[170]LUKANNON.
(Podaję tekst wspaniałej pieśni, śpiewanej na morskich głębinach przez wszystkie foki z Pawłowskiego ostrowu, wracające latem na ojczyste wybrzeże. Pieśń ta, o nucie bardzo smętnej, jest jakby narodowym hymnem foczego plemienia).
Witałem ongi mych druhów (och, jakżem się postarzał!),
Gdzie morski nurt huczący krawędziom skał wygrażał;
A huczniej, niż ten odmęt, co wiódł z brzegami spór,
Z płaskoci Lukannonu grzmiał fok stugębny chór:
Pieśń o siedliskach lubych w zasiąklu słonych wód, —
Pieśń o piaszczystych wydmach, gdzie hasał foczy lud, —
O pląsach przy księżycu, co radowały wzrok, —
O brzegach Lukannonu — nim tu wtargnęli łowcy fok!...
Witałem ongi druhów (nie ujrzę już ich więcej!):
Płynęli gromadami po kroćset sto tysięcy.
I gdzie nad fal czubami sięgał nasz głos i wgląd,
Wołaliśmy: „Szczęść Boże!“ — do tych, co wyszli już na ląd.
Wybrzeża Lukannonu — gdzie rósł tak bujny plon —
[171]
Oślizgłe wodorosty — i mgły ze wszystkich stron! —
O miejsce naszych zabaw — gdzie słońce blado lśni!
Wybrzeże Lukannonu — kolebko naszych młodych dni!
Ach witam dziś mych druhów — nieliczną, trwożną czeladź!...
Bo ludzie się uwzięli wytłuc nas, powystrzelać!...
Zganiają nas, jak trzodę, w Solarni zimny mrok...
Lecz nam się w pieśniach śni Lukannon — nim tu wtargnęli łowcy fok!...
Hej, wdal, hej na południe! Ach, pliszko mała, poleć
I donieś Władcom Głębin, jak nas ta nędza musi boleć!
Boć wnet opustoszeje sierocy morski spych —
Wybrzeża Lukannonu nie ujrzą nigdy dziatek swych!...