którzy, skrywając się przed hordami Dżengiza, weszli do podziemi „Władcy Świata“. Sojot pokazał mi w pobliżu jeziora Nogan-Kul jaskinię, która miała być wejściem do państwa podziemnego...
Przez tę jaskinię podobno dotarł do „Władcy Świata“ jakiś zbłąkany myśliwy sojocki i, powróciwszy, zaczął w zachwycie opowiadać, co widział, lecz lamowie obcięli mu język, aby milczał i nie bluźnił. W głębokiej starości myśliwy powrócił do krainy podziemnej, której wspomnienie rozpromieniało jego ciężkie, surowe życie nomada.
Szczegółowsze wiadomości słyszałem o „Władcy Świata“ od Dżełyb-Dżamsrap-Hutuhtu w Narabanczi-Kure; napomykał też o nim Tuszegun-Lama; w chwilach uniesienia wspominali o nim „Żywy Buddha“ i baron Ungern...
Zacząłem robić pewne kroki dla zbadania tej legendy.
Przyboczny lama — gelong księcia Czułtun-Bejle, mnich uczony i oczytany, prosząc o tajemnicę, opowiedział mi o państwie podziemnem.
— Na ziemi wszystko jest zmienne — mówił — ludy, nauka, wiara i moralność. Ileż to znikło wielkich państw i wspaniałych kultur? Bez zmiany pozostaje tylko zło, broń złych duchów. 60 000 lat temu jeden człowiek święty z całem swojem plemieniem ukrył się w podziemiach, w nieznanych, olbrzymich jaskiniach i nigdy już nie zjawił się na powierzchni ziemi. Wielu ludzi bogobojnych zwiedzało te podziemia. Byli tam Sakkya-Muni[3], Paspa, był sułtan Baber. Gdzie jest to miejsce, tego nikt nie wie ściśle. Jedni powiadają, że w Indjach, inni, że w Afganistanie. Mieszkańcy podziemi rządzą się takiemi prawami, przy których zbrodnie i grzech są niemożliwe. Wszyscy ludzie są zabezpieczeni od złego. Nauki kwitną, i nie grozi im zanik, jak to się zdarza na ziemi. Dlatego ludność podziemi doszła do wysokiej wiedzy. Teraz jest to już całe olbrzymie państwo... miljony ludności... Na ich czele stoi „Władca Świata“, który panuje nad wszystkiemi siłami wszechświata, czyta w duszach ludzi i zna ich losy. Kieruje on niewidzialnie życiem i polityką 800 miljonów ludzi, którzy na pierwsze jego wezwanie uczynią wszystko, czego on zażąda...
W tem miejscu książę Czułtun-Bejle dodał:
— Jest to państwo Aharty. Rozciąga się ono przez wszystkie podziemia świata. Słyszałem jednego uczonego „kanpo“ z Chin, opowiadającego, że podziemia Ameryki są zamieszkane przez lud starożytny, który ukrył się pod powierzchnią ziemi. Temi podziemnemi ludami rządzą obrani królowie, którzy najwyższą władzę i kierownictwo przyznają „Władcy Świata“. Czyż jest w tem coś dziwnego? Czyż wy, Europejczycy, nie wiecie, że w oceanie Zachodu była olbrzymia ziemia, która znikła w otchłani wraz z miastami i ludźmi? Znikała jednak stopniowo. Ludzie więc potrafili uratować się przechodząc do podziemi. W głębi jaskiń pała osobliwy ogień, przy świetle którego proso i jarzyny wydają obfite urodzaje, a życie staje się długie i bezbolesne. Jeden stary bramin buddyjski z Nepalu odbył z rozkazu bogów podróż do Siemu[4], gdzie spotkał rybaka, który długo płynął z nim morzem, aż dopłynęli na trzeci dzień żeglugi do wyspy. Tu bramin widział tubylców o dwóch językach, któremi mogli mówić naraz z dwoma ludźmi mową różnych narodów. Pokazano mu tam dziwne, niewidziane nigdy na ziemi zwierzęta: żółwie o 16 nogach, olbrzymie węże, posiadające smaczne mięso, ptaki z zębami ryb. Ci dziwni ludzie opowiedzieli podróżnikowi, że wyszli z Aharty wraz ze zwierzętami.
Lama-Turgut, człowiek mądry i bogobojny, który jechał ze mną z Urgi do Pekinu, znał jeszcze więcej szczegółów o państwie Aharty.
— Mieszkańcy Aharty są to ludzie uczeni, posiadający wysokie stopnie magiczne. Nie możemy sobie nawet wyobrazić całej głębi ich wiedzy! Stolica Aharty jest otoczona miastami, zamieszkanemi przez wysokich kapłanów, przypomina zaś Lhassę w Tybecie, gdzie stolica Dalaj-Lamy czyli Potala, jest szczytem góry, złożonej z klasztorów i świątyń. Tron „Władcy Świata“ otaczają miljony przeistoczonych duchów i bogów. Są to święci „pandita“. Pałac „Władcy“ otaczają domy potężnych przez swoją moc magiczną „goro“, którzy władają siłami ziemi, nieba, piekła i wody. W ich ręku życie i śmierć ludów. Oni mogą wysadzić w powietrze połowę naszej ziemi, osuszyć morze, stepy zmienić w ocean, a góry rozsypać w piasek pustyni. Na ich rozkaz wyrastają drzewa i kwiaty; starcy stają się młodzieńcami; umarli zmartwychwstają. „Goro“ mkną wąskiemi, podziemnemi szczelinami na nieznanych nam wozach przez olbrzymie jaskinie, oblane tajemniczemi, zachwycającemi promieniami; wznoszą się na niebotyczne szczyty i zwiedzają otchłań ziemi. Błogosławiony Sakkya Muni znalazł na szczycie jednej góry tablicę kamienną z napisem, który potrafił odczytać dopiero w głębokiej starości, i potem dotarł do Aharty, skąd przyniósł ludziom zaledwie okruszyny wiedzy wielkiej i tajemniczej.
— We wspaniałym pałacu z połyskującego kryształu przebywają ci, którzy, pozostając nieznani, rządzą wszystkimi szlachetnymi i bogobojnymi ludźmi. „Władca Świata“, czyli „Wielki Nieznany“, lub Brahytma, może widzieć Boga i odzywać się do Niego tak, jak ja mówię do pana. Brahytma ma dwóch pomocników: Mahytma, który zna cel przyszłych wypadków, i Mahynga, kierującego przyczynami tych wypadków.
Święci „goro“ badają świat widzialny i niewidzialny i jego siły. Najuczeńsi z nich, zbierają się czasami na naradę magiczną, wysyłają gońców w takie dziedziny, do których nigdy nie docierał rozum i wzrok ludzki. Jeden z Taszy-Lamów, który żył przed 850 laty, w taki sposób opisuje ten obraz:
— „Goro“ kładą swoje ręce na wybranego i usypiają go. Obmywszy jego ciało wodą z magicznemi trawami, czyniącemi ciało ludzkie nieczułem na ból i twardszem od skały, owijają je w tkaniny magiczne ze znakami Zodjaku, mocno zawiązują i rozpoczynają modły do Boga. Śpiący leży z otwartemi oczyma i uszami, widząc, słysząc i pamiętając wszystko. Następnie podchodzi do niego goro i patrzy mu w oczy potężnym, rozkazującym wzrokiem. Powoli ciało odrywa się od ziemi, staje się przezroczyste, zdolne przebijać sklepienia jaskiń podziemnych i znika. Goro siedzi, nie odrywając oczu od oddalającego się gońca Aharty, i kieruje jego lotem. Niewidzialne, świetlane nici łączą goro z gońcem. Goro i pandita wysyłają gońców w przestrzenie, oddzielające gwiazdy, a ci obserwują życie i zjawiska innych światów, poznają nieznane ludy i ich losy, słuchając ich mowy i czytając ich księgi. Inni gońcy wstępują w płomień, buchający ze środka ziemi i widzą tam istoty ognia, szybkie i złe, stale walczące, roztapiające i kujące metale w niedosiężnych głębiach ziemi, nagrzewające wodę dla gorących źródeł, którą następnie wylewają na ziemię przez wierzchołki pustych, roztopionych w środku szczytów górskich. Niektórzy gońcy mkną pośród niepostrzeżenie chybkich, drobnych, jak pyłek, przezroczystych istot powietrza, przenikają tajemnice ich istnienia i cel ich życia, lub pływają w morzach i poznają świat mądrych istot wody, roznoszących ciepło po ziemi i rodzących wiatry i burze. W Erdeni-Dzu był niegdyś pandita-hutuhtu, przybyły z Aharty. Umierając, przekazał wiernym to, co widział i słyszał, gdy, pokorny woli goro, przebywał na czerwonej gwieździe wschodniej, pływał w oceanie, pokrytym lodem, i wirował pośród istot podziemnego płomienia.
Takie opowieści słyszałem nieraz w jurtach mongolskich, w koczowiskach książąt i w klasztorach lamaickich. Opowiadano to głosami poważnemi, nie dopuszczającemi wątpliwości..
— Tajemnica...