<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Księżniczka dolarów
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KSIĘŻNICZKA DOLARÓW
Pieniądze

Pomiędzy młodym księciem de Portland-Chester a jego siostrą toczyła się tego dnia w gabinecie księcia gwałtowna rozmowa.
— Znieważasz mnie, Alicjo — krzyczał młody książę Alfred z uniesieniem.
Jego zdenerwowanie stanowiło niezwykły kontrast z jego codziennym spokojem.
— Znieważam? Jeszcze raz powtarzam, że twoje pomysły o amerykańskim małżeństwie godne są człowieka umysłowo chorego! Muszę cię posłać do doktora, Alfredzie!
— Wstrzymam się od ostrej odpowiedzi, Alicjo... Jesteś starsza ode mnie o dwa lata dlatego winnaś raczej mi radzić i pomagać, nie zaś kpić...
— Moje słowa nie mają drwiącego charakteru, Alfredzie, ponieważ jednak wprawiają cię w zdenerwowanie, lepiej by było, abyśmy zaprzestali tej rozmowy.
Książę spojrzał na swą siostrę wzrokiem, który nie przepowiadał nic dobrego. Odwrócił głowę, nie mogąc znieść jej jasnego i uczciwego spojrzenia. Nerwowym ruchem zapiął kołnierz swego oficerskiego munduru i rzucił się na fotel przed biurkiem.
Na ścianie w wspaniale złoconych ramach wisiał portret jego ojca a nad nim wyryta była dewiza rodu: „Wierność i odwaga“.
Siostra również spojrzała na ten obraz.
— ...Tak — rzekła. — Na portrecie tym nie ma on tego wyrazu spokoju i opanowania, do któregośmy przywykli...
Zmarły książę uśmiechał się i wyraz łagodności zdobił jego oblicze.
— A jednak ojciec zdawał sobie sprawę, że jedynym dziedzictwem, które nam zostawiał, jest ruina. Od czasu Stuartów aż po dziś dzień prowadzono tu rabunkową gospodarkę. Musisz zrozumieć, Alicjo, że teraz staje przede mną ważne pytanie. Być albo nie być.
— Zdaję sobie z tego sprawę, Alfredzie... Ale przyjąć jako ratunek połączenie się z rodziną pierwszego lepszego handlarza świń z Chicago, to okropne! Kto ci podsunął tę myśl?
— Lord Lister.
— A więc tym tłomaczy się jego pobyt. Chce pośredniczyć w tej aferze pomiędzy nami a rodziną amerykańską chciwą tytułów i herbów? To nie do pomyślenia! Czy wszystkich anglików można teraz kupić?
— Nie, Alicjo... Po pierwsze jesteś w błędzie odnośnie lorda Listera... Opowiadał mi o małżeństwie lorda Southerna, okraszając to opowiadanie drwinami i śmiechami.
— Dyplomacja...
— Wybacz. Opowiadałem mu o mojej sytuacji i o propozycji ze strony amerykańskie rodziny. Starał mi się wytłomaczyć, że to małżeństwo nie doprowadzi mnie do pożądanego celu.
— Czyżby? W takim razie cofam to, co opowiedziałam. Wyjaśnij mi, w jaki sposób udało ci się zakończyć tę smutną dla mnie sprawę.
— Na Boga... Również przez lorda Listera! Czego się śmiejesz?
Wyprostowała się i rzekła.
— Ci amerykanie są mi równie wstrętni, jak parweniusze przybyli z Australii. Ich dolary nie mogą pokryć ich braku wychowania i prostactwa. Jeśli ludzie tego rodzaju jak Southern zapomnieli co winni swemu rodowi i nazwisku, myśmy o tym winni pamiętać. Nasza korona książęca nie może zdobić gablotki fabrykanta przetworów mięsnych. Lister z pewnością odmówiłby ci pomocy, gdybyś go wtajemniczył w swoje plany.
— Mylisz się, Alicjo. Lister poparł moje plany.
— Lister... poparł... twój plan?
— Tak jest. Nie można znaleźć innego wyjścia. Czy myślisz, że miłą mi jest myśl posiadania żony, której wychowanie i sposób bycia równe są wychowaniu dziewki od krów? Jestem ofiarą swego rodu. Któż zapłaci długi naszego ojca?
Siostra spojrzała nań ze smutkiem. Rozumiała, że zamiar jego jest nieodwołalny. Wolnym krokiem podeszła doń, położyła mu rękę na ramieniu i rzekła:
— Widzę że się omyliłam. Postanowiłeś stanowczo zostać zięciem jakiegoś handlarza z Cincinati lub Chicago. Lister najprawdopodobniej uchylił czoła przed twoją decyzją. Był to wyłącznie twój pomysł i niczyj inny. Czyżby sytuacja nasza istotnie przedstawiała się tak tragicznie?
— Tak jest, Alicjo. Długi są olbrzymie i gdyby nie resztki kredytów, które mam, nie mielibyśmy na chleb. On przynajmniej jest szczęśliwszy — dodał, wskazując na portret ojca. — Umarł nie troszcząc się o sytuację finansową swych dzieci. Jego charakter nie nadawał się do obliczeń.. Nasza matka swymi zamiłowaniami do zbytku doprowadziła w krótkim czasie do tego, że nasz zamek, nasze dobra, literalnie wszystko zostało zahipotekowane. Ruina jest nieunikniona. Prawdziwymi posiadaczami naszych włości są bankierzy londyńscy. Same procenty zaciągniętych długów dochodzą do zawrotnych sum. Patrz...
Otworzył szufladę swego biurka i wyciągnął z niej jakiś dokument.
— Patrz: oto pismo z podpisem królewskim, skierowane do naszych wierzycieli. Król wzywa ich do cierpliwości, oświadczając, że podpis naszego ojca jest gwarancją zapłacenia długów.
Wybuchnął śmiechem.
Alicja, przeczytawszy dokument, zamknęła oczy.
— Tak czy inaczej zupełnie nie wiem co należałoby czynić w podobnej sytuacji.
— Pozostaje jedynie małżeństwo amerykańskie — odparł książę, śmiejąc się nerwowo.
— Mój Boże. Wiem, że król chętnym okiem spojrzałby na zawarcie małżeństwa między tobą a księżniczką Antonią de Wirneburg...
— Oczywiście. Niestety, sekretariat dworu nie posiada o tej przemiłej osóbce tak dokładnych informacji jak ja.
— Cóż o niej wiesz?
— Po pierwsze, że resztki naszej ojcowizny ulotniłyby się szybko w Paryżu, Nicei, Rzymie i innych miejscach... Poszłaby w ślady naszej matki. Wszystko znikłoby jak dym od papierosa.
— Co dalej?
— Nie chcę wspominać o dwunastu poważniejszych flirtach, które miała.
— A więc?
— To nie dla mnie.
— Czy istotnie trzeba aż tak wielkiego majątku, aby uratować naszą ojcowiznę?
— Oczywiście. Mogłyby nas wyratować jedynie majątki jakiegoś bogatego księcia lub amerykańskie dolary. Do diabła! W Oxfordzie nie nauczono mnie, niestety, sztuki zarabiania pieniędzy. Pracowałbym chętnie własnymi dłońmi... Ale w jaki sposób? Podczas całego mego życia wbijano mi w głowę brednie o antyczności mego rodu. Głupota! Chciałbym rzucić me wszystkie herby i tytuły do piekła, skąd przyszły!
— Ależ, Alfredzie...
— Cóż cię w tym przeraża? Przez cały czas mego pobytu w Oxfordzie nie miałem przyjaciela, przed którym mógłbym się swobodnie wygadać. Muszę raz wreszcie wykrzyczeć to co myślę! Wolę to uczynić wobec ciebie, niż wobec kogoś innego.
— Nie miałeś więc nawet przyjaciela?
— Hm... Być może Lister, mój towarzysz młodości, mógłby zostać moim przyjacielem... Reszta mych znajomych spogląda na mnie jak na coś niezwykłego! Nikt nie chce widzieć we mnie człowieka. Wszyscy widzą tylko księcia.
— Czemuż więc nie rozmawiasz ze mną?
— Z tobą? Ależ, biedactwo moje, jesteś przecież prawie nieustannie na londyńskim dworze, albo podróżujesz.
— A Lister?
— Powiedziałem — ci już, że mógłby zostać mym przyjacielem, gdyby traktował mnie z większym zaufaniem... Jest w tym człowieku coś tajemniczego. Mimo wszystko, nie jesteśmy z sobą zbyt blisko. Mogę mu powiedzieć „drogi Listerze“ a nie przejdzie mi przez gardło „mój przyjacielu“. Jego zimna obojętność oddala mnie niesłychanie.
— Czy chcesz, abym ja z nim porozmawiała?
— Ty?
Alicja zaczerwieniła się.
— Tak — odparła — Wiesz dobrze, że ja i lord Lister...
— Słucham, Alicjo... Ach moja biedna! Życie na królewskim dworze gotuje czasem niespodzianki.
Zamilkł i spojrzał na swą siostrę z czułością. Wyjął z szuflady inny list i rzucił go na biurko.
— Oto list sekretarza królewskiego w twojej sprawie.
— W mojej?
Głos Alicji zabrzmiał strachem.
— Tak, moja mała. Chcą cię również wydać za mąż.
— Ja... Ja dałam już słowo..: W moich oczach jestem już zaręczona!...
— Sekretariat królewski rozkazuje — rzekł krótko książę.
Alicja odrzuciła w tył głowę.
— Cóż ma mi do rozkazywania sekretariat królewski? Czy nie jestem wolna?
— Moje dziecko: w naszej sytuacji możemy tylko słuchać rozkazów. Nasze prawa i nasza wolność są zahipotekowane, jak nasz majątek. Pozostaje nam tylko schylić czoła, lub też iść w prostej linii tam, gdzie czeka nas katastrofa. Musisz być posłuszna rozkazowi króla i zaręczyć się z księciem Karolem von Hartenfelz z Niemiec.
— Jeśli nie zechcę?
— Przestaniesz być przyjmowana na dworze... Ja ci nic nie radzę. Postąpisz tak, jak będziesz chciała.
Dziewczyna zacisnęła ręce. Pochyliła głowę i machinalnie poczęła pocierać dłońmi zatroskane czoło.
— Nie płacz, Alicjo — rzekł książę Alfred, zbliżywszy się do siostry. — Bądź szczęśliwa, że zdążyłaś jeszcze przez chwilę przeżyć swą walkę o miłość. To wspomnienie będzie ci towarzyszyło przez całe życie. Ja jestem od ciebie stokroć biedniejszy. Nigdy w życiu nie będę mógł zdać sobie sprawy ze znaczenia słowa „miłość“. Nie płacz, Alicjo. Słuchaj. Lister jest biedny i ty jesteś biedna.... Czy sądzisz, że potrafiłabyś wieść z nim zagranicą żywot pełny codziennych trosk i zmartwień? Książę Karol Otto ma podobno dość miły charakter. Jest muzykalny... Jednym słowem jest to człowiek z naszego środowiska. Natomiast moja miliarderka z Chicago przyniesie mi z pewnością w darze swoją arogancję i brak wychowania.
Zamilkł. Alicja wstała. Wyciągnęła ku bratu na pożegnanie rękę.
— Moje życie skończone, Alfredzie — rzekła głuchym głosem. — Jeszcze godzinę temu uśmiechało się do mnie... Pozdrów w moim imieniu lorda Listera.
Powoli otwarła drzwi od gabinetu.
— Niech cię Bóg ma w swojej opiece, Alicjo — rzekł książę, całując ją w czoło. — Biedna, mała Alicja — dodał, gdy drzwi się za nią zamknęły.
Stanął przed lustrem, które przesłało mu odbicie zgrabnego młodego oficera. Kto mógłby przypuścić, że ten młodzieniec borykał się z ciężkim losem i w całym swym krótkim życiu nie zaznał ani chwili szczęścia? Zaśmiał się. Przypomniał sobie jeszcze nie dawny okres buntu wobec tego, co go otaczało. Należało to już do przeszłości. Był przede wszystkim Jego Książęcą Wysokością Alfredem III, księciem Portland-Chester, panem 23000 akrów gruntu, lasów i gór, wsi i miasteczek, w których ostatnia parcela została niedawno oddana w zastaw londyńskim bankierom.
Zmęczony upadł na fotel. Zadzwonił. Po upływie paru sekund drzwi otworzyły się cicho i stanął w nich sir Lovel.
— Czy Wasza Wysokość mnie wzywał?
— Tak. Zechce pan łaskawie wysłać posłańca do sir Edwarda... Chciałbym z nim pomówić natychmiast w pewnej sprawie.
— Dobrze, Wasza Wysokość.
Sir Edward, był to baronet, sir Edward Brigton, dawny przyjaciel rodziny księcia Portland-Chester. W rzeczywistości posiadał on jeszcze jedno nazwisko wiadome jedynie księciu i jego siostrze, nazwisko lorda Listera. Ten tajemniczy osobnik posiadał jeszcze i trzecie imię, które znali wszyscy i z którym łączono osobę najbardziej znanego i najbardziej odważnego awanturnika ostatniej doby. Nikt jednak nie wiedział, że znany gentleman włamywacz John C. Raffles i lord Edward Lister to jedna i ta sama osoba.
Sir Lovel ukłonił się i opuścił gabinet. Książę pozostał przy biurku, zarzuconym rachunkami i pokwitowaniami.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.