<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Księżniczka dolarów
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 17.2.1938
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Serce za koronę

Powrotną podróż odbył lord Lister jak we śnie. Wszystko mu było teraz jedno. Miss Goulden beztroska i tryumfująca nie opuszczała swej kabiny. Ukazała się jedynie na dwóch balach, ubrana w wspaniałe tualety.
W ten sposób dojechali do Southampton.
Harry Goulden, ojciec miss Ethel, znajdował się właśnie w Anglii. Z zadowoleniem przyjął wiadomość, że córka jego postanowiła wyjść zamąż za przedstawiciela jednej z najstarszych rodzin szkockich. Był zachwycony wyborem Ethel i uważał, że to małżeństwo okryje świetnością również i jego osobę. Natychmiast po otrzymaniu telegramu odwiedził osobiście księcia i omówił z nim dokładnie wszelkie sprawy. Należy przypuszczać, że książę uczynił na nim jak najlepsze wrażenie, ponieważ stary miliarder nie przestawał wychwalać go przed każdym.
Spotkawszy się w porcie ze swą córką, zdziwił się widząc, że okazuje niezwykły brak zainteresowania osobą księcia. Obraził się nawet, gdy Ethel z obojętną miną przyjęła wspaniałą biżuterię antyczną, którą książę przesłał swojej narzeczonej. Nawet nie rzuciła okiem na fotografię z jego własnoręcznym podpisem.
Stary amerykanin czuł, że tutaj coś jest nie w porządku. Począł na własną rękę szukać przyczyn tej obojętności. Wkrótce udało mu się odsłonić rąbek tajemnicy: przyczyną był lord Lister. Postanowił więc bacznie obserwować wszystko. Pierwszy fakt, który dał mu dużo do myślenia, zdarzył się na dworcu londyńskim, gdy oczekiwał nadejścia szkockiego ekspresu. Sir Brighton alias lord Lister spóźniał się. Mister Harry Goulden namawiał do pośpiechu. Natomiast córka jego oświadczyła otwarcie, że będzie czekała na sir Brightona. Napróżno tłumaczył jej, że wyjazdu odkładać nie można, że w związku z powitaniem narzeczonej książę poczynił pewne przygotowania i że nieprzybycie ich sprawi mu zawód.
— A jeśli nawet? — odparła — Cóż to może mieć za znaczenie? Gdyby na miejscu księcia był sam król angielski, nawet i wtedy czekałabym na przybycie sir Edwarda.
Na szczęście Lister zjawił się w porę, dźwigając olbrzymi bukiet kwiatów, które stały się przyczyną jego opóźnienia.
Podczas podróży Harry Goulden nie spuszczał z nich oka. Nie spostrzegł jednak nic podejrzanego. Podróż minęła w milczeniu. Zbliżano się do pierwszego miasteczka położonego na terenie księstwa Portland. Tam czekały ich pierwsze ceremonie powitania, które powtarzały się odtąd na każdej stacji. Szkoci w spódniczkach i w barwnych kostiumach swego kraju witali ich dźwiękami starych piosenek, granych na kobzach. — Narzeczona musiała przyjmować delegację mieszczan i młodych dziewcząt. Gdy przybyli na miejsce, lord Lister doprowadził ich do granicy prywatnej rezydencji księcia. Przy historycznej wieży w Greendale oczekiwały ich książęce konie zaprzężone do wspaniałej karety. Lokaje w błyszczącej liberii i w historycznych perukach siedzieli na koźle. Gromada biało ubranych dzieciaków ustawiona była szeregiem. Na okolicznych murach powiewały flagi z herbami księcia. Orszak minął tryumfalną bramę. Po kilku kilometrach na spotkanie ich wyjechał jakiś jeździec. Był to marszałek dworu sir Lovel. Marszałek zbliżył się do karety skłonił się głęboko przed narzeczoną i w imieniu księcia złożył jej słowa powitania. Miss Goulden spoglądała na całą tę ceremonię z niesmakiem. Poddawała się jej, jako koniecznemu złu, którego niesposób było uniknąć.
Sir Lover konno towarzyszył miss Goulden, galopując tuż obok karety.
Nagle miss Goulden podniosła głowę.
— Sir Edwardzie — rzekła — chciałabym, aby pan mi towarzyszył przy wjeździe do zamku. Człowiek, który towarzyszył mi dotychczas, powinien wytrwać ze mną do końca aż do ostatniej chwili.
Listera zdziwiło to żądanie, skłonił się jednak nisko i odparł:
— Jest to sprzeczne z całą etykietą powitania, madame — rzekł — Sir Lovel szambelan książęcego dworu posiada ten wyłączny przywilej.
— To mi jest obojętne — odparła spoglądając na sir Lovela niechętnym wzrokiem — Nie życzę sobie jego towarzystwa. Proszę, aby pan był łaskaw zająć jego miejsce przy mojej karecie.
Powiedziała to tak głośno, że sir Lovel słyszał każde jej słowo. Nie było innej rady i Lister zajął jego miejsce. Podziękowała mu spojrzeniem.
W miejscu, gdzie rozpoczynała się droga do pałacu, miss Goulden wysiadła z karety. Oczekiwały ją tłumy. Dzieci szkolne rzucały jej kwiaty do nóg. Jakaś mała blondyneczka dziecinnym głosem poczęła recytować wierszowane powitanie. Miss Goulden ucałowała ją serdecznie i zgodnie z tradycją wręczyła jej sztukę złota. Nastąpiły po tym dość długie przemowy dostojników miejskich, poczem orszak ruszył dalej.
Lister prowadzący oddział swoich żołnierzy stanął na jego czele. W miarę jednak zbliżania się do celu odwaga jego słabła. Ostro prowadził swego konia, który nieprzywykły do tak silnej ręki pienił się i drżał. Miało się wrażenie, że zdenerwowanie jeźdźca udziela się również koniowi.
Cóż to wszystko razem miało znaczyć? Nic... Naprawdę nic. Ten stary ceremoniał, wskrzeszony dla sprawienia przyjemności amerykańskiemu miliarderowi budził w nim niesmak i złość. Czy to miało zamaskować właściwy cel tego małżeństwa.
Pośród wiwatujących tłumów torował sobie drogę aż do książęcego pałacu, gdzie przyjaciel jego, nieświadomy cierpień Listera, oczekiwał zbawienia od wiernego posła i młodej narzeczonej.
Nagle zbliżył się do niego w galopie adiutant.
— Szlachetna narzeczona księcia prosi sir Brightona na chwilkę rozmowy.
— Dobrze.
Lister zatrzymał się, oddał dowództwo kapitanowi Websterowi i zjechawszy w bok drogi oczekiwał zbliżenia się książęcej karety.
Miss Goulden nie mogła dłużej wytrzymać tej ceremonii. Tęskniła do obecności Listera, aby dodał jej w ostatniej chwili odwagi. Lister zasalutował po wojskowemu i zameldował się oficjalnym tonem. Miss Goulden z przerażeniem wsłuchiwała się w dźwięk jego obcego głosu. Na widok jednak okrytego pianą konia i zmienionych rysów jeźdźca zrozumiała walkę wewnętrzną. Przypomniała sobie, że owego decydującego wieczora Lister jak szalony gnał swego konia.
— Biedny koń, — szepnęła cichutko.
Zrozumiał, że w słowach tych mieściło się głębokie współczucie dla niego samego. Spojrzał na nią zrozpaczonym wzrokiem. Powoli wyciągnęła ku niemu rękę.
— Olbrzymie włości — rzekła nagle miss Goulden — Czy zechce pan, sir Edwardzie, pozostać przy mnie, aby móc wskazywać mi po kolei nazwy miejsc które mijamy? Muszę poznać moją nową ojczyznę, — rzekła śmiejąc się dźwięcznie.
Lady Glasgow, starsza pani z arystokratycznego rodu, przydana do jej towarzystwa, skrzywiła się niechętnie. Ethel naruszała w ten sposób przyjęte oddawna formy. Cóż sobie myśli ta amerykanka? Powinna siedzieć cicho i naśladować pokornie postępowanie swego otoczenia! Co za parweniuszka!
— Pardon... — syknęła złośliwie — Ceremoniał przybycia narzeczonej przewiduje, że sir Edward winien kroczyć na czele pochodu. Książę mógłby się rozgniewać na wieść o tym, że nie wszystkie zasady etykiety zostały ściśle zachowane...
Miss Goulden odwróciła się w stronę damy i parsknęła jej śmiechem prosto w twarz.
— Powinna pani pamiętać, że etykieta zakazuje damom dworu robienia mi jakichkolwiek uwag. Nie pytam nikogo o rady i proszę o zachowanie milczenia. Nie dopuszczę do żadnych czynów sprzecznych z mymi żądaniami. Jeśli to się pani nie podoba, proszę natychmiast wyjść z karety i poszukać sobie innego środka lokomocji!

Podobny postępek nie miał precedensu w całej historii księstwa. Lady Glasgow osłupiała i nie mogąc znaleźć słowa odpowiedzi wtuliła się w kąt powozu. Lord Lister spojrzał na miss Goulden rozbawionym wzrokiem. Nareszcie odezwał się w niej głos rozsądku.

— Brawo! — krzyknął z uśmiechem.
Stara lady spojrzała na niego jaszczurczym wzrokiem.
— Madame — rzekł do niej lord Lister wesoło — pierwszym moim obowiązkiem jest być posłusznym woli szlachetnej narzeczonej księcia. Tylko jej wola może tutaj rządzić wszechwładnie.
Z uczuciem ulgi jechał tuż obok karety. Nie zwracał uwagi na orkiestry, delegacje, sztandary i chóry.
Zbliżano się do celu. Przy skręcie pojawiły się w oddali zamkowe wieże. Przy głównej bramie oczekiwała służba i druhny. Lord Lister czuł, że słabnie. Nachylił się do drzwi karety i podał dłoń Ethel.
— Żegnaj, Ethel — szepnął..
— Do widzenia, Edwardzie — odpowiedziała.
Spojrzał na nią po raz ostatni. W sercu jego rozpętała się burza. Drżał z gorączki i bólu. Trzeba było wypić kielich goryczy aż do dna. Postanowił być wiernym do końca swemu honorowi i honorowi Ethel. Po wysłanej kwiatami drodze narzeczona zbliżała się do tarasu zamkowego. Przy wejściu stał książę Alfred. Lister zasalutował szablą. W chwili gdy kareta narzeczonej zatrzymała się przed stopniami, książę wolnym krokiem zszedł ze schodów i zbliżył się do swej narzeczonej.
Zapanowała cisza. Po raz pierwszy książę ucałował dłoń swojej narzeczonej. Zabrzmiały ostre tony piszczałek i kobzy. Rozległy się dzwony i z okien pałacu padły powitalne okrzyki.
Lord Lister zsiadł z konia i oddał dowództwo kapitanowi Websterowi. Najtrudniej być świadkiem własnego nieszczęścia — szepnął.
Dochodziło południe. Wkrótce miano zasiąść do oficjalnej uczty. Asystował w niej od początku do końca, odmówił jednak prośbie księcia aby usiadł tuż przy nim. Następnego dnia miały się odbyć zaręczyny. Książę wydawał wielkie przyjęcie na cześć szlachty oraz na cześć wysłannika króla.
Wróciwszy do swego pokoju Lister pogrążył się w smutnych myślach. Wziął pióro i zaczął pisać krótki list. Zadzwonił na lokaja i kazał natychmiast oddać go młodemu księciu Portland-Chester. W kilka minut po tym zaanonsowano mu wizytę Harry Gouldena.
— Niech się pan pośpieszy, mister Brighton — rzekł milioner. Dziś wieczorem mamy być obecni na niewielkim przyjęciu wydanym dla grona najbliższych krewnych.
— Niestety, mister Goulden! Nie będę mógł wziąć w nim udziału.
— A to czemu?
— Nie czuję się zbyt dobrze.
— Książę i Ethel będą niepocieszeni.
— Ależ nie.... Właśnie w tej chwili oznajmiłem o tym księciu.
Mister Goulden zamilkł. Spojrzał uważnie na Listera, którego twarz nosiła na sobie ślady wewnętrznej walki. Zbliżył się do niego i położył mu rękę na ramieniu.
— Mógłbym być pańskim ojcem — rzekł. — Przypuszczam, że wybaczy mi pan kilka szczerych słów.
— Oczywista... Bardzo proszę...
— Mam poważne zmartwienie — rzekł powoli amerykanin — Boję się o Ethel.
Lister zaśmiał się krótko.
— Mam wrażenie, że miss Goulden znajduje się obecnie u szczytu szczęścia.
— Nie, sądzę, że Ethel... jest...
— Milcz pan — przerwał mu Lister.
Amerykanin wyprostował się, gwiżdżąc przez zęby.
— Well.. Mam wrażenie, że wie pan co chciałem powiedzieć. Otóż zmartwienie moje stoi w ścisłym związku z pańską osobą.
— Mister Goulden — przerwał gwałtownie lord Lister.
— Ma pan prawo nic nie powiedzieć. Może jednak zechce mi pan dać słowo honoru, że się mylę.
Zapanowało milczenie.
— Cóż znaczy w takim razie cała historia z księciem Portlandem?
Lister milczał.
— Musi mi pan odpowiedzieć. Mam jeszcze dość czasu, aby uratować szczęście mej jedynej córki. Proszę nie kryć przedemną prawdy. Miejże do mnie zaufanie... Mów! Jeśli Ethel ma być nieszczęśliwa, kpię sobie z wszystkich książąt świata! Jeśli mi pan nie odpowie, rzucam wszystko do diabła i jutro ruszam do Ameryki.
W tej chwili zabrzmiały dźwięki fanfary. Goulden zdenerwowany spojrzał na zegarek.
— Mam jeszcze dwanaście minut — rzekł zimno.
Lister zaśmiał się dziwnym śmiechem.
— Jeszcze dość czasu na to, żeby rozbić głowę księciu — ... Śpiesz się panie Goulden. Spiesz się!
Opadł na krzesło wyczerpany.
Goulden spokojnym ruchem włożył zegarek do kieszeni i wyszedł bez słowa. Po jego wyjściu Lister zasiadł przy biurku i zaczął pisać list do Ethel.

Moja ukochana!

Zakończyłem najtrudniejszą misję w mym życiu. Teraz możesz postąpić jak zechcesz. Moja rola jest już skończona. Za kilka minut wyjeżdżam stąd. Być może, że cię zobaczę...
Tak... Zobaczę cię później...

Twój Edward




∗             ∗

Przed udaniem się do sali przyjęć książę przebiegał nerwowo swój gabinet W szufladzie jego biurka spoczywała umowa przedślubna, która nazawsze miała uwolnić ojcowiznę jego od długów.
— Moja biedna Moniko — szepnął wyciągając z kieszeni mały złoty medalionik. Oczy jego zalśniły łzami. Myślą przeniósł się do dalekiej Hiszpanii, gdzie w historycznym pałacu księcia de Willereal, równie biednego jak on, mieszkała córka jego, cudna Monika. Monikę kochał oddawna. Spotkał ją kiedyś w czasie swego pobytu na hiszpańskim dworze. Nagle uczuł czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Odwrócił się — był to mister Goulden. Bacznemu oku amerykanina nie uszedł smutek malujący się na twarzy jego przyszłego zięcia.
— Wasza Wysokość wygląda, jak gdyby zmierzał do miejsca kaźni a nie do sali weselnej — rzekł ceremonialnie.
Książę zbył uśmiechem tę uwagę
— Czy Ethel jest gotowa? — zapytał.
— Jeszcze nie, Wasza Wysokość. Przed ślubem jednak chciałbym postawić kilka zasadniczych warunków, które dopiero teraz przyszły mi na myśl. Mam na myśli sprawy pieniężne... Sądzę, że znalazłem wyjście, które zadowoli obydwie strony.
Książę nerwowo zagryzł wargi.
— Wiem, oczywiście, że pańskie długi równają się pańskiemu majątkowi. Jest tego około miliona dolarów. Oto mój plan: pożyczam panu milion dolarów bez procentów na lat pięć. Po upływie tego czasu żądam czterech procent, dając oczywista wszelkie ułatwienia przy spłacie. Czy to panu odpowiada? Zastrzegam sobie oczywiście hipotekę na jednej trzeciej pańskich posiadłości.
— Książę nie mógł objąć jeszcze znaczenia tej propozycji. Pożyczka! nie musiałby w takim razie poślubić Ethel... i wówczas Monika, jego biedna Monika...
— Czemu robi mi pan tę propozycję, kiedy już wszystko zostało między nami załatwione, panie Goulden? — zapytał.
— Ponieważ w ostatniej chwili zrozumiałem, że córka moja nie może być z panem szczęśliwa. Postanowiłem więc zwolnić ją odrazu.
— Ale... Czyżbym jej tak się nie podobał?
Twarz księcia pobladła: miał wrażenie, że Ethel dowiedziała się o jego miłości do pięknej hiszpanki. Goulden uśmiechnął się.
— Ależ nie — odparł. — Nie mam jednak potrzeby zdawać przed nikim sprawozdania z motywów moich postępków. Chcę poprostu pomóc mej córce, aby była szczęśliwa. Z pewnością bylibyście nieszczęśliwi oboje, nie licząc już kogoś trzeciego, kogoś kto zasługuje na najwyższy szacunek. Widzę, że pan zaakceptuje tę umowę. Oto moja ręka. Zostańmy przyjaciółmi.
Książę chwycił rękę amerykanina i uścisnął ją silnie. Widział w najbliższej przyszłości realizację swych utajonych marzeń.
— Trzeba odwołać przyjęcie — rzekł Goulden z uśmiechem. — Wyjeżdżam z mą córką jeszcze dzisiejszej nocy. Niech pan powie zaproszonym gościom, że narzeczona zachorowała nagle i że musiałem odwieźć ją do jednego z sanatoriów położonych na południu. Rozumiem, że nie obejdzie się bez szeregu przykrości. Pluń pan jednak na wszystko, mości książę! Powiedz sobie raz wreszcie, że książęca korona, herb i starożytne nazwisko nie wiele znaczą. Trzeba być przede wszystkim człowiekiem. Żegnaj Portland! Z Londynu prześlę ci czek na milion dolarów. Dowidzenia.
Na korytarzu natknął się na lokaja, który wręczył mu list. Nerwowym ruchem rozerwał kopertę.

Spełniłem swój obowiązek. Jestem gentelmanem i postanowiłem dotrzymać słowa, choćbym miał nawet utracić swe szczęście. Proszę powiedzieć Ethel, aby mnie nie szukała.
Lord Edward Lister — John C. Raffles.

Zamyślony udał się do swej córki. Po przeczy-, taniu kartki Ethel przez długą chwilę nie mogła wydobyć z siebie głosu.
— Najszlachetniejszy człowiek, którego dotąd spotkałam w mym życiu... Wielkie serce poświęcające się dla dobra innych... Cóż więc z tego, że zostanę narzeczoną Rafflesa, narzeczoną Tajemniczego Nieznajomego? Mógł mi to śmiało powiedzieć, gdyż sprawa ta nie zmieniłaby moich dla niego uczuć.
Uśmiechnęła się odważnie do swego ojca, który spoglądał na nią z podziwem.
— Nie przestanę walczyć aby go zdobyć — rzekła. — Będę go szukać wszędzie i odnajdę go, ponieważ go kocham.
Goulden skinął głową, wyjął z kieszeni cygaro hawańskie i zapalił. Spojrzał raz jeszcze przyjaźnie na swę córkę i rzekł:
— All right.

Koniec



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.