La San Felice/Tom VII/XV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | La San Felice |
Wydawca | Józef Śliwowski |
Data wyd. | 1896 |
Druk | Piotr Noskowski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | La San Felice |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Powiedzieliśmy już jakie wrażenie wywarło w Neapolu ogłoszenie Championneta o cudzie świętego Januarjusza naznaczonym nazajutrz.
Championnet stawił wszystko na kartę. Jeżeliby cud się nie spełnił, będzie drugie powstanie do przytłumienia; jeżeli nastąpi, będzie to spokojność, a tem samem utworzenie rzeczypospolitej partenopejskiej.
Aby wyjaśnić ten nadzwyczajny wpływ św. Januarjusza na lud neapolitański, powiedzmy kilka słów o zasługach na których ten wpływ się opiera.
Św. Januarjusz nie jest jak inni święci z kalendarza, świętym pospolitym, dlatego że jest kosmopolitą wzywanym, jak św. Piotr i św. Paweł we wszystkich bazylikach całego świata: św. Januarjusz jest świętym miejscowym, neapolitańskim patrjotą. Św. Januarjusz pochodzi z pierwszych wieków Kościoła. Głosił on słowa Chrystusa na końcu III i w początku IV stulecia i nawrócił tysiące pogan. Ale jak wszyscy nawracający ściągnął na siebie nienawiść cesarzów i poniósł śmierć męczeńską 305 r. po Chr. Jesteśmy zmuszeni do wyjaśnienia płynienia krwi, opowiedzieć kilka szczegółów o tym męczenniku.
Wyższość św. Januarjusza nad innymi świętymi, zdaniem neapolitańczyków jest niezaprzeczalna. I w istocie inni święci zdziałali za życia lub po śmierci kilka cudów, które roztrząsane przez filozofów, doszły do nas pod postacią niepewnej tradycji wpółautentycznej, podczas kiedy przeciwnie cud św. Januarjusza dotrwał aż do naszych dni i ponawia się dwa razy rocznie na chwałę Neapolu a na najwyższe upokorzenie bezbożnych.
Święty Januarjusz przedewszystkiem obywatel kraju, kocha rzeczywiście swoją jedynie ojczyznę i wszystko dla niej tylko robi. Gdyby cały świat był zagrożony drugim potopem, lub walił się w około sprawiedliwego człowieka jak u Horacego, św. Januarjusz nie podniósłby palca aby go ocalić. Ale niech ulewy listopadowe grożą zatopieniem zbiorów, niech upały sierpniowe grożą wysuszeniem studni w ukochanym kraju, św. Januarjusz poruszy niebo i ziemię aby mieć słońce w listopadzie a wodę w sierpniu.
Gdyby św. Januarjusz nie był wziął Neapolu pod swoją wyłączną opiekę, Neapol nie istniałby już od dziesięciu wieków, albo zniżyłby się do rzędu miast Pouzzoles i Beia. I w istocie niema na całym świecie miasta tylokrotnie zdobywanego i rządzonego przez cndzoziemców; ale dzięki czynnemu wstawieniu się jego patrona, zdobywcy zniknęli a Neapol pozostał.
Normandowie panowali nad Neapolem; ale św. Januarjusz ich wygnał. Szwabi panowali nad Neapolem; ale św. Januarjusz ich wygnał. Andegaweńczycy panowali nad Neapolem; ale św. Januarjusz ich wygnał. Arragończycy z kolei losów zajęli tron neapolitański; ale św. Januarjusz ich ukarał. Hiszpanie tyranizowali Neapol; ale św. Januarjusz ich pognębił. Nakoniec Francuzi zajęli Neapol; ale św. Januarjusz ich usunął. A ponieważ piszemy te wyrazy w 1836 r. dodajemy: — A kto wie co jeszcze św. Januarjusz uczyni dla swojej ojczyzny?
I w istocie, jakiekolwiek są rządy, krajowe czy zagraniczne, prawne lub przywłaszczone, wyrozumiałe czy despotyczne, w głębi serca wszystkich neapolitańczyków istnieje wiara robiąca ich cierpliwymi aż do stoicyzmu: to jest że wszyscy królowie i wszystkie rządy przejdą, a zostaną w Neapolu tylko neapolitańczycy i św. Januarjusz.
Historja św. Januarjusza zaczyna się równocześnie z historją Neapolu i prawdopodobnie jednocześnie z nią się zakończy.
Rodzina św. Januarjusza należy naturalnie do najznakomitszej szlachty starożytnej. Lud nadający w 1647 r. swej rzeczypospolitej lazzarońskiej rządzonej przez lazzarona, tytuł najjaśniejszej królewskiej rzeczypospolitej neapolitańskiej i który w r. 1799 obrzucał patrjotów kamieniami za to że śmieli znieść tytuł Ekscellencji, nigdy nie wybrałby sobie patrona pochodzenia gminnego. Lazzaron z natury jest arystokratą, a raczej przedewszystkiem potrzebuje arystokracji. Rodzina św. Januarjusza pochodzi w prostej linii od rodziny Januarjuszów z Rzymu wywodzącej swoje pochodzenie od Janusa. Pierwsze jego lata są nieznane. Dopiero w 304 r. za papieża Marcelina św. zostaje on mianowany przełożonym biskupstwa w Benevencie. świeżo utworzonego przez papieża. Szczególne przeznaczenie biskupstwa Benewentu, zaczynającego się od św. Januarjusza a kończącego na panu de Tailleyrand.
Ostatnie prześladowanie chrześcian miało miejsce pod panowaniem Dioklecjana i Maksymiana; datowało ono od dwóch lat, to jest od 302 r. i było najstraszniejsze: 17,000 męczenników poświęciło swą krew dla rodzącej się religii. Po cesarzach Dioklecjanie i Maksymianie nastąpili cesarze Konstancjusz i Kacederus pod którymi chrześcianie odetchnęli na czas jakiś. W liczbie więźniów zapełniających więzienia w Cumae z czasu poprzedniego panowania, byli Sozyusz dyakon Miseny i Prokulus dyakon Pouzzoli. Przez całyczas prześladowania w 302 r. św. Januarjusz z narażeniem życia przynosił im słowa pociechy Chwilowo uwolnieni, więźniowie chrześciańscy sądząc że prześladowanie ha zawsze skończone, składali dzięki Wszechmocnemu w kościele Pouzzoles; św Januarjusz celebrował, Sozyusz zaś i Prokulus służyli mu do ofiary św., kiedy nagle usłyszano odgłos trąb, i herold na koniu, uzbrojony wjechał do kościoła i głośno odczytał dawny dekret Dioklecjana, ponowiony przez nowych cesarzów.
Dekret ten bardzo ciekawy, bądź autentyczny, bądź wątpliwy, istnieje w archiwach arcybiskupstwa. Możemy go więc przytoczyć naszym czytelnikom jak już przedstawiliśmy im kilka dokumentów historycznych, dosyć zajmujących.
„Dioklecjan, po trzykroć wielki, zawsze sprawiedliwy, cesarz wieczny pozdrawia wszystkich prefektów, prokonsulów państwa rzymskiego.
„Wieść wielce nam niemiła doszła do naszych boskich uszu, to jest że herezja tych którzy się nazywają chrześcianami, herezja najwyższej bezbożności, nowych sił nabiera; że wyż wspomnieni chrześcianie czczą jako Boga Jezusa urodzonego niewiadomo z jakiej żydowskiej niewiasty, znieważają obelgami i złorzeczeniami wielkiego Apollina, Merkurego, Herkulesa a nawet samego Jowisza, podczas gdy wielbią tegoż samego Chrystusa przybitego przez żydów na krzyżu jako czarownika:
„W skutek tego rozkazujemy aby wszyscy chrześcianie, mężowie i niewiasty, we wszystkich miastach i okolicach oddani zostali na śmierć w najstraszniejszych mękach, jeżeli nie zechcą czynić ofiary naszym bogom i nie zrzekną się swoich błędów. Jeżeli jednak niektórzy okażą się posłusznymi, chcemy im przebaczyć. W razie przeciwnym, wymagamy aby poszli pod miecz i zostali ukarani śmiercią najsroższą pessima morte. Nakoniec wiedzcie o tem, iż jeżeli zaniedbacie naszych boskich rozkazów, ukarzemy was temi samemi mękami jakiemi grozimy winnym“.
W dalszym ciągu tego opowiadania przytoczymy dwa lub trzy dekreta króla Ferdynanda, zasługujące aby były z powyższym zestawione. Jeżeli je porównamy z dekretami Dioklecjana, przekonamy się, że są bardzo do nich podobne. Tylko cesarza rzymskiego są lepiej zredagowane.
Łatwo się domyślić że ani św. Januarjusz, ani dwaj diakoni nie poddali się temu dekretowi. Święty Januarjusz odprawiał dalej mszę, a dwaj diakoni służyli mu; pewnego pięknego poranku schwytano ich przy spełnianiu obowiązków i uwięziono. Zbytecznem byłoby nadmienić, że obecnych na mszy także pojmano, więcej jeszcze zbytecznem dodać, że więźniowie nie dali się zastraszyć groźbami prokonsula, nazwiskiem Tymoteusza i uparcie wyznawali wiarę Chrystusa. Zaznaczymy tylko że w chwili ujęcia, jedna staruszka uważająca św. Januarjusza już za świętego, błagała żeby jej dał jaką relikwię. Św. Januarjusz ofiarował jej wtedy dwa flakoniki służące mu do spełniania tajemnic Eucharystji, mówiąc:
— Weź te dwie flaszeczki, siostro i zbierz w nie krew moją!
— Ale jestem sparaliżowana i nie mogę chodzić.
— Wypij pozostałe wino i wodę a będziesz chodziła.
Prokonsul zawziął się najwięcej na św. Januarjusza, z powodu iż on szczególnej doznawał łaski Stwórcy. Rozpoczęto od wrzucenia go w piec gorejący; ale ogień zagasł a gorejące węgle zamieniły się w posłanie z kwiatów. Św. Januarjusz został skazany na wrzucenie do cyrku na pożarcie lwom. W dniu oznaczonym tłumy cisnęły się do amfiteatru. Przybiegły one ze wszystkich punktów prowincji, gdyż amfiteatr w Pouzzoles z amfiteatrem Kapuańskim, z którego uciekł Spartacus, były najpiękniejsze w Kampanii.
Zaledwo prokonsul zajął miejsce na tronie i liktorowie około niego się zgromadzili, kiedy trzech świętych wprowadzonych na jego rozkaz, ustawiono na przeciwko drzwi któremi miały być wpuszczone zwierzęta. Na znak Tymoteusza te drzwi roztworzyły się i drapieżne zwierzęta wpadły do szrank. Na ich widok 30, 000 widzów uderzyło z radością w dłonie. Zwierzęta zdziwione, odpowiedziały rykiem groźnym, głuszącym wszystkie głosy i oklaski; potem pobudzone krzykami tłumu i głodem na które od trzech dni skazali ich dozorcy, nęcone zapachem ciała ludzkiego którem je karmiono w dni uroczyste, lwy zaczęły wstrząsać grzywami, tygrysy rzucać się, hieny oblizywać swe paszcze. Ale zdumienie prokonsula było niezmierne widząc że hieny, tygrysy i lwy legły u nóg męczenników na znak szacunku i posłuszeństwa, podczas gdy więzy św. Januarjusza opadły same, a on uwolnioną ręką z uśmiechem, błogosławił widzów.
Prokonsul zastępujący cesarza, rozumie się, niemógł uledz biednemu biskupowi, tem więcej że na widok ostatniego cudu 5,000 widzów zostało chrześcianami. Widząc że ogień nie działa, że lwy u nóg jego się kładły, rozkazał aby biskupa i dwóch djakonów ścięto.
Zatem jednego pięknego jesiennego poranku 19 Września 305 r., św Januarjusza w towarzystwie Prokulusa i Soziusza zaprowadzono na forum Vulcano, w pobliżu krateru w połowie zagasłego, na płaszczyźnie Solfatore, aby tam wyrok wykonać. Ale zaledwo uszedł pięćdziesiąt kroków w kierunku forum, kiedy biedny żebrak przebił tłum i chwiejąc się upadł mu do nóg.
— Gdzie jesteś święty mężu? zapytał żebrak, albowiem jestem niewidomy i nie widzę cię.
— Tutaj mój synu, powiedział św. Januarjusz, zatrzymując się dla wysłuchania starca.
— O! mój ojcze! zawołał żebrak, dozwolono mi więc przed śmiercią ucałować ślady stóp twoich.
— Ten człowiek jest szalony, powiedział kat, chcąc go odepchnąć.
— Pozwól się zbliżyć niewidomemu, proszę cię, rzekł św. Januarjusz, bo z nim jest łaska Pana.
Kat usunął się, wzruszając ramionami.
— Czego chcesz synu? zapytał święty.
— Jakiejkolwiek pamiątki od ciebie. Zachowam ją do końca mego życia, ona mi przyniesie szczęście w tym i w przyszłym świecie.
— Ale, powiedział kat, czyż nie wiesz że skazani nic nie posiadają swego własnego! Głupcze! który prosisz o jałmużnę człowieka mającego umrzeć.
— Mającego umrzeć! powtórzył starzec potrząsając głową; to jeszcze niepewne i niebyłoby to po pierwszy raz gdyby uniknął śmierci.
— Bądź spokojny, odparł kat; tym razem będzie miał ze mną do czynienia.
— Synu mój, rzekł św. Januarjusz, pozostaje mi już tylko chustka którą przywiążą mi oczy w chwili ścięcia; zostawiam ci ją po mojej śmierci.
— A jeżeli żołnierze nie pozwolą mi zbliżyć się do ciebie?
— Uspokój się, sam ci ją przyniosę.
— Dziękuję ci, ojcze.
— Bywaj zdrów, mój synu.
Niewidomy oddalił się; orszak postępował dalej.
Przybywszy na forum Vulcano, trzej męczennicy uklękli a św. Januarjusz mówił głośno:
— Boże mój, racz mi dziś wyświadczyć łaskę męczeństwa po dwakroć mi już odmawianą! oby nasza krew przelana mogła ukoić Twój gniew i była ostatnią krwią, z prześladowania tyranów naszego świętego kościoła pochodzącą!
Potem podnosząc się, czule uściskał dwóch towarzyszów męczeństwa i dał znak katowi ażeby rozpoczął swą czynność.
Kat najprzód ściął dwie głowy Prokulusa i Sozjusza którzy umierali śpiewając chwałę Stwórcy, ale skoro przybliżył się do św. Januarjusza, opanowało go drżenie konwulsyjne tak gwałtowne że miecz z rąk upuścił i nie miał siły schylić się po niego.
Wtedy św. Januarjusz sam sobie przewiązał oczy i przybierając położenie najdogodniejsze do tej strasznej operacji:
— A więc! zapytał kata, na co czekasz, mój bracie.
— Nie będę mógł podnieść miecza, jeżeli ty na to nie pozwolisz, i nie zetnę ci głowy, jeżeli z własnych ust twoich nie usłyszę rozkazu.
— Nietylko ci pozwalam i rozkazuję, ale nadto proszę cię o to mój bracie.
Siły natychmiast powróciły katowi i uderzył świętego z taką mocą, że nietylko głowa ale i palec odleciał za jednem ciosem.
Co do podwójnej modlitwy zaniesionej przed śmiercią do Boga przez św. Januarjusza, była ona niewątpliwie wysłuchaną przez Stwórcę: gdyż kat ścinając mu głowę umieścił go wrzędzie męczenników, i w tym samym roku kiedy święty zakończył życie, Konstantyn, później Konstantynem Wielkim nazwany, który zapewnił tryumf religji chrześciańskiej, uciekł z Nikomedji, przyjął w Yorku ostatnie tchnienie Konstancjusza ojca, i został ogłoszony cesarzem przez legiony Wielkiej-Brytanii i Hiszpanii. Zatem od roku śmierci św. Januarjusza datuje się tryumf kościoła.
W dniu egzekucji wieczorem około dziewiątej, dwie osoby podobne do dwóch cieni zbliżały się nieśmiało do opustoszałego forum, szukając oczami trzech trupów zostawionych na miejscu wykonania wyroku.
Promienie księżyca oświecały płaszczyznę żółtawą Solfatare tak że można było dokładnie odróżnić każdy przedmiot.
Dwoma osobami przybywającemi na to miejsce zgrozy, był starzec i stara kobieta. Oboje przez chwilę spoglądali na siebie z nieufnością, potem nakoniec zbliżyli się do siebie. Przybywszy na odległość trzech kroków, oboje podnieśli rękę do czoła i zrobili znak krzyża świętego. Wtedy poznali iż są oboje chrześcianami.
— Dzień dobry bracie, rzekła kobieta.
— Dzień dobry siostro, odpowiedział starzec.
— Kto jesteś?
— Przyjaciel św. Januarjusza. A ty?
— Jedną z jego krewnych.
— Z którego kraju przychodzisz?
— Z Neapolu. A ty?
— Z Pauzzoles. Co cię sprowadza o tej godzinie?
— Przybywam zebrać krew męczenika. A ty?
— Przybywam pogrzebać jego ciało.
— Oto są dwie flaszeczki któremi odprawił mszę ostatnią, wychodząc z kościoła dał mi je, rozkazując wypić wodę i wino pozostałe. Byłam sparaliżowana, od dziesięciu lat ani ręką ani nogą ruszyć nie mogłam; ale zaledwo podług rozkazu błogosławionego św. Januarjusza wypróżniłam flaszeczki, podniosłam się i zaczęłam chodzić o własnych siłach.
— Ja zaś byłem niewidomym. W chwili kiedy męczennik szedł na ścięcie, prosiłem go o jaką pamiątkę; przyrzekł mi dać po swojej śmierci chustę którą mu przewiążą oczy. W tej samej chwili kiedy kat ściął mu głowę, ukazał mi się, dał mi chustkę, rozkazał przyłożyć ją do oczów i przybyć wieczorem dla pochowania jego ciała. Nie wiedziałem w jaki sposób wykonać drugą część jego polecenia, bo byłem niewidomy; ale zaledwo świętą relikwię przyłożyłem do swoich powiek, gdy jak święty Paweł na drodze do Damaszku, uczułem że łuszczka opadała mi z oczu, i oto przybywam gotów spełnić rozkazy świętego męczennika.
— Bądź błogosławionym bracie; bo teraz jestem przekonaną iż byłeś rzeczywiście przyjacielem św. Januarjusza, który w tym samym czasie co tobie, i mnie się ukazał, rozkazując po raz drugi abym jego krew zebrała.
— Bądź błogosławioną, moja siostro, bo i ja teraz widzę że jesteś prawdziwą jego krewną. Ale o jednej rzeczy zapomniałem.
— O czem?
— Polecił mi poszukać palca odciętego razem z głową i przyłączyć go do świętych relikwii.
— I mnie także powiedział że w jego krwi znajdę źdźbło słomy i rozkazał abym je starannie w mniejszej flaszeczce zachowała.
— Szukajmy siostro.
— Szukajmy bracie.
— Szczęściem księżyc nam przyświeca.
— To także dobrodziejstwo świętego; bo od miesiąca księżyc był zakryty chmurami.
— Oto palec którego szukałem.
— Oto źdźbło słomy o którem mi mówił.
I podczas kiedy starzec z Pauzzoles kładł w skrzynię ciało, głowę i palec męczennika, stara kobieta z Neapolu, klęcząc pobożnie, zbierała gąbką do ostatniej kropli drogocenną krew i napełniała nią dwie flaszeczki otrzymane od świętego.
Jest to ta sama krew która od półszesnasta wieku wrze za każdym razem kiedy ją przybliżają do ciała świętego, i to nadnaturalne, niewytłómaczone wrzenie dwa razy do roku zdarzające się, stanowi słynny cud św. Januarjusza, sprawiający tyle wrzawy w świecie a który dobrowolnie lub przemocą Championnet spodziewał się otrzymać od świętego.