[36]6.
Nazajutrz zastałem pod obrusem list. Serce podskoczyło mi do gardła, poczem zaczęło słodko, powoli wracać. Bulgotała w niem gwałtownie przestraszona krew. Szeleszcząca podszewka koperty otumaniła mnie zapachem lila... lilla... lililla...
Zatańczyły wykwintne litery, zakołowały słowa, popłynął pokój pląsem-zawrotem, a ja z nim-za nim, w windowem spadaniu, okrętowym kołysie, chwiejnie, słabo, przedśmiertnie... Kręciła się morsko ta karuzela pijana-pionowa wokół ćwiarteczki papieru lila, powtarzającej bezustannie w kółko bardzo bezwzględnym szeptem (czasem nagłym wykrzykiem) monolog taki:
. TakTak — to ja — to ja jestem — widzisz przecież — głupi, głupi trallala — to ja — ten list, taki jestem jakim mnie widzisz, nie inny, nie, nie, właśnie taki, nic na świecie mnie nie zmieni (oho! wiem!), Titanic utonął, a ja jestem, głupi, głupi, te kilka słów, tu, przed tobą, te kilka słów, właśnie te, nie inne, przeczytaj jeszcze raz, zobaczysz, będzie to samo, nie może być [37]nic innego, gdyby było co innego, toby przy pierwszem czytaniu też było (błyskawica: a może — i zaraz rykliwy śmiech) oho-ho, oho-ho! — tak jest jak jest, tak jest jak jest, trata ta, trata ta, — i zapukała pukanina młotków maleńkich: tak, taktaktaktak, tak, tak, taktaktaktak...
I pękło, wybuchło konwulsyjnym płaczem, psiakrew!