Legion/Całość
<<< Dane tekstu | ||
Autor | ||
Tytuł | Legion | |
Wydawca | nakładem autora | |
Data wyd. | 1900 | |
Druk | Drukarnia Uniwersytetu Jagiellońskiego | |
Miejsce wyd. | Kraków | |
Źródło | Skany na commons | |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI | |
| ||
Indeks stron |
LEGION
SCEN DWANAŚCIE
NAPISAŁ STANISŁAW WYSPIAŃSKI
ODBITO W DRUKARNI UNIW. JAG.
NAKŁADEM AUTORA KRAKÓW 1900
SCENA I. (1845. Rzym. Watykan. Stanza d’Heliodoro; środkiem ogromny stół. Papież Grzegórz XVI, starzec wylękły, przygarbiony; u stóp jego Matka Makryna Mieczysławska w stroju Bazylianki, z różańcami i świętościami na sukni; podtrzymuje ją Ksiądz Aleksander Jełowicki, ze Zgromadzenia Zmartwychwstańców, który służy za pośrednika i tłómacza. W ciągu tej rozmowy Bazylianka spoczęła twarzą na nodze Ojca Swiętego, odrywając się od niej tylko gdy mówi).
|
Najwyższa radości, o kochanie!
Jezusie prowadziłeś mnie do tronu.
Ojcze, sprawiedliwy Panie,
oto widzę Ciebie w majestacie
przededniem mojego skonu.
opowiedzcie duszo, jak się macie
ojciec pyta was czego żądacie
oto jestem szczęśliwa u tronu,
przededniem mojego zgonu,
jużem skargi ziemskiej zapomniała,
boża oświeciła mię chwała:
w niej żyję i płonę cała
słów prośby swej zapomniała:
szczęśliwa przededniem zgonu,
że u twego klęczy tronu;
tem szczęściem cała się modli
przypomnijcie jej księże niewolę
ojciec znać chce wasze uwięzienie,
waszych katów jacy są…
Są podli.
Mamże moją wspominać niewolę,
katowanie na pamięć przywołać;
tyle razy, ach już razy tyle
odżywiałam je w płaczach pamięcią; —
teraz od nich jużem precz odbiegła,
jużem jest w Spokojności u Boga,
a miasto by mię dłoń wasza
od przypomnień przeokrutnych strzegła,
wy z przedziwną katów moich chęcią
chcecie, bym wyznanie czyniła.
Oto jużem w Spokojności u Boga,
gdziem nareszcie, nareszcie dobiegła;
pragnę, by mnie dłoń ojca ostrzegła
od pamięci wszystkiego, co boli
dziejów męki swojej zapomniała,
pragnąca przededniem zgonu,
by u twoich stóp Spokojność miała,
przepomniawszy katów i niewoli;
tą prośbą jeno się modli
muszą katy jej być ludzie podli;
jakże wiele, wiele wycierpiała;
ciało jej szarpano w męczarni
podobno męki lat sześć
podobno męki lat sześć
ciało wasze szarpano i bito;
jakożeście zdołali to znieść
Oto na mnie skóra jako sito,
skłóta, zesiekana w tej ofiarni;
Bóg mi siły dodawał lat sześć,
i te siostry moje, które marły:
onych dusze już stoją, przed Bogiem
w zachwyceniu, — niebiescy sędziowie, —
ja patrzyłam na sąd i na katy
i na siostry moje które marły,
one wszystkie milczące odeszły
potwierdza ustnem zeznaniem,
świadczy, jeno z mową się biedzi,
już się bolów wyzbyła z pamięci,
kłóto ją, sieczono, bito,
mówi, skóra na niej jako sito
nie wiedziałem nic, w piśmie nie było
Ojciec Swięty wyrzekł, że nie wiedział,
nie znał mąk, w piśmie nie było
nie wiedział, — czegóż trza było;
na Piotrowym stolcu, w Rzymie siedział,
on mię znał, modliłam się do niego,
widziałam go we snach, widziałam siłą:
to on, to on, to on, on wszystko wiedział,
on wszystko moje znał duchową siłą
powiada, duchową siłą,
że was wśród męki widziała,
że nieznając, już was znała.
męczeńską i świętą siłą
Chrystusa wśród mąk widziała:
Bóg zeszedł między żyjące,
by je pocieszał cierpiące;
widziadłem ducha skrzepiała
Ojciec wyrzekł, że duchowa siła,
której-eś w mękach doznała,
z Chrystusowych darów pochodziła
a nie z ludzkich
ja zaprawdę mówiła:
że kto jest zastępcą Boga,
w tym święta duchowa siła
jest żywą, nad jego głową
gromowa zaklęta chmura, —
żem ja wzywała pioruna,
byś zdruzgotał na proch mego wroga,
bo ja Go wzywała przez Słowo.
Skargi mową mówi piorunową
w niej dziwna piorunów siła
rzekła, że wzywała przez Słowo
księże, jej słowo druzgoce
zaklęciem; wrogi i katy
zabije duchową siłą
zgaduję znak niebios widomy:
pod czas jednaki do Romy
dwoje ich z daleka przybyło
dwoje ich przybyło z północy
Car z potęgą piekielnej przemocy
i Ona z przekleństw siłą
oto Ten, co waży losy i światy,
przywodzi tu jej morderce
jeśli zechce, Bóg dał . . .
zgadło serce;
niegdyś chciała dosięgnąć morderce
byli tu moi oszczerce,
poznałam, choć przedemną tajono
byli tu twoi oszczerce;
uzbrój się w siły niezmierne,
niech Duch się uspokoi, —
odeszli oszczerce twoi
któż jest, przedemną coś tają,
wyrzec że nie mogą, nie dają
wyrzec odwagi nie mają;
uzbrój się w siły, w potęgę
mój kat.
Car.
Piekła wydają!
Bóg dziejów roztworzył księgę.
uzbrójcie się w Siły, w Potęgę:
Car jest, — przedemną coś tają,
wyrzec odwagi nie mają;
dosięgły grotem oszczerce;
o serce, o serce, o serce.
............
O powtórna duszy mojej męko;
Szatan zeszedł urągać z Chrystusa:
Bóg dziejów roztworzył księgę,
niechaj w niej światy czytają.
Potwory piekła wydają!
Jak zwalczyć piekielne przemocy? . . .
dwoje nas przybyło z północy
pod czas jednaki do Romy;
zgaduję znak niebios widomy,
dosięgły grotem oszczerce,
o serce, o serce, o serce.
(Matka Makryna ustępuje do przyległej sali — prowadzona przez księdza Jełowickiego; drzwi się za nią zamykają. W tej chwili ma się odbyć ceremonialna wizyta Cara Mikołaja I. Na prawo i na lewo słychać szereg rozwieranych podwojów, schodzą się kardynałowie, w których otoczeniu staje papież. Wchodzi równocześnie wielka carska świta. Poczem szybko wkracza Car, w mundurze usarskim; rycerski i dumny, o postawie królewskiej, rzuca na wszystkie strony pełne gracyi przywitania i nagle wzrokiem przeszywającym patrzy w przygarbionego, zwiędłego starca. Starzec się podźwiga i urasta do majestatu powagi, któren widok wstrząsnął i zmieszał Mikołaja, a schyliwszy się przed papieżem, ucałował rękę jego. Wtedy Papież położy ręce swe na ramionach Mikołaja, i dał mu pocałunek Chrystusowy. Wnet ustępują i oddalają się obydwa dwory, wnet zamknęły się za nimi drzwi. Papież usiada przy stole a drugie krzesło wskazuje Carowi; pozostali sami. |
w odwiedziny, do Piotrowej stolicy
z dalekiej przybyłem Północy
znam potęgę północnej Przemocy
w odwiedziny, do Piotrowej świątnicy
przychodzę po bratnie sojusze
czas przynagla pomyśleć o dusze
byłem jadem złości osławiony,
podstępnymi podszepty żebraków
zagarnąłeś nietwoje korony,
poczyniłeś żebraki z Polaków
byłem jadem złości osławiony,
dziś już zgniotłem niesforne oszczerce
oto chcesz z nich czynić innowierce
przez służalców myśl źle zrozumiana
mówiono twoje własne ukazy
przekręcone, podstawione wyrazy,
przez służalców myśl źle zrozumiana,
wytracę oszczercze potwarze
wytrać własne ukazy i listy
kłamstwo.
nie kalaj języka;
twojej zbrodni ujrzysz dokumenta.
Jest tu na dowód
kto?
Swięta.
Ktoś, kogo Car mocen unika,
ktoś męczony, ktoś jak świętość czysty
moje przyniósł ukazy i listy
ktoś, co wszystkie morderstwa pamięta,
przybył.
z czyjego wezwania
snać z Bożego przybył powołania:
pod czas jednaki do Romy
dwoje was przybyło z Północy;
ty car rozległej przemocy
i ona z przekleństw siłą
dwoje nas do Rzymu przybyło
tu u Piotrowego tronu
onej dam w przededniu skonu
carowi spojrzeć w oczy
niech carowi spojrzy w oczy;
w przededniu swojego zgonu
niech jadem usta ubroczy
tu u Piotrowego tronu
serce onej broczy krwią serdeczną, —
tutaj już ona bezpieczną
(laską stuka we drzwi w głębi, któremi oddaliła się Bazylianka; drzwi się rozwierają na oścież, wchodzi matka Makryna z krzyżem, jak pastorałem. Za nią mniszki)
|
to ona z krzyżem kroczy…
oczy jej, błyskawice jej oczy:
ta cię klątwa, dosięgnie, zdruzgoce
to ona z krzyżem kroczy…
(Głowę opuszcza ku ziemi, ustępując przed idącą zakonnicą, — wylękły, wyblakły, niepozdrawiając nikogo, ucieka; przez długi szereg pokojów słychać jego przyśpieszone kroki, coraz oddalające się)
|
Trony powalę i Moce,
złe miasta, złe ludowiska,
strącę je w Odmęt i Noce,
w czeluść, na Piekieł ogniska.
Chrystusa jeno wychwalę;
Trony, Mocarze powalę,
strącę je w Noce, w Odmęty.
Przeklęty, przeklęty, przeklęty
Bóg-Słowo zwyciężyło.
Oto znak niebios widomy:
pod czas jednaki do Romy
dwoje ich przybyło z Północy:
Car z potęgą piekielnej przemocy
Ona z przekleństw siłą.
SCENA II (Katakomby. Ze środkowej jakby kaplicy, słabo oświetlonej kagańcem, rozchodzą się długie korytarze we wszystkie strony podziemu. Ksiądz Jełowicki oprowadza matkę Makrynę, objaśniając ją nieuczoną o znaczeniu i historyi męczeństwa pierwszych chrześcian). |
jako jagnięta ofiarne
na śmierć je, na krzyże wiedli
w odległych, odległych czasach
a oni Niebo posiedli
w odległych, odległych wiekach
rzesze ich nieprzeliczone,
podziemnymi dążąc szlaki,
tu ofiary sprawiały święcone,
potajemnie
przed wrogiem i katem;
wiem rozumiem ofiary święcone:
rzesze garną się nieprzeliczone;
przypominam
w ukryciu przed światem
do swoich się modlą świętości;
tu znosili ciała umęczone,
ciała braci
braci, co polegli
tu w podziemiach, jako skarbów, strzegli
męczeńskich, braterskich kości
wiem, rozumiem, te skarby ogromne,
te kości braterskie, te męki;
znałam wielu, mam w oczach przytomne
w odległych, odległych wiekach,
gdy Cezarowie rządzili,
oni złotem, purpurą gardzili
i szli na śmierć w uśmiechach
pamiętam takie skony w uśmiechach.
gdy naród cały w grzechach
to one naród wybawią
gdy naród cały w grzechach,
czyjeż modły ułaskawią;
złe duchy błądzą i krwawią
Przypominam złe duchy Ciemności,
znajome, oczom się jawią;
to oni ci sukmanni, ci prości:
jak upiorni gladyatorzy Cezara
grzech śmiertelny, o śmiertelna kara!
sukmanni gladyatorzy Cezara
to oni,
co po dworach, jako sępi i lwi,
broczyli kosy we krwi
Przekleństwo dusze ich goni:
niemasz słońca, zgasło słońce,
przed nimi podziemne dróżki
przed nimi, patrz, widmo wróżki
kruż niesie, konew czerwoną;
ze dzbana rzeszę spragnioną
poi
Synowie, Synowie moi!
wy po dworach, jako sępi i lwi,
broczyli kosy we krwi, —
błędne skrwawione kaleki,
czyjeż je słowa wybawią,
czy błądzić będą przez wieki.
niemasz słońca, zgasło słońce,
przedemną nieznana droga,
niemasz słońca, niemasz Boga
i niemasz mękom końca,
wróżka nas krwawa poi
Synowie, synowie moi
(wchodzą gromady chłopów w podartych, postrzępionych sukmanach, uwalanych błotem i krwią; oczy ich zawiązane; w rękach kosy, włóczące po ziemi; idą, szukający drogi przed sobą w ciasnocie podziemu. Sród nich: Fortuna, dziewka kraśna, trzymająca konew dużą, pełną napoju; konew tę do ust im przychyla).
|
kto woła, na oczach ciemno,
przeklęty, przeklęty obrońca,
zgasło słońce, niemasz Słońca,
niemasz Słońca, niemasz Boga,
jeno Noc i niemoc i Trwoga, —
na oczach, na oczach ciemno.
oto dzban, oto kruż,
oto zdrój
gdzie ty, — gdzie jesteś —
Stój…!
oto dzban, pełny dzban,
oto kruż
daj pić, gdzie zdrój
pamiętasz złote łany zbóż
spiekota złotych pól
pamiętasz rosą rzeźwy łan
daj pić, gdzie kruż, o ból
przypomnij siano, jak się grabi
w gorący letni dzień
o parno, gorąc skwarnych grud
w gorący letni dzień
przypomnij wonny cień
jabłoni,
słyszysz od stawów rechot żabi, — . . .
przypomnij mleka dzban,
przypomnij miód, —
przypomnij, słysz, sierp dzwoni
daj pić, gdzie kruż, o głód!
daj pić, gdzie dzban, o ból!
oto dzban, oto kruż, oto zdrój
daj pić, daj mnie, to mój,
to mój, daj pić, to mój
oto zdrój, i mleko i miód,
oto rosa
o przeklęte, przeklęte niebiosa, —
oto krew, oto krew, oto krew,
o ból, — o spiekłość warg,
palączka ust, — o głód,
daj pić, — o próżny trud,
oto krew, oto krew, oto krew,
daremność skarg.
i tęsknią).
gdzie rosą rzeźwy łan
oto dzban, oto zdrój, oto kruż
gdzie złote łany zbóż,
gdzie mleka pełny dzban
pamiętasz, jako brzęczał ul
wygwarem pszczół,
gdyś szedł podbierać miód
gwar pszczół, — o ból, o głód
oto zdrój, oto kruż, oto chłód
daj pić, gdzie kruż, o ból,
daj pić, gdzie dzban, gdzie miód,
daj pić, daj pić, o głód
— we dzbanie krew, krwiący dzban,
— o pleśń, o wilgoć ścian
— spiekota ust, palączka warg
pod stopą wilgne błoto,
o pić, o pić, błoto i brud,
żreć pleśń i wilgoć grud
(i garną się do dzbana i od dzbana ze wstrętem się cofają; upadający chwytają rękami po ścianach):
|
— o grozo! krew ze ścian
ocieka, gdyby z ran;
daremny próżny trud,
przeklęty Bóg i gniew,
na murach strugi krwi, pod stopą krew,
daremne jęki skarg,
o ból, o ból, o głód.....
i tęsknią):
— gdzie rosą rzeźwy łan,
gdzie wonność zżętych pól
............
SCENA III. (Collosseum w księżycowej nocy; wnętrze; na górnych ławach; dalekie arkady i ganki; półłuki w wyrzutach swych zamierzone i w ogromie swym zdruzgotanych olbrzymów zastygłe; bramy i szpalery architektury pokryte darnią mchów, chwastami, bluszczem; na gzemsach kołyszące zczerniałe wyschłe cyprysy. Na górnych ławach dwóch ludzi).
|
Stoim synowie Północy
w okolu zmarłego świata,
Polacy, tułacze pielgrzymi.
Cezarów wszechmocna Pycha
z pod stropów, ze złomów jęka,
słów echem powrotnem dźwięka,
w cyprysach żałobna wzdycha;
otoś była wielka
dziś cicha;
jeno słów echem głaz dźwięczy,
szept w drzewie żałobnem wzdycha;
oto wielkość jej milcząca, cicha.
Roma Cezarów dziś klęczy,
jak Westalka Swiętego kielicha,
schylona nad grobem brata.
oto wielkość wielkości świata.
Westalka Swiętego kielicha
Roma Cezarów dziś klęczy
schylona nad grobem brata, —
kiedyż Światło do grobów zawita,
by lecieć ztąd w bezkres Swiata,
kiedyż przyjdzie dzień Zmartwychpowstania:
wielkie święto Sławy i zbratania.
Czyli wielkość, śpiąca w gruzach Romy,
nie usłyszy Bożego wołania;
czyli duch-to biały niewidomy,
nie zadrga gdy Światło świta.
Duch to biały, senny, niewidomy;
idzie przez strzaskane kolumny.
Wielkością przeklęty i dumny,
nie usłyszy innego wołania
jeno echa skarg własnych i łkania,
drgają za nim jeno wieka trumny,
przedwieczne sny i kochania.
Wielkością przeklęty i dumny
idzie Duch Cezarów Romy.
żyje jeno świętem trumny,
skarg własnych słuchając łkania;
o Duchu przeklęty i dumny,
któż z zadumy Nocy cię dobędzie.
Noc oto i głuchość wszędzie:
w księżyca wspaniałym odblasku
ław białych połyskują siedliska,
księżyc je rotami wyłania,
coraz dalsze zajmując koliska
coraz dalsze zajmuje koliska
światłość księżyca bladawa;
cisza płodna w przesądy, w zjawiska,
w przeczucia Zmartwychpowstania,
cienie, których wionie smuga mgława;
księżyc je rotami wyłania
pomarły, przepadły przesądy;
wiekowe ludzkie wołania,
jak cienie, idą w otchłanie;
nie przeczucie, nie zmartwychpowstanie,
ale pewność wiecznego skonania,
wieczysta śmierć — Pan Wszechświata
druzgoce kolumny Romy,
zdruzgoce Swiątynie Piotrowe.
Oto Sławy Śmierć na dniu poznania
Boleść to serce ogarnia,
słabych do globu przykuwa;
im pewność wiecznego skonania.
Sławie to Sądny-dzień, dzień poznania,
skończone senności męczarnie.
O Sławo, o Duchu Sławy!
bolesne to narodu wołania;
o Sławo, o Duchu Sławy!
Dzień Sądu, dzień Zmartwychpowstania,
śród piorunów bożych porodzony,
pochłonie Słowo i Ciało
ofiarą Ciała i Słowa.
Stanie się Arka duchowa,
kędy jest Bóg utajony.
Nad odmęty, nad potopu powodzie
popłynie duchowa ofiara;
oto przyszłość, dopełnienie, wiara.
oto pełna trucizn czara,
Smierć-Przyszłość i błędna Wiara,
duchowe dopełnienie,
nad odmęty, nad potopu powodzie.
Wieczyste to potępienie:
Smierć-Przyszłość i błędna Wiara,
o narodzie mój, Sławy narodzie,
oto pełna trucizn czara.
— o Sławo, o Duchu Sławy
gdzie ognie twe, gdzie zjawiska,
gdzie orszak Sprawników Sprawy,
kędy wielkie orężne igrzyska,
kędy legion twój zwycięzców krwawy.
O Sławo, o Sławo, Sławo
nie wołaj, drżą wołaniem kamienie,
nie wołaj, kamienie wołają,
nie wołaj, mury jękają:
o Sławo
kamienie drgnęły;
o cicho, w kamieniach czucie;
krew zabiła w kamieniach i woła;
krew drgnęła i w głazie jęka;
czyjeś serce wielkie bolem pęka,
jak serce Chrystusa Pana
o Sławo, okrótne wołanie;
kamienie żywcem zadrgały;
twoje serce bolem pęka,
jak serce Chrystusa Pana
o Sławo, o Przekleństwo, o męka
Boża dosięgła cię ręka;
dusza twoja obłąkana
a serce bólem pęka
o Sławo, o Polsko święta
ukochałaś Ból, Męką przeklęta;
pękło serce twoje bolem zjęte,
jak serce Chrystusa Pana.
O Golgoto, Sławo krzyżowana,
gdzie Synowie, Synowie twoi, . . .
............
czy słyszysz jakoby Echo
jakby uchylał ktoś wieko
trumny…
i szedł, . . . przez ławice
i szedł przez strzaskane kolumny
Synowie, Synowie moi
oto jawa, oto żywe Echo
to trumien rozwarte wieko
zda się żywe, żywe słyszę Słowo
umarłych mówiłeś mową
Powstaną Potęgi i Moce
Noc tworzy i Noc druzgoce
umarłych mówiłem mową,
duchy zwoływam gromadą,
oto przyjdą i ręce pokładą
na czoło, — czary posiędę
upiorów i harpij stado.
Ręce ci pokładą na czoło,
ręce ci pokładą na serce;
spalą czoło, serce spalą,
w groby, na Piekła powalą
o widzisz ją, białą, bladą;
idzie przez strzaskane kolumny
nie patrzaj, znam ją bladą, białą
po za nią strzaskane kolumny
a przed nią upiorów stado.
Na pierś ci ręce pokładą,
załopocą w czarne skrzydła
o znam upiorne straszydła;
widzisz ją, słowo się stało,
powolną, potężną, białą,
idzie tam z rozwartych podwoi
Synowie, Synowie moi
widmo rozwartych podwoi.
Przekleństwem Słowo się stało.
Oddal się, nie patrz jej w oczy,
bo Smierć cię pojmie w Noce,
to Piekieł upiorne Moce
woła, słysz, po głazach kroczy;
jej oczy, pojrzy w twarz, jej oczy:
niewstrzymana Potęga i Moce
oddal się, uciekaj, Smierć, Noce!
pójdź, zakryj twarz — jej oczy! —
Niewstrzymane Przekleństwo druzgoce
gdzie droga
u tych podwoi
(widać ich w dalekich załomach architektury; z pod arkad występuje postać nadludzka, w ubiorze jakby ciosanym z kamienia białego; wnet pojawia się na ławach i podąża w kierunku, w którym się oddalają dwaj pielgrzymi).
|
Synowie, Synowie moi
1. zadźwięczej kości we zbroi,
zajęknij Echo przestrzenne,
obudź senne, obudź senne,
zbudź syny we złotej zbroi
2. zajęknij Echo przestrzenne,
krwawi się rana we zbroi,
oto Noc nad wami stoi;
Synowie, Synowie moi,
oto wrota Erebu podziemne
3. o Swiatło, ledwo co poznam;
kiedyż ulgi, kiedyż ulgi doznam,
że krwią się świeżą zasilę,
że krwią się żywą napoję,
krwią waszą, — powstajcie senne:
zajęknij Echo przestrzenne,
we złotej powstańcie zbroi
Synowie, Synowie moi
4. Do broni, Synowie moi!
we złotej powstańcie zbroi,
zajęknij Echo przestrzenne,
krwi wołam, krew serce poi,
leć głosie, w głos Echo dzwoni:
do broni! do broni! do broni!
SCENA IV. (Klasztór Trinita de Monti; zaciszne podwórze; ranek pogodny, błękitny, woń zieleni i kwiatów. Zakonnice w pogodnej rozmowie przyciszonej. Matka Makryna zajęta paniami polskiemi, które ją odwiedziły, pokazuje im dużą chustę szkarłatną, pokrytą w części haftami. Tuż przy Matce Makrynie cała rozogniona i przejęta panna Wanda Kuszlówna).
|
chorągiew tu szyjemy dziewczyno
a przy haftach nam pomoże panienka
całem sercem mateńko Makryno
widzisz dziecię, pole będzie czerwone,
niby krew męczenników zebrana
polska będzie chorągiew mateńko
że to krew rycerska pociecze,
ta krew męczenników wylana,
pole będzie czerwone; — ptak biały
i rycerz na koniu we złocie
polska, polska chorągiew w robocie:
orzeł biały i pole czerwone
i rycerz na koniu we złocie
i anioł, co w krzyż składa miecze,
a tu będzie wypisane Słowo:
»za wiarę i wolność zwyciężę«.
Wypisane wielkie Stowo,
polska, polska chorągiew w robocie,
czerwone pole, ptak biały
i rycerz na koniu we złocie.
za wiarę i wolność zwyciężę,
taką naród przemówi mową.
Któż chorągiew poniesie przed ludem.
WÓDZ weźmie chorągiew ludów.
Któż wodzem działania cudów?
Człowiek będzie objawiony cudem.
któż go pobudzi, któż go powoła.
Sam przyjdzie do drzwi kościoła
i sam do bram zapuka;
któż pozna go, kto wyszuka?
jest o nim wieść między ludem:
sam przyjdzie, do bram zastuka,
powita mnie w Imię Boże.
Przyjdzie do was mateńko Makryno.
Czekam go, serce gotowo,
czekam go każdą godziną.
Czekacie każdą godziną,
on chorągiew weźmie narodową.
On chorągiew weźmie narodową,
przyjdzie i zastuka do bram.
Jest o nim wieść między ludem
że przyjdzie, że przyjdzie sam
on chorągiew weźmie narodową,
do walki wywiedzie męże,
krew rycerska, krew polska pociecze…
On chorągiew weźmie narodową,
chorągiew, którą ja mu dam:
z orłem białym przez pole czerwone,
z rycerzem na koniu we zbroi,
z aniołem, co w krzyż składa miecze,
z Matką Boża, jako polską Królową —
pod nią wielkie wypisane słowo:
»za wiarę, za wolność zwyciężę«.
............
(Słychać stukanie kilkakrotne do wrót podwórza; zakonnice się oddalają i wstępują po schodach wysoko w górę ku klasztorowi, celom, kaplicy; za niemi idą panie polskie; pozostaje matka Makryna, której twarz zmienia się i jakby szukała myślą; furtyjanna otwiera wrota, wchodzi podróżny).
|
Matko najmilsza przyjm syna,
na krzyż cię o to zaklina;
koło mnie przepaście odmętu,
straszliwe piekielne upiory,
nie podołam przemódz wstrętu.
Synu jesteś duszą chory.
Oto mi się widziadła jawią,
których twarze są znajome pamięci,
które wszystkie z ócz, z ust juchą krwawią,
wołające: »otośmy przeklęci«,
potrząsają włosów wężownicą,
i co serca mego tajemnicą,
co w największej trwodze przechowuję,
sercem we krwi, jak bawidłem się bawią.
Odgaduję, odgaduję,
oto noże, co serce rozkrwawią.
Łaski, jestem duszą chory.
Modły pokorne wybawią.
Oto się modlę w mem sercu,
oto się modlę w mej duszy,
łańcuch złego się nie kruszy,
żal w duszy i żałość w sercu.
Uklęknij na kościelnym kobiercu.
Legnę krzyżem na zimnym kamieniu.
Wyznaj Bogu, coć dręczy w sumieniu.
Wyznam Bogu z udręczeń w mem sercu,
na kościelnym uklęknę kobiercu,
legnę krzyżem na zimnym kamieniu,
pożalę się kolumnom, sklepieniu; —
sklep mię mroźnych marmurów przesłoni.
Lęku widziadło cię goni.
Serceż w tobie samotne,
Rozpacz się przywiduje
Stoją oto posągi nademną,
a serce moje samotne,
a modlitwy jako dym ulotne,
martwota mię w Noc wiedzie ciemną.
sklep mię mroźnych marmurów pochłania;
— miasto duchów zmartwychwstania
lęku widziadło mnie goni,
modlitwa moja daremną.
Boga nadewszystko winuję
odgaduję, odgaduję,
w pustkę, w Noc zaszedłeś ciemną.
w pustkę, w Noc zaszedłem ciemną,
Boga nadewszystko winuję,
modlitwa moja daremną,
koło mnie przepaście odmętu,
straszliwe piekielne upiory,
nie podołam przemódz wstrętu.
Nie pomogą świata znachory.
Serce w tobie boleje rozpaczą,
nie pomogą, serc nie przeinaczą;
bo ze sercem trzeba, jak z ptaszyną,
jeno troską żywiona matczyną,
jeno we swem szczęśliwa gniazdeńku,
bo ze sercem trzeba pomaleńku.
Sił już się czerpią ostatki.
Otom do cię przyszedł jak do matki:
weźmi serce do się pomaleńku.
Serce we mnie boleje rozpaczą,
nie pomogą znachory świata,
darmo szukam myślom moim brata,
czas mój mija, lecą moje lata
i myśli moje mrą ze mną,
daremno żebram, daremno.
W pustkę, w Noc zaszedłeś ciemną,
w niej myśli twoje mrą z tobą,
zasępiasz duszę żałobą,
jad się z tej żałoby snuje,
odgaduję, odgaduję.
— Oto idź, gdzie Jezus ujawion;
na ołtarzu, w kościele,
ty żądzą goryczną przetrawion,
będziesz Skruchą ułaskawion.
O matko, o męczeństwa aniele,
wyrzeknij, a będę zbawion,
będę Bogiem ułaskawion.
Idź tam i uklęknij we skrusze
przed księdzem sługą Jezusa,
wszelka odstąpi Pokusa,
zwolisz serce, zbawisz duszę.
O matko, słuchać cię muszę,
męczeństwem święcone twe słowa,
ja przyjąć męczeństwo gotowa,
by ciebie ujrzeć we skrusze.
Sławą święcone twe słowa,
skrucha serce rozraduje.
Wolność otwiera się nowa,
odgaduję, odgaduję,
dla serca, dla mojej dusze. —
ja za duchem twoim muszę,
Słowem święcona twa mowa.
Przed księdzem sługą Jezusa,
pójdę, uklęknę we skrusze,
zwolę serce, zbawię duszę,
Skrucha serce rozraduje,
odgaduję, odgaduję.
Niepokalana Królowa,
bądź pochwalona, bądź zdrowa,
w błękitach, w gwiazd zawierusze,
królujesz Pani słoneczna,
Niepokalana, Ty wieczna,
królujesz Pani słoneczna
w odmętach, w gwiazd zawierusze,
po smokach stąpasz bezpieczna,
Niepokalana, Ty wieczna,
Królowo Polska…, przez Syna,
oto wybiła godzina,
zbaw duszę.
(w ciągu ostatnich słów, mniszki znów się pojawiają i zstępują ze schodów ku podwórzu).
|
Królowo, Pani słoneczna,
po smokach stąpasz bezpieczna,
w odmętach, w gwiazd zawierusze,
Niepokalana, Ty wieczna.
SCENA V. (Cela księdza Aleksandra Jełowickiego; bielona izba cicha; przez małe okna u szczytu ścian: słońce, powódź słoneczna. Ksiądz zajęty pisaniem listów, wśród stosu papierów porozkładanych na stole i paru krzesłach obok; — posadzka ceglana, biały płócienny chodnik. Adam Mickiewicz uchyla drzwi i staje u progu).
|
Witajcie, niech będzie pochwalon
na wieki. — Z dalekiej drogi, — ?
z dalekiej. — Burzami powalon
mój Duch, jak kolumny Romy
strzaskane, w gruzach świątynie
pogańskie, — w gruzach poganie
a moc Chrystusowa słynie.
Kościoły Rzymu w potędze.
Potęgą stolica Piotrowa.
Duch z pętów wyzwolon płynie,
wśród gruzów przystanął chwilę,
duma, — na przeszłości mogile,
zanim krew odtryśnie w nim nowa,
nim przez serce strugami popłynie
wśród nowych walk
w błędów winie;
niechaj przódzi zadumany ginie,
niechaj przódzi słupem skamienieje
po za sobą mając grzech Sodomy. —
Dusza błędami skalana,
niech ją w nowe obłędy idącą,
przywalą sklepienia Romy
z pod gruzów, oto z pod ruin
dźwigam się, dłonie podnoszę;
w pustyni wołam, w posuszy,
spragniony zdroju świeżego,
dla duszy o litość proszę,
spragnionym, jako beduin,
błądzący w pustynnej posuszy
podajęć dłoń przyjacielską
o nie taką, nie taką mów mową,
bo ona sercu surową
oddajęć serce w szczerości;
dawna w nim przyjaźń gościła;
da Bóg, — że jutro zagości
o nie takiej pragnąłem radości.
Oddajęć serce w szczerości;
daj mi pociechę Anielską,
a nie taką, nie ziemską mów mową,
bo ona sercu surową
bądźmyż bracie wzajem sercem prości;
da Bóg, że miłość zagości;
oddajesz serce w szczerości,
jeno dziwną taką mówisz mową,
że ona sercu surową;
jakoż Bóg w sercu zagości
bądźmy bracie wzajem sercem prości.
Daj mi, ziści pociechę Anielską,
Chrystus poda nam dłoń przyjacielską,
w sercach skruszonych zagości
— Szedłeś do mnie próżen, po próżnicy.
Do Jeruzalemu lgnę, do Stolicy
czemuż wziąłeś za strój ziemskie złudy
— czemu jeno widzisz plamy i brudy.
W strój się przyodziałem godny
a ty mnie przyjmujesz chłodny;
czylim darmo podjął żmud i trudy,
drogę wybrałem skalistą.
Czemu jeno widzisz plamy i brudy
cóżeś podjął żmud i trudy
i drogę wybrał skalistą;
jakoż mniemasz, że witam cię chłodny
Otom ujrzał Upiorzycę ojczystą;
ścigam ją wszędy i gonię,
dla niej Serce i Ducha roztrwonię,
dla niej drogę wybrałem skalistą
i najboleśniejsze trudy.
Oto pragnę Słowem zbawiać ludy
ścigasz ja wszędy i gonisz
dla niej jednej Serce, duszę trwonisz;
przez nią chcesz zbawiać ludy. ?
O Boże, przez nią jedyną,
o Polsko, święty upiorze!
bracie, Was błagam w pokorze,
dajcie mi pociechę Anielską.
Chrystus poda nam dłoń przyjacielską,
oto pragnę jak On zbawiać ludy
Słowem! — podejmę męczeństwo
rozbudzę duchowe Słowieństwo
bracie, ta Męka bluźnierstwo;
O Polsko! straszliwy upiorze,
rozdzierasz krwi pełne serca,
w krwi się świeżej lubując zapachu,
Pychy uświęcasz braterstwo,
pościgasz widmami Strachu.
Któryż cię Archanioł przemoże,
by nam Chrystus dał dłoń przyjacielską
bracie, te słowa bluźnierstwo. —
Któryż nam Archanioł pomoże!
Z pokorą mój ślub i braterstwo;
przychodzę tu w Imię Boże
po Słowa-bożego pociechy;
chcę tu z siebie zmyć oszczerstwo,
chcę brudy ostawić i grzechy
chcesz Spowiedzi świętej
chcę spowiedzi.
Spojrzy na mnie, jak Duch się mój biedzi
jak twarz twoja rysami zorana,
jaka brzydka
brzydotą cierpienia
więc przyszedłeś żalić się do Boga
więc przyszedłem pożalić się Panu,
bym wieczne osiągnął zbawienia,
bym usłyszał słowa przebaczenia,
by się moja rozjaśniła droga
uklęknij, mów w Imię Boga;
bracie mój, kapłan cię słucha
W Imię Ojca; Syna i Ducha.
............
SCENA VI. 1848. W Kwirynale. Sala audyencyonalna. Na tronie papież Pius IX. Wchodzi deputacya polska; wśród niej O. O. Zmartwychwstańcy. Na czele idzie Mickiewicz ze sztandarem w ręku. Idzie zwolna w narzuconym na ramiona płaszczu szerokim pielgrzyma, z odrzuconym w tył okrągłym kapeluszem pielgrzymim; — maska twarzy znamionująca Potęgę i Światło, okolona włosem już siwym. A kiedy przystanął u tronu, u stopnia najniższego, począł mówić:
|
Oto czasy powołania,
czas czynu, czas działania,
czasy ludów zbratania,
czas bratnich dusz Zmartwych-powstania!
Boży to Archanioł u tronu,
nawyższego z piersi dobył tonu, —
czy go porwie klątew zawierucha,
— oto Ojciec dobrotliwie słucha,
głos-li będzie zmartwychwstania czy skonu.
Duch zwołuje swe męże,
zwołuje i sercem wiąże,
drży czarny piekielny książe,
sprzęgają się Piekieł węże —
lecz Bóg poświęca oręże,
Syn ciała z grzechów rozwiąże
na dusz nieśmiertelne trwania
Płomień ust, mglejące w oczach skry,
to narodu boleśne wołania.
Oto się podnoszą ludy, jako lwi,
jak lwy, jako zwierzę, twór krwawy;
jak ława palącej lawy,
zaryją w ciemniach kurzawy
złe miasta, złe ludowiska
i pogasną ogniska od krwi
1. Oto prorok, prorok obudzony;
jak ława palącej lawy
z ust jego płomienna mowa,
oto prorok powstał, oto lew
2. Niechaj wstanie prorok jako lew,
z ust jego płomienna mowa,
oto chwila dla żywotów nowa;
niech na głowy nasze spadnie krew.
Stanie nad popiołem duch Sławy,
na górach zagasłej lawy
zwołując dusz rojowiska,
przeświętej sprawniki Sprawy,
na wielkie duchowe igrzyska,
zwołując rzeszne gromady
do wielkiej duchów Biesiady;
a Bóg ponad duszne rzesze
pioruny i ognie skrzesze.
1. Boskimi chce władać pioruny
i ognie zapowiada;
jakaż to duchowa Biesiada
2. Czyli to nie obłędu zwiastuny,
jakaż to duchowa Biesiada,
jakaż to prześwięta sprawa,
że dla niej woła boskie pioruny
i ognie zapowiada.
Oto moje syny najmileńsze
najczystsze, naświętsze,
krzyżowym znaczone znakiem,
w chorągwi krzyża w zaciągu,
oto ptacy moi na wylągu.
Słonecznym poślę ich szlakiem
wśród łun, wśród tęcz biegające,
niech we złote idą Słońce
modlitew choralnym orszakiem.
Uczynię je ponad wszystkie najwiętsze.
1. Kogóż przez tęcze, przez łuny
promiennym poseła szlakiem,
jemuż Bóg ześle pioruny
2. Nas-że przez łuny i tęcze
szlakiem poseła promieni,
nam ognie Zórz zarumieni,
Słońc nam złote zapali obręcze.
Oto Polska zrywając obroże
najpierwsza w te ludy boże
podąża ku znakom krzyża;
oto czas się ten przybliża,
gdzie my bezdomni Polacy,
znamieniem krzyża ujęci,
w znamieniu krzyża jednacy,
my Bogiem wskroś przemienieni
my sercem wzwyż podniesieni,
miłościami wniebowzięci
a maluczcy jak prostacy — —
pójdziem za Ducha przewodem
wśród łun, Zorzy, tęcz ognistych
w ogród wolności wieczystych,
kędy się ujrzym narodem
śmiałym i niezwyciężonym,
Miłością świętą zbawionym,
Miłością świętą przekrwionym,
wszem wrogom bratem i swatem.
1. O Krzyżu, nie bądź mi katem,
mamże wrogom być swatem,
gdy krew się ku zemście burzy
2. Pogoda serca się chmurzy,
śmiertelny wróg moim bratem,
o Krzyżu nie byłeś mi katem.
O Panie, ujrzy tę chwilę,
godzina oto wybija,
godzina oto uderza:
Bóg sztandar synom powierza.
Duch w przepotężnej serc sile
Swięte zawiązał Przymierza.
O namiestniku Chrystusa
pożegnaj człowiecze hufy,
błogosław uczniom Jezusa.
W prostaczem je obaczysz rzemieśle:
ubogie rybaki i cieśle.
silnie).
Nie wołaj w takiej potędze;
wołaniom sprawiedliwe wyroki
Bóg w dziejów przeznaczył księdze.
Wołam w ogromnej potędze:
oto Chrystus zwleczon przed Piłatem,
oto Polska w krzyżu przebudzona —
zali Sędzia-tronów będzie katem
i w ohydę wrzask o wolność poda.
Zali przed nim, Piotra powołańcem,
w mękach i torturze skona,
niewolna i uciemiężona
a Piotra wyzwie zaprzańcem,
niegodnym boskiego łona.
Synu, zapomniałeś kędy stoisz;
serce klątew burzą niepokoisz.
1. Bracie zapomniałeś kędy stoisz;
oto namiestnik Chrystusa,
zali klątew Boga się nie boisz
2. Na klątewną rozpacz harfę stroisz,
serce żalów męką niepokoisz,
bracie, zapomniałeś kędy stoisz.
Błogosław Ojcze dar święty,
Chrystus na krzyżu rozpięty,
Miłość rzucona padliną,
zlituj nad ludów godziną.
Oto ze sercem prostaka,
w ubiorze lichym żebraka
a Duchem-Słowem zwycięski,
Jezus o jałmużnę woła;
Zażegnaj idące klęski,
Spiewaj chorały kościoła,
bądź wielki, bądź niepojęty,
byś nie był, jako Hamany,
przez Ducha i Boga przeklęty!
O Grozo, czyli opętany,
czyli go obłędu szał wiedzie,
w opłakanej naszej biedzie,
ów co szedł, co idzie po przedzie,
kędyż zatrwożonych prowadzi,
czyli go obłędu szał zdradzi
Przystaną koło Ciebie Szatany,
złe Moce koło Ciebie pojawią,
pierś żółcią goryczną zaprawią
i na nicość wieczystą zostawią.
Pomni, Ojcze, pomni, że Noc idzie,
która małe, małoduszne schłonie,
gdy mogłeś stać w gwiezdnej koronie
na ciemnych błękitów skłonie,
na firmamencie, na szczycie.
Nie zachcesz upadać w odmęcie
Zamkni Panie jego usta,
wszakci żałość przezeń pusta,
wszakci w błędów utonął odmęcie.
— Oto pomni Ojcze Boże-dzicie,
zrodzone w lichej stajence
pod strzechą, na gnojowisku.
— Otośmy zbudzeni o świcie
na nowe wiekowe życie;
stań Opoką dziś w naszem kolisku
............
Jakoż mnie przy waszem Słowie
stanąć, wy biedni wygnańce,
gdyście błędów opętańce
stawili na waszem czele;
Jakoż mam przyjąć w kościele
sztandary, chorągwie ludu.
Żyjecie pragnieniem cudu,
przesączeni żółcią jadu,
— nie dla was z mojego sadu
owoce i sok winogradu, —
oto wyzywacie Boga.
Jakaż litość, jakaż droga,
poddajem się Sądom Boga;
przesłodki twojego sadu
owoce, sok winogradu.
Żyliście w Pysze i Dumie,
w mętnych wodach nurząc ręce,
we własnym zamknięci rozumie,
chcieliście stawiać kościoły,
jak owe Pyszne-Anioły,
wyższe nad Boga zaklęcie
1. Żyliśmy w Pysze i Dumie
w obłędnym błądząc rozumie,
jak owe Pyszne-Anioły.
2. Twoje nam otwórz kościoły,
wyzwi nas przez Boga zaklęcie;
nie daj upadać w odmęcie.
Żyliście w Pysze i Dumie
w bezprawiu nurzając ręce, —
zaliście we własnej męce,
w żałobnej dzisiaj zadumie
zapomnieli o dusz tłumie
zrodzonych w lichej stajence,
zrodzonych w lichej zagrodzie,
któreście w waszym pochodzie
wozem tryumfów miażdżyli
i daliście im upaść w odmęcie, —
a oni, ci wasi święci
konali na glebie o głodzie;
że chociaż wy dziś powstali,
choć rwiecie się przed tron Boga, —
zali wy nie jesteście przeklęci
złem, któreście zwinowali.
Oto my pragniem zmyć winy,
oto pragniem wyznać grzechy,
jużeśmy je i wyznali
i Ciało-Pańskie przyjęli
krzyżem się świętym żegnali,
błagamy błogosławienia.
A wieki, wieki cierpienia,
a wieki, wieki obłędu.
Jakoż wam stawać do rzędu
z Anioły;
otworem oto kościoły,
dzwoniące świętem obrzędu.
Wyklinajcie się Grzechu i Błędu,
Bóg ześle znak zlitowania.
Znak boski dzierżym we dłoni,
cierń mamy krwiący na skroni,
kiedyż wejdzie Swięto-przebaczenia.
W Smierci jeno wieczne ukojenia,
w Bogu jeno wieczne ujawienia
My łaknący ziemskiego zbawienia,
ze sztandarem bożym w ręku,
chcemy cudów przejawienia.
Jakoż wy nie macie lęku
wyzywać Boga na Sędzię,
wyzywać Boga na cudy,
zali wiecie, co na Sądzie będzie,
zali wiecie,
czy to wy, wybrani ponad ludy,
czyli wy tak czyści na duszy,
czy tak zmyte ze serc wstrętów brudy,
że takie głosicie orędzie.
Żyjący w światowej głuszy,
jesteście jako są inni
Jesteśmy synowie niewinni,
my, którzy idziem od Switu,
my, którzy widzim Zaranie,
wołamy o Zmartwychpowstanie.
Otośmy się Pychy wyrzekli,
Pychy, którą Ojce żyli, —
własnąśmy Dumę zdeptali
i Przeszłość unieważnili; —
byśmy Chrystusa kochali.
Błogosław duchowe powstanie.
Jesteście synowie Piłaci,
jeśliże wam Ojce ciężą,
jeśli ich złość zwiecie wężą,
gdy wyrzekacie się braci,
co w ogniach Czyścowych leżą;
toście ojcowiźnie kaci,
jakoż wasze oręże zwyciężą
Czyn się modlitwą wypłaci,
czynu patrzym po twej ręce,
nie ostawiaj dzieci w męce,
wzbudź męże, pobudzaj męże
święć miecz.
dwusieczne oręże
Swięć orła, święć pole krwawe,
Litością serce mam łzawe
Snać litość serca dosięże.
Odejdźcie....
Czynisz odprawę,
Litością serce mam łzawe.
Snać litość serca dosięże
Wzbudź męże, pobudzaj męże,
błogosław
ustać nie mogę
Wznieście Mu ręce w górę,
oto Go Duch przenika.
Jeźli ręce tajemnicę rozwiążą —
jeźli Niebios się brama odmyka,
Łzy wasze na rękach mi ciążą
Unosi ręce nad głowę.
oto łzy na oczach łyszczą;
czyli Słowo rzuci piorunowe,
czy się nasze nieszczęścia dopełnią,
czyli nasze nadzieje się ziszczą.
(opuszcza sztandar przed papieżem)
Niebios się zawory rozwarły
i łzami oczy się pełnią;
blasków mam na oczach chmurę
Blasków mam na oczach chmurę,
niebios się zawory rozwarły
i łzami oczy się pełnią.
Boże, zali Twój głos znaczy
by one w niewolej pomarły;
Twoichże nie poznasz oraczy
Niebios bramy się rozwarły
Bóg swoje poznał oracze:
zbiedniałe, narody prostacze.
Oto Tajemnice Sądu.
Czemże ja żebrak spomogę
Chcemy znaku krzyża na drogę.
Przez Odmęty, Charybdy, przez Scylle
dążym spragnieni wylądu.
O Chryste — — ustać nie mogę,
żałość serce zwycięża,
oto świętość nad wszystkie oręża
do stóp twoich Ojcze chylę.
Błogosław krzyżem na drogę.
Drogi Szatanom zamylę;
oto Chleb i Pańskie Ciało
chlebem braterstwo zasilę;
serce cuda przebolało.
Serce cuda przebolało,
wstań mężem w wierze, wstań w sile,
wstań na mąk bojowisko
cierpieniem przetrawion i zjęty; —
gdy ujrzysz pogorzelisko,
pomni wtedy, że Noc idzie,
która małe, małoduszne schłonie,
gdy mogłeś stać w gwiezdnej koronie
na firmamencie, na szczycie, —
nie zachcesz upadać w odmęcie
Przysięgam, — przyjm Polski zaklęcie
Ulituj nad ludów godziną,
Chrystus na krzyżu rozpięty,
Miłość, rzucona padliną;
oto ze sercem prostaka,
w ubiorze lichym żebraka,
śpiewaj Chorały kościoła,
Jezus o jałmużnę woła;
bądź wielki, jako hetmany;
lecz pomni, twój huf ma być święty,
byś nie był, jako Hamany,
w twem własnem sercu przeklęty
Przysięgam za Polską ziemię
Przystaną koło Ciebie Szatany,
złe Moce koło Ciebie pojawią,
piersi żółcią goryczną zaprawią.
Pomni wtedy, pomni, że Noc idzie,
która małe, małoduszne schłonie,
gdy mogłeś stać w gwiezdnej koronie
na ciemnych błękitów szczycie.
Nie zachcesz upadać w odmęcie.
Przysięgam za Polskę, klnę święcie:
przechować dusz wniebowzięcie,
niepokalanie żyć w Bogu,
mój naród u Niebios progu
ostawić: legion zwycięski
Przeminą bole i klęski;
zapominajcie o wrogu.
Bole i klęski w pierś biorę,
błogosław męża pokorę,
wróg znika w Noc zapomnienia,
błogosław czystość sumienia
Już serce w tobie nie chore,
bole i klęski w pierś biorę,
bądź jako hetman zwycięski.
Przeminą bole i klęski
błogosław narodów Sławie.
Oto narody wybawię
a ty jako hetman zwycięski
oto narody wybawię:
błogosławię, błogosławię,
Przeminą bole i klęski,
we Sławie Chrystus zwycięski:
Słowem narody wybawię.
Błogosławię, błogosławię:
oto czasy powołania,
czas bratnich dusz Zmartwychwstania,
czas czynu, czas działania:
Słowem narody zbawię.
Bóg w wielkiej złotej jawie,
Boży to Archanioł u tronu,
nawyższego z piersi dobył tonu:
Słowem narody zbawię
Błogosławię, błogosławię.
SCENA VII. W kościele Swiętego Piotra. Szeroka, niebotyczna struktura; gigantyczne gzemsy i bazy pilastrów widne zaledwo w swych spodach, u wyrostów. Na wielkich estradach, wzniesieniach, klęczące szeregi kardynałów w purpurach; wśród nich złotem ciężki płaszcz Papieża, w tyarze o trzech koronach; kościół przepełniony ludnością wszelkich stanów, wysłannikami wszystkich ludów. Na przedzie: ludy słowiańskie, deputacya polska z Mickiewiczem i sztandarem, matka Makryna z mniszkami; las chorągwi; organy płyną w dźwiękach ku podniosłemu śpiewowi: »Veni Creator«.
Właśnie był papież relikwią, cudem odnalezioną, przeżegnał zebrane ludy a była to relikwia głowy świętego Andrzeja, będącego patronem Słowian. |
Wleką go na męki oprawce,
na krzyż i męki wleką.
O patrzcie, łzy krwawe cieką,
łzy cieką z krwią pomieszane,
oto jako giną wybawce,
ofiary na morderstwo wydane.
O patrzcie, łzy krwawe cieką,
szarpają go w złości oprawce,
oto jako giną wybawce.
Na krzyż mnie, na mękę wleką,
błogosławię me oprawce,
radują łzy krwawe, co cieką,
łzy ciekące ze krwią pomięszane.
O krzyżu, szaleństwo krzyżowe,
o Wesele, Wesele, Radości,
pragnąłem cię ściskać w miłości,
otożeś mi teraz przyznany,
jużem do cię ślubem przykowany,
już serce przyjąć gotowe.
Zawleką go na krzyż katowie,
a on sobie mękę zachwala.
Miłość w nim ognie zapala,
na krzyż go wleką katowie,
on sobie mękę zachwala
we Chrystusowem Słowie.
Pospieszajcie, pospieszajcie się katy,
niech się imam krzyża kolany,
niech zawisnę w powietrzu nad wami,
jak Chrystus rozkrzyżowany.
Pospieszajcie się ze sznurami,
czekająć mnie niebieskie zapłaty,
bez przestanku ciebie krzyżu szukałem, —
zewleczcie, zewleczcie szaty,
oto Męki-Wesela zachciałem,
Chrystusa, Chrystusa kochałem;
niech zawisnę w powietrzu nad rzeszą,
niechaj się katowie pospieszą,
niech zawisnę w powietrzu nad rzeszą;
Chrystusa, Chrystusa poznałem.
Oto spieszą, katy już spieszą,
na krzyż już będzie porwany,
sam szaty ze siebie zwleka,
oczyma patrzy na rzesze.
Spieszę, Chrystusie, o spieszę
do Światłości Twojej królestwa,
zgromadziłeś wielkie, wielkie rzesze.
I te ręce, ręce jako las
Oczyma patrzy na rzesze,
jakby szukał kogo wśród nas,
na krzyż już będzie porwany.
Błogosław ucznie Słowiany!
Jak ty, idziem na krzyż i na mękę,
ty nad nami wznieś twą rękę
i skreślij znaki na czele.
Krzyż Męka i krzyż Wesele!
(widzenie ustępuje; ludy w kościele rozpoczynają swoje litanje; świętych patronów swoich wzywając ku pomocy i obecności. Gromada polska powtarza za swoim przodownikiem:)
|
Zwoływani rycerze Baru;
widziałeś ich żywą mękę,
przez męczeństwo i kaźń twego daru,
okrótny, nieprzejednany
Krzyżu, w miłości jedyny,
przez twoje i onych rany,
jako ich były tysiące,
te same męki kojące
dopuść nam, — za nasze przewiny.
jako ich były tysiące,
te same męki kojące
dopuść nam, — za nasze przewiny.
Zwoływam, zwoływam niewinne,
jako ich były tysiące
na onym dniu rzezi ginące
na Pradze, wybrańce syny,
wybrańce tobie powinne.
Jako ich były tysiące,
te same męki i rany,
o Krzyżu nieprzejednany
ziści nam — za nasze przewiny.
Powaliłeś święte Legiony,
pojmałeś Rycerze męką.
Przez ich krew, co płynie rzeką,
pioruny rzuć bożą ręką,
przez męczeństwo, przez łzy, przez rany.
O krzyżu nieprzejednany
ziści nam, — za nasze przewiny,
te same rany i czyny.
Błagamy Cię Boże cudów
o wojnę, o wojnę ludów.
O wojnę błagamy Boże,
zerwane ziemskie obroże,
o wojnę, wojnę ludów.
Ześlij białą gołębice
o Boże, Boże cudów,
niechaj zwiastunka polata
nad potopy, topiele świata.
Ziści gromy, błyskawice
za wolność, wolność ludów.
ukazuje).
SCENA VIII (W kopule Swiętego Piotra; gdzie marmurowe kolosalne posągi: cesarzowej Heleny, rycerza Longina, niewiasty Weroniki. Litewskie boginki, świtezianki, guślarze, znachory, wiedźmy, (starce i dzieci) przechylone o balustradę tamburu, patrzą ku zawrotnej przepaści kościoła; od głębi podnosi się hymn modłów, śpiewanych litanij, szum organów; dymy kadzideł, wonności palonych).
|
O patrzcie, zaszedł na groby;
po grobach, cmentarzach szuka;
żałobny wieniec na skroni,
stroje żałoby.
Syn Słońca, zaszedł na groby;
szuka czego u zapadłych cmentarzy,
szuka czego u obcych ołtarzy,
czemu bierze na się strój żałoby
i żałobny wieniec do skroni
od trumien próchno mu dzwoni;
dawniej, ze Słońcem u skroni,
zapalał ognie ołtarzy
u leśnych kamiennych stołów, —
o lato słonecznej pogody! —
oto Słońce wlecze do padołów
dawniej u litewskich rozdołów
śpiewywał w rusalne gody, —
o młody, weselny młody,
odbiegłeś od litewskich rozdołów
dawniej na świątalne gody
szedł w mroczne ostępy leśne,
weselniki pozdrawiał rówieśne, —
o młody, weselny młody,
odbiegłeś weselnych rówieśnych,
odbiegłeś Godów leśnych,
odbiegłeś kamiennych stołów
O patrzcie, Słońce w grób wiedzie,
do krzyża rwie się spragniony,
szaleństwem Krzyża szalony
o patrzcie, On stoi na przedzie,
on przed wszystkimi narody,
on z chorągwią w dłoni, on chorąży
Szaleństwem krzyża szalony,
do krzyża rwie się spragniony,
po śmierć niechybną dąży
O Słońce, palący Boże,
zapalisz łuny czerwone,
zapalisz łuny ogniowe.
Cierniowy bierze wieniec na głowę;
o patrzcie do krwi się rani,
śmiertelne przewodzi rycerze,
szaleństwem krzyża szalony,
po śmierć niechybną dąży
O Słońce, słońce gromowe!
przybędziesz w łunach czerwonych,
przybędziesz w złotych piorunach
spalić krzyżem opętanych,
szaleństwem krzyża szalonych;
przywalić popiołu mętem
kościoły, kolumny Romy.
O Swiatło, daj znak widomy,
przybądź w czerwonych łunach,
słowem wezwane zaklętem.
O Słońce, Słońce gromowe!
Przybądź w czerwonych łunach!
Swietli nam głowy czerwienią!
Swietli nam ciało tęczami!
ten, co był nasz, co był z nami,
w śmiertelnych przyodzian całunach.
O Słońce, spal go w piorunach.
O Słońce, Słońce gromowe,
przychodzisz w ogniowych łunach.
(z okien przeciwległych padają szerokie
pasy promieni zachodzącego słońca).
Zawijcie złote promyki
na gęśle, lirenki kręćcie;
grajcie i gędźcie,
zagrajcie na słonecznych strunach
te jego lubione muzyki
litewskich chat,
świteźnych wód,
z tych jego młodych lat,
jak was opuścił i rzucił
a wy za nim od Switezi tu śli, —
i ten śmiech i te łzy…
i ten ogień co jeszcze tli,…
Opuściłeś nas i porzucił
a my od Switezi za tobą tu szli
a my z tobą płakali,
gdy serce chorzało,
my z tobą radowali,
kiedy serce się śmiało
a my za tobą od Switezi tu szli,
od Płużyn ciemnego boru.
Ty nas znasz, tyś jest nasz,
czekamy żebyś wrócił.
1. Porzuć krzyż, odrzucaj znamię trwogi
2. ty nas znasz, tyś jest nasz,
przypomnij Jasne Bogi
1. Jasne Bogi złoto-kłose
w złotych wieńcach zbóż
przez łan złoty idą bose.
2. A przed niemi, a za niemi
idą dziewki lnianowłose;
każda niesie miodu kruż.
3. Przez łan złoty idą bose
a przed niemi, a za niemi:
Jasne Bogi złotokłose
w złotych wieńcach zbóż.
Porzuć krzyż, widziadło wiecznej męki;
kłos źrały weź do ręki;
porzuć trwogę i lęki.
Przecz chcesz na krzyż wieść lud
Od świteźnych wód
wstanie dla cię cud
z błękitów jasnej toni,
gdy woda się rozedzwoni.
Sam płużański bór
zaszumi we wtór
a głos po łęgach goni.
1. Wróć, wróć ty nasz,
nas swoich znasz,
my tu za tobą śli
2. Wróć, wróć do chat,
do młodych lat;
tam ogień jeszcze tli.
3. Przypomnij czar
guślarskich wiar,
przypomnij szept od błoni,
powiewy brzóz,
szemranie łóz,
podziemny tentent koni.
4. Gdy Mendoga nie stało
cóż pod ziemią zadrgało,
czy to Mendog król za łanią goni.
5. Gdy Mendoga nie stało, —
huf pod ziemią w róg dzwoni:
czy to Mendog król z tysiącem koni.
6. Przeminie czas,
przepłynie czas,
przeleci głos co dzwoni;
nie stanie cię,
ni twoich kras,
łzy jeno wichr przygoni.
7. Wróć, wróć ty nasz,
bo jeszcze czas,
my tu za tobą śli;
nas swoich znasz,
od młodych lat
tam ogień jeszcze tli.
Wróć, wróć do chat
8. Wróć, wróć do chat,
z nich wstanie cud
twych młodych lat
od Switeźnych, Switeźnych wód;
gdy woda się rozedzwoni
z błękitów jasnej toni,
sam płużański bór
zaszumi we wtór:
Król Mendog w tysiące koni
(słychać jakoby daleki tentent wśród szumu
organów).
9. Jedzie, jedzie,
tętni, dzwoni,
w tysiąc koni,
w tysiąc koni:
król Mendog,
litewski król Mendog od Trok!
10. poznajesz Mendoga króla,
dziergana na nim koszula;
dziergały ją dziewki kneźne
kraśne, dostojne, lubieźne.
11. Poznajesz Mendoga Pana,
zbroja na nim złocisto kowana;
kowali ją kowalowie,
kneziowi biegli sługowie.
12. Na koniu, od błoni
ktoś tętni, ktoś dzwoni,
jakowyś biegają rycerze.
Ktoś jedzie, ktoś dzwoni,
ktoś tętni, ktoś goni
w tysiące, tysiące koni.
Piorunie rozjaśnij mrok!
(piorun pada, Mendog ukazuje się, wjeżdżając
oknem kopuły na balustradę, do wnętrza).
I. Król Mendog!!
litewski król Mendog od Trok!
II. O Słońce, palący Boże!
o Słońce, Słońce gromowe,
Włady, rozwierasz przestworze
O patrzcie, patrzajcie dzieci
ku górze podniósł lice; —
patrzajcie, patrzajcie w oczy;
strzymajcie błyskawice;
niechaj w piorunowem świetle,
jak gwiazdy o krwawej mietle,
jawią się jemu Zwiastuny.
Oto ogień przystanął i świeci.
O dzieci, słuchajcie dzieci
spełniają się tajemnice;
oto z kościelnej czeluści
głos jego ku nam leci.
O Słońce, palący Boże,
we krwawych łunach,
pokrusz ciała, pokrusz kości
w jasnych piorunach;
powołaj do Nieśmiertelności.
O Duchu, daj znak widomy;
z krzyżem przeciw idący,
niech będę pozdrowiony.
Niewidzi, niewidzi Mendoga.
Zapatrzony w Boga, który kona.
W krzyżowego jeno patrzy Boga,
patrzy w krzyż.
Szaleństwem krzyża szalony
(biją dzwony na wieczorny Anioł-Pański).
Zgaśnij Słońce, zagaśnij Wielkości;
gaśnijcie, a kysz, a kysz;
dzwony, kościelne dzwony.
Niewidzi, niewidzi Mendoga,
Wielkość kona, Słońce kona;
gaśnijcie a kysz, a kysz,
dzwony, kościelne dzwony.
(Słońca purpurowe światło z nich ustępuje,
mroczy się a oni w mroku gasną; dzwony
biją coraz potężniejsze).
SCENA IX. (Na Kapitolu; szerokie wschody wiodą w gorę; widne w połowie, poczynają się z pośród krzewów laurowych, którym krzewem całe wzgórze ożywione. U szczytu pochyłości, na tle ciemnych błękitów wieczoru w gwiazdach, marmurowe pół-bogi, Dioskurowie: Kastor i Pollux, którzy chwytają rozszalałe konie Phöebusa, zawieszone w powietrzu, jak dwie skały nad stokiem laurowego wzgórza. Przy pochodniach, przy chorągwiach tłum ludu wiedzie poetę polskiego, uwieńczonego złotą koroną tryumfatorów; ludom przewodzi Demos).
|
Altissimo, altissimo poeta!
Jak okiem sięgniesz równiny,
królestwo twoje przed tobą.
Oto szczyt, oto dążeń meta
Moje dziedzictwo ruiny,
strojne cyprysów żałobą.
Królestwo moje świat Ducha
Altissimo, Altissimo poeta!
Mówisz, a rzesza cię słucha;
jak okiem sięgniesz daleko,
zawładłeś ludy i rzesze.
Wzeszedłeś, jako ognisty kometa
na głos Jego, na Jego głos spieszę.
Pójść mamy jeszcze daleko
po Zwycięstwo, Zwyciąstwo-ducha
Altissimo, altissimo poeta!
Mówisz a rzesza cię słucha,
spragniona głosu proroka;
Słowo twoje paląca podnieta
Altissimo, altissimo poeta
Idzie moja władza z wysoka;
jedne wzniosę a drugie poniżę
idzie wyżej niż kościoły Romy,
niźli Romy kościoły i krzyże
idzie władza moja od Ducha,
ponad gmachy, kamienie, złomy
mówisz a rzesza cię słucha:
oto prorok, prorok obudzony.
Jak okiem sięgniesz daleko,
królestwo twoje przed tobą.
Dosięgłeś szczytów korony
królestwo moje za światem,
gdzie gwiazd się poczyna potęga;
kędy wieczna, wieczna zawierucha
wiedzie w Przestwór rozpętane słońca,
kędy niemasz drogom końca.
Królestwo moje: Swiat ducha.
mówisz a rzesza cię słucha,
wielkością proroka przejęta.
Rozpoczną się wielkie święta
królestwa Ducha na ziemi.
Duch zestąpi z wielkiego przestworza,
aby obcował z małemi.
Umiłował ubogie i liche,
aby je poczynił świętemi.
mówisz a rzesze są ciche —
słowami się karmią twojemi.
przyjdą do mnie wszystkie narody,
wszystkich narodów wybrańce
i chorągwie mi swoje oddadzą
już idą narodów wybrańce,
już idą, chorągiew wiodą,
świętości domostw prowadzą
serce mam dla nich gospodą,
słowo mam dla nich święte;
niech przyjdą, chorągwie zwiodom
wybrańce, przodowniki narodom
u stóp się twoich ukorzą;
tyś jest ponad wszystkie narody
jak braci przyjmę ich do dom
chorągwie, chorągwie niosą,
przed tobą chorągwie chylą
przed Słowem chorągwie chylą.
O chwilo, jedyna chwilo:
chorągwie, chorągwie w pokłonie
przed tobą chorągwie płyną;
patrz mnogie chorągwie idą;
wszystkie przed tobą w hołdzie
Duch wziął je na swoim żołdzie,
wywalczą królestwo Ducha.
Jak mnogie chorągwie w hołdzie
mówisz a rzesza cię słucha
zdobyłem królestwo Ducha!
Oto sztandary, sztandary w hołdzie!
Duch was chce mieć żołnierze,
pojął was na swoim żołdzie;
słuchajcie, słyszcie legiony;
pójdziemy, pójdziemy daleko;
wskrzeszać, obalać trony, —
głoszący Ducha królestwo!
Słuchajcie, słyszcie legiony,
trony obalim w nicestwo,
wyzwolim królestwo Ducha
mówisz a rzesza cię słucha. —
Trony obalisz w nicestwo,
obalisz w nicestwo trony,
jeno czyń co rzesze wołają
uczyń co rzesze wołają
uczynię, co rzesza woła:
powiodę, wiodę ku szczytom,
ku Słońcu wiodę złotemu
uczyń co rzesze żądają,
obalisz trony w nicestwo,
pójdziemy za tobą w legiony
miniony to żal miniony.
Skargi serce przebolało;
budzę serce, ze snu budzę serce.
Litość gasła, serce spało
wstań Wallenrodzie
w wolnym narodzie!
przez krew, przez krew!
uczyń co rzesze wołają
oto naród powstał jako lew;
rzesze ku tobie wołają:
przez krew, przez krew, przez krew
Chrystusa na chustach mają,
Chrystusa obraz i znamię
przez krew, przez krew wołają
to Szatan sercu kłamie
uczyń co rzesze żądają:
przez krew, przez krew, przez krew,
wstań Wallenrodzie,
powstań ty wódz, ty lew!
Chrystusa na chustach mają;
przepomnieli bożego słowa
obłędna, zła twoja mowa
ku szczytom wiodę, ku szczytom.
ku Słońcu, ku błękitom
odbiegłeś od grobów, padołów;
tam naszych mordują, tam krew
dosięgliście szczytów, kościołów;
pojrzyjcie ku Słońcu, błękitom;
ulegnie, ulegnie gniew
tam naszych mordują, tam krew;
obłędna, zła twoja mowa
oto Sława przy was, Wielkość Słowa;
ulegnie, ulegnie gniew;
dobiegliście szczytów, kościołów;
niepatrzcie, niepatrzcie na krew,
niepatrzcie wstecz do padołów;
dobiegliście szczytów, kościołów, —
weźmijcie, weźmijcie na czoła
zwycięstwo, zwycięstwo Ducha,
pokoju wieczyste znamie
Wallenrod, Wallenrod kłamie
o ludy pomnijcie Słowa
obłędna zła twoja mowa;
obłędna, obłędna władza!
Wallenrod, Wallenrod zdradza!
Wallenrod, Wallenrod kłamie!!
1. Uderzcie nań proporcami,
2. porzućcie Chrystusa znamie
3. chorągiew, chorągiew kłamie
4. porzućcie sztandary Słowa
5. obłędna, obłędna władza
6. Wallenrod, Wallenrod zdradza
7. przeklęty, kto ludom kłamie
8. porzućcie Chrystusa znamie
9. przeklęty, kto ludy zdradza
10. kto ludy powiódł ku szczytom,
ku bladym, zamarłym błękitom
11. oto w padołach zagłada,
pomór, pożogi, głód
12. zdrada nas wiedzie, zdrada, —
do złud, do marnych złud
13. Słowo Chrystusa kłamie
14. porzućcie Krzyża znamie
15. połamać, połamać Krzyże
16. porzucać, deptać sztandary
Jedne wzniosę a drugie poniżę;
ukórz się przedemną na chwilę
a wnet się poczujesz w sile,
wyniesion potęgą nad Boga.
Jak sięgniesz okiem daleko,
wrócęć królestwo twoje
wybrałem duszy spokoje,
przekląłem królestwa ziemi,
gardzę służbami twojemi.
Mej duszy moje władztwo
ukórz się przedemną w duchu
a oddam legiony w posłuchu
pokora, nicość, żebractwo
. . . legiony potęg w poddaństwo!
Skłoń się a rzesza posłucha
poznaję szatańskie państwo:
przekleństwo, przekleństwo Ducha
połamać, połamać krzyże,
porzucać, deptać sztandary;
proroki, proroki poniżę!
Połamać, połamać krzyże,
porzucać, deptać sztandary,
połamać, połamać krzyże.
(Porzucają sztandary, depcą, druzgocą, łamią i pozostawiają poetę w laurach, samego nad ułamkami krzyżów i chorągwi).
|
Przekleństwo, przekleństwo Ducha!
Szatany jawią złe moce,
padły strącone sztandary.
Legionie, legionie wiary!!
podeptali chorągwie, godła;
obłędów okrutna męko, —
aż tu je chorągiew przywiodła
i tu własną zabili ją ręką.
Legionie, o święte godła!
Aż tu je chorągiew przywiodła!
o męko, serdeczna męko,
legionie, legionie wiary.
o masce twarzy podobnej Homerowi).
…wołasz a pustość jest głucha…
oto lico twoje oplwano,
sztandary zdarto, zdeptano;
przekląłeś, przekląłeś dzieci
wołasz, w pustkowie głos leci
przekleństwo, przekleństwo Ducha.
wołasz, a pustość jest głucha.
............
Pokój wam, Słowu waszemu.
Cóż łamiesz ręce człowieku
i płaczesz nad chorągwiami
Nieszczęściu podajesz rękę
zrozumiałem i Serce i mękę.
Wstań z prochów
podźwigasz Ducha;
wstaję z gruzów, powstaję upadły:
oto moje sztandary w pyle
Pokój Wam, podaję rękę;
byłem na narodów cmentarzu,
płakałem na narodu mogile
rozumiem i serce i mękę;
ty nędzą, starością wybladły,
płakałeś na grobów ołtarzu
Łzy to krwawe oczy mnie wyjadły,
byłem na narodu mogile,
widziałem, widziałem groby,
sztandary, puklerze w pyle,
rdzą przejadłe miecze, oszczepy;
widziałem piszczele czerepy,
jak węże je łaszące obsiadły;
lica się bladością powlekły,
kolory w oczach pobladły,
widziałem narodu mogiły,
na cmentarzach spleśniałe krzyże:
jak się błękitno paliły,
gdy zaszła Noc…
widziałeś ognie grobowe
krzyże się błękitno paliły
znasz grobów tajemną wymowę
wracam z narodu mogiły
przypominam sny minione:
znałem ciebie wędrownika,
kładłeś ręce mnie na głowę,
jesteś Mocarz…
Lazarone, lazarone,
trup, nademną kruki kraczą
niesyte, nienasycone;
serce im ciskam czerwone
i kawalcami się raczą
Jakieś bóle w sercu płaczą,
jakieś rany niezgojone, — —
a te na piersi, co znaczą,
rabaty polskich żołnierzy
Strzępy, strzępy;
ożarły się syto sępy
i tej krwi i tej odzieży,
w błocie, w brudzie serce leży
i grób świeży i trup świeży, —
duch się plącze.
Czemuż się serce nie zwierzy;
jakież ziomku twoje dzieje
Zakończone, zakończone,
ożarły się syto sępy
tego serca, tych miłości…
Strzępy, strzępy, strzępy, strzępy
przecz tu stare zwlekłeś kości;
skąd tu bywasz
z legionami.
W on czas, kiedy odlot ptaków,
jakoby żórawne klucze,
wiódł Polaków, gnał Polaków
coraz dalej polskich szlaków
na te burze, na te burze.
I wichr w oczy i grad tłucze,
żórawne się łamią klucze,
żórawne się skrzydła łamią.
Serce zbrzydło, miłość zbrzydła,
ciało skłóte, serce strute,
ot i połamane skrzydła
ożarły się syto sępy,
miłość strzępy, serce strzępy
nie szukasz pomocy rodaków,
jakoż zarabiasz na strawę,
jak się żywisz
okruchami, kruszynami,
czyja łaska, czyja wola.
Stawam u tych skał podnóża,
w progu Sławy,
jem chleb łzawy,
chleb żebraczy,
Bóg mnie raczy, Bóg mnie raczy.
Dola.
Nieszukam pomocy rodaków.
Padły orły, zgasły łuny,
ożarły się syto sępy
w ziemię zapadły pioruny.
Strzępy, strzępy, strzępy,
ot na piersi mojej znaczą
rabaty, żem był przy legionie
a w sercu a w piersiach płaczą
żale i skargi i klęcia;
więc ja moje żale dzwonię,
dzwonię, a rzesza mię słucha:
rzesza duchów ku mnie schodzi,
ci w rabatach, z chorągwiami —
jak chadzali legionami.
znasz legiony, żyłeś z nimi
w bohaterstwie
na tych bitwach, po tych polach,
za tymi orłami
z orłami, jak brat w braterstwie;
raz w szczęśliwych, raz w złych dolach,
po tych bitwach, po tych polach
a przed wami, za orłami
bohater pochodnia
a nad nami, za orłami
Caesar, Caesar-Zbrodnia.
Byliśmy radośni na stan,
byliśmy młodzi
i nieliczyli ran,
radośni na to krwi znamię
widzieliście, że Caesar uwodzi;
że Caesar, że Caesar kłamie
Padły orły, zgasły łuny,
Caesar kłamie.
Zapadły w ziemię pioruny,
ostały rany i truny.
Do trumien chorągwie zabrano
............
Powstaną, kiedyś powstaną
i będą nad nami drżeć.
Kiedyś godzinę wołaną
będziemy, będziemy mieć.
Powstaną nad nami, powstaną,
w powietrzu będą drżeć
chorągwie, — to będzie wczas rano:
nim liście zaczną drżeć;
to będzie, to będzie wczas rano:
zanim ptacy zaświergocą swój świt,
Cyt, cyt, cyt, cyt, cyt, cyt.
ty wiesz, ty wiesz, że zejdzie Świt:
jutrzejszy świt
Cyt, cyt, cyt, cyt,
nie jutro, — nie,
nie przeliczone to dnie
............
To będzie, to będzie wczas rano,
nim liście zaczną drżeć.
Przyjdą, przyjdą, przyjdą wielką rzeszą,
jak chadzali legionami,
z chorągwiami, z chorągwiami;
gdy posłyszą, że ja dzwonię,
że są chwile dopełnione,
godziny, dnie przeliczone
któż to jesteś ........
............
lazarone, lazarone
SCENA X. (Forum Romanum; nad rumowiskiem sterczą reszty kolumuad, żelaznemi obręczami spięte; łuk tryumfalny Septima Sewera; dalej tylko bazy upadłych słupów i posągów; a na końcu wąwozu wielkich ruin majaczejący łuk Konstantyna. Noc; przelatują chmury i raz po raz światło skrywają. Ognie wybuchające, w coraz to innej części miasta, rozczerwieniają urwiska bazylik i rozpadłych kurji. Tłum obywateli, ludu, gawiedzi, masek, którzy całe forum zalegli.
Wchodzi Brutus-Mickiewicz. |
Republika nas woła do czynu!
Wolność ludów święta zagrożona!
Wawrzynu, zwycięstw wawrzynu!
Niech nam przewodzą Maryusze.
1. Oto Caesar sięga dyademu,
2. Niech Caesar po dyadem nie sięga,
3. Caesar rzucił nam wieńce wawrzynu,
4. Caesar schlebia fałszowi podłemu,
5. Caesar zdradą sięga po koronę,
6. Caesar i lud. Lud i Caesar potęga.
7. Republika nas woła do czynu!
Niech Caesar po dyadem nie sięga,
czyjakolwiek Caesara potęga,
Republika nas woła do czynu;
zagrożona ludów wolność święta,
jak we krwi była poczęta,
krwawego się domaga wawrzynu.
1. Caesar rzucił nam wieńce wawrzynu,
2. Caesar legie prowadził zwycięski,
3. Caesar, Caesar gotuje dnie klęski,
4. powiódł hordy do swego rydwanu,
5. świat zeszedł podobien orkanu.
6. Caesar, Caesar sięga dyademu.
Republika nas woła do czynu,
krwiącej się domaga ofiary.
Krwią spłyną liście wawrzynu.
(w natłoku ujmują Brutusa dwie postacie).
Ty spisz Brutusie, zbudź się Brutusie,
spojrzyj na wielkość Romy,
Roma to wolność ludów. —
Któż wolności wróg nieprzejednany.
Obudź się bracie w Chrystusie,
spojrzyj na wielkość Romy,
tu namiestnik wolności widomy
dokona cudów.
Brutusie, ty śnisz Brutusie,
Roma to wielkość ludów,
wielkość, co druzgoce tyrany.
Bracie, o bracie w Chrystusie,
oto wróg nieprzejednany,
wróg wolności zagraża ruiną,
ulituj nad ludów godziną,
nie wskrzeszaj wolności tyrana,
wolność ludów ma być oszukana.
Roma to wolność ludów
bracie, o bracie w Chrystusie.
Brutusie, ocknij Brutusie.
(przepadają w tłumie; przy Mickiewiczu widny Krasiński, chwyta go za dłoń).
|
Przez Polskę Rzym będzie zbawion.
Ja Bogiem pobłogostawion,
zaszedłem z narodem w ruiny.
Chorągwie, godła zwalone.
Nieskończone, szlaki nieskończone,
oczyma się patrzaj duszy,
widzisz narody zbawione.
Porzuć godła, rzuć hasła, zapomni.
Niepotrzebne i hasła i godła;
runą chusty, runą znaki,
pojrzyj w nieskończone szlaki:
około ciebie Swiat Ducha.
Przez Polskę Rzym będzie zbawion?
Dusza słucha, serce słucha,
Rzymu potęga w ruinie…
wskrzeszajcie potęgę Romy.
Wznieś duszę nad gruzy i złomy!
Swiat Ducha, wokoło świat Ducha.
Byłeś Bogiem błogosławion,:
potęgi skruszę w godzinie;
będę zbawion, Słowem będę zbawion.
Przez Polskę Rzym będzie sławion.
Gdy padną kościoły Romy,
gdy sklepienia Piotrowe rozpękną,
gdy ludy w trwodze uklękną,
ty Duchem pobłogosławion:
Przez Polskę Rzym będzie zbawion!
(inne postacie, cisnąc się, rozsadzają ich; Krasińskiego tłum poniósł; przy Mickiewiczu-Brutusie pojawia się Kassius).
|
A jeśli Caesar zginie?
Zaginie Romy potęga.
Nie zginie potęga Ducha.
Caesar to wielkość Romy.
W Brutusie Romy potęga.
Potęga Caesare zginie,
Wyzwólcie Rzym od Caesara.
Brutusie, ocknij Brutusie.
(Od łuku Sewera nadciąga orszak i nad nim Caesar na rydwanie, zaprzężonym w dwa białe konie; koło Caesara las niesionych znaków, godeł, orłów; odgłos trąb).
|
We chwale Caesar płynie.
Oto w tryumfie, w chwale
Caesar, Caesar przybywa.
Słyszysz okrzyki, wrzawę.
Potęga Caesara zginie.
Pamiętaj, pamiętaj Sprawę.
Caesar się zasłuchał we wrzawę.
Twoja myśl i serce w Czynie!
Wolność cię woła straszliwa,
potęga Caesara płynie.
(Caesara wóz zajeżdża półkolem, zawracając rydwanem; teraz widać, u kół wozu, postać kobiecą półzgiętą, skrępowaną powrozami).
|
Oto patrz: u kół wozu,
u rydwanu
Ona się pochyla przygięta
o przeklęta to ręka, co wiąże,
co jej świętej nakłada pęta.
Straszliwymi związana powrozy,
ona się pochyla przygięta.
przykuta do kół rydwanu.
Ręka, co wiąże, przeklęta.
Oto Caesar podobien orkanu!
Potęga Caesara płynie
w tryumfie…
Caesar zginie.
(Odgłos trąb, wrzaski; Caesar ma zestąpić z rydwanu; spiskowi otaczają wóz, cisza. Caesara maska o rysach Napoleona I. tragiczna, nieubłagana; od głowy długi welon, całun śmiertelny, pawłoka, w której cała postać jak Widmo; na głowie wieniec zczerniałych gałązek lauru i dębu).
|
Brutusie podaj mi rękę.
Caesarze drży ci dłoń.
Brutusie znam twoją mękę,
pod toga skryta broń.
Caesarze bierz moją rękę,
Brutus podaje dłoń.
Brutusie, znam twoją mękę,
twarz słowu zadaje kłam.
Caesarze, znasz czego chcesz,
przecz szedłeś tutaj sam.
Brutusa miłość mam.
W Brutusa miłość wierz,
przecz szedłeś tutaj sam,
gdy skrytość myśli wiesz.
Pierwej zadajesz kłam,
nim serce nożem pchniesz; —
w Caesara litość wierz.
Caesara litość znam:
zadajesz sercu kłam,
gdy skrytość myśli wiesz.
O spiesz, morderco, spiesz,
Caesara litość masz,
Brutusie, drży ci dłoń.
Pod togą skryta broń,
Caesarze znam twoją mękę
daj rękę, poznaję morderce,
Caesarze zakryj twarz.
Caesara miłość masz,
Brutusie ugódź w serce.
Caesarze zakryj twarz.
morderce, morderce, morderce.
Caesarze zakryj twarz.
Dolę dla siebie wybrałem,
wy drżycie w sercu struchlałem.
Caesarze zakryj twarz.
Wy drżycie w sercu struchlałem.
Brutus prowadzi morderce.
Dolę dla siebie wybrałem.
Caesarze zakryj twarz.
Brutusie ugódź w serce.
(Caesar, który zestąpił był z rydwanu i spiskowi, tłoczący się za nim, przepadają za kolumnadą).
|
1. Republika nas woła do czynu
2. Wolność ludów święta zagrożona.
3. Oto Caesar sięga dyjademu;
4. porwijcie wieńce wawrzynu.
5. Niech Caesar po dyjadem nie sięga.
6. Czyjakolwiek Caesara potęga
Republika nas woła do czynu
7. Caesar zdradą sięga po koronę,
prawa gminy święte naruszone,
Republika nas woła do czynu
(Mickiewicz-Brutus był tymczasem przystąpił do rydwanu i nożem przeciął więzy. Niewiasta podnosi się od kół wozu, przeciąga ręce, na których sińce od sznurów; szata jej pąsowa; gawiedź się gromadzi około).
|
Narody będziesz wieść.
O ręce, ręce, o swobodo!
Ileż mąk musiałam znieść
ludów zgodą, serca zgodą
Brutus, wróciłem ci cześć;
narody będziesz wieść.
ty Brutus, a czy ja cię znam?
przezemnie wolność masz
a może, jak chcesz to kłam!
Cóżeś to ty mnie dał?
żem ja o ciebie drżał,
żem cię rozpętał sam
już wolne ręce mam
a wszystko inne: Kłam!
Ty precz, — czy ja ciebie znam!?
przezemnie wolne ręce masz
Nie taką ciebie znam — —
co mi tam, co ty znasz,
już wolne ręce mam!
nierozumiesz, nierozumiesz mych słów:
oto czeka cię lud
niesłucham mów, niesłucham słów,
co mi ze słów!!
czeka spragniony lud
potęgi twoich słów
puszczaj, nie trzeba mów
nie trzeba słów, nie trzeba słów!
Rydwan ten mój!!
Patrzaj hen, tam,
widzisz te cienie bram
słyszysz ten szum, ten szum
na forum ludzi tłum
za chwilę będę tam!
Przez tłum, przez tłum, przez tłum!
Stratuję i stanę u bram
deptać chcesz ludzi!
Tłum!
Stratuję i stanę u bram!
Nie taką ciebie znam!
W szalonem ręku broń!
hej ha, hej ha, na koń, na koń,
na tryumfalny wóz,
hej ha, tryumfie dzwoń,
wszystko pozamną gruz!
wolność, wolności kłam;
nie taką ciebie znam,
w szalonem ręku broń
w proch, w proch pałace, posągi;
tu ma być dla mnie błoń;
dla mych rumaków błoń
hej ha, hej ha, na koń,
na tryumfalny wóz;
pałace, świątynie w gruz;
zaorać gruz na błoń,
hej ha, hej ha, na koń —
szalona, szalona stój,
jak pokierujesz wóz?
ty drżyj, ty mnie się bój, —
wszystko pozamną gruz
zagródźcie jej drogę, stój!
Niepuścim, z nami bądź!
Przewalisz, zwalisz wóz!
znacie wy rózgi łóz,
jeno ty mną nie rządź!
Precz, precz, puszczaj mi wóz
trzymajcie, trzymajcie, stój!!
ty drżyj, ty mnie się bój,
mój wóz, mój wóz, mój wóz,
mój tryumfalny wóz,
przedemną, za mną gruz,
hej ha, hej ha, przez błoń,
tryumfie, tryumfie dzwoń
na nas kieruje konie,
jak silna, odwaliła nas precz,
na nas kieruje konie
szalona, szalona stój,
w szalonem ręku miecz,
uciekajcie, tratuje, tratuje!!!
Ja Pan, Ja Pan, panuje
Wszystko pozamną gruz!
Uciekajcie, szalony wóz,
tratuje, tratuje, tratuje!!!
(Wóz pędzi, miażdżąc tłumy przed sobą; pędzi ulicą ruin forum, aż znika poza łukiem Konstantyna; trąby i dzwony na trwogę; łuny pożarów; to chmury oblęgają głąb, to księżyca blask pieści ruiny. Obok Mickiewicza widać Krasińskiego).
|
Jest Polska wieczna, nieśmiertelna
ponad świat, ponad świat
tysiącem tysiąców lat
Kogóż to widzę we łzach,
kogóż to widzę w mękach:
o niosą ją na rękach,
umarłą czyli omdlałą,
synowie ją niosą żałobni
kogóż to chcesz płakać we łzach?
Pojrzyj, sięgnij górnych sfer
a ujrzyjsz ją zmartwychwstałą:
oto idzie wszechpotężna,
oto idzie wywyższona,
w szczęśliwości, ubóstwiona,
ponad świat, ponad świat
tysiącem, tysiąców lat
(jacyś młodzieńcy w żałobie niosą kobietę umarłą, obok idą inni z zapalonemi gromnicami; przechodzą).
|
umarłą niosą, omdlałą;
patrz, jacy aniołom podobni,
synowie ją wiodą żałobni
Serce żywe zmartwychwstało,
ponad anioły ulata.
Ona oto wywyższona
nad żywe przeklęte świata,
ponad świat, ponad świat
tysiącem tysiąców lat
jeszcze ona, Ona na oczach.
Synowie jej Smutku Anieli
zniknęli, zniknęli
u wieczności bram;
jeszcze onej głowa zwisająca
włosami zamiata próg,
o matko, matko sławiona
na gwiazdach, w sierpie miesiąca,
wśród mlecznych dróg:
Ave Regina coeli,
o wieczna ty nieśmiertelna
ponad świat, ponad świat
tysiącem tysiąców lat
unieśli, w niebo ją wzięli.
o Polsko! o synowie Anieli!
O serce serce kona…
Ave Regina Coeli.
(Zjawisko w koronie gwiazd).
SCENA XI. (Via Appia; długa niekończąca się droga wśród grobowców, sarkofagów, stel rzeźbionych cmentarnych; cyprysy jako grobów strażniki; wierzby płaczące, których wyraźniejsze kształty gubią się w mroku wieczornym; krzaczyska ostów, pokrzywy zachwaszczają zaciszne ustronie wiecznego spoczynku. Słychać godziny, uderzane na dalekich zegarach. Wchodzi Mickiewicz z dwunastoma uczniami-legionistami, z którymi wówczas opuścił był Rzym; ubiory ich pielgrzymie).
|
Za nami już święte miasto.
Spoczniemy tu podle bramy
przed nami drogi i bramy
i nieznane miasta i ludzie
o głodzie idziecie i trudzie.
Dobądźcie, co chlebów mamy.
Spoczniemy tu w podle bramy
O Roma, o Jeruzalemie!
Wyszliśmy biedni i pielgrzymi;
w trudach zejdziem ludy, ziemie,
szukając Jeruzalemu
o Jeruzalem, Jeruzalem nowa,
dążym ku miastu nowemu,
do Swiatła dążym nowego.
O Jeruzalem, Jeruzalem złota!
Dążym ku światłu twojemu
dobądźcie z chlebów, co macie
i z ryb i posiądźcie na ziemi;
podziel się darami bożemi
ze wszystkimi, którzy łakną i pragną.
Wody przynieście do krużów.
Jesteście dani za stróżów,
za ucznie Bożemu Słowu
(dobywają i zastawiają jadło na jednym ze sarkofagów; inni czerpają wodę u studni kamiennej; poczem zasiadają wszyscy społem do stołu).
|
oto woda ze świeżego zdroja,
oto chleby, oto ryby z połowu:
podzielisz nas darami sam
bierzcie, którzy łakną i pragną;
jedzcie i pijcie do syta
weź chleb do ręki i złam
W Imię Ojca i Syna i Ducha,
dla wszystkich którzy brakną,
bierzcie oto chleb czysty
poznajemy Cię po świętym znaku,
po chleba rozłamaniu.
Sameś oto w nędzy i braku
a nędzy nie czujesz w kochaniu
bierzcie, oto chleb czysty;
podajcie wody ze zdroju,
Oto wody czystej pełne dzbany;
przeżegnaj i pij w pokoju
Smak wody: żywego smak wina.
O źródło bożego strumienia.
W Imię Ojca i Ducha i Syna,
poznajem źródło tworzenia.
Duch wam daje niebieskie obroki.
Pożywajcie i pijcie w pokoju.
O Cuda, czarodziejstwa uroki,
przemienił wodę ze zdroju:
smak wody, żywego smak wina
o źródło bożego strumienia,
błogosław czystość sumienia,
błogosław rzesze prostacze,
wierzące w Swiętość Tworzenia
Mistrzu, to niebieskie uroki,
przemieniłeś wodę we zdroju;
oto pijem spragnieni pokoju:
smak wody, żywego smak wina
oto cudów i przemian godzina.
Pożywajcie niebieskich obroków.
Bóg chwilę we wieczność zaklina
(dokoła powalonego sarkofagu, jako przy stole usiedli i pożywają; po chwili Mickiewicz, który był siedział pośrodku, wstaje i usiada nieco opodal a głowę na rękach opiera i twarz dłońmi skrywa).
|
siadłeś zdala na uboczy;
jakiż to cień duszę smuci
i smutek jaki pochłania
mówić mi serce zabrania;
w smutek się radość omroczy,
w żałość się wesele obróci:
oto stałość i siła kochania
wyrwi oścień, któryć serce wadzi.
Doświadczaj stałości kochania
zaprawdę wielu z was mnie zdradzi.
( Wstrząsnęli się wszyscy, zaniepokojeni, powstali i szepcą; po chwili jeden z nich zbliża się ku siedzącemu na uboczy).
|
czemużeś smutny
jako ptak w chwili odlotu,
jak żóraw w chwili powrotu
ku północy, do mojej ziemie
Przetożeś smutny
Że w nowej Jeruzalemie,
w Jeruzalemie złoty
pielgrzymi będą radośni;
przetom smutny mój miły,
że to nie ja, nie ja was wewiodę
za bramy te złote, do bram
o smutne, przesmutne loty.
Jakoż-byś odbiegł stado;
idziem za tobą gromadą;
czemuż-byś ostawał sam?
Brak-że do wzlotów siły?
nie ujrzę, nie ujrzę bram.
Przetom smutny pielgrzymia gromado,
jako muszę odbiedz stado,
chociażem zaprzysiągł wam
pozwól, niech głowę pokłonię,
na twoje piersi pochylę
pozostań, ostań tak chwilę . . .
Obawa moja niepłonną:
Miłość, jako gorycz mnie karmi, —
strój-że ten wam cięży pielgrzymi;
zalibyście nie woleli
w rzemieśle być i w urzędzie
miast,
do których wejdziem wędrowni
wiesz o tem, czyli dojdziemy;
skoro wiesz, skoro znasz, co będzie;
staniemy się słowem warowni;
rzeknij słowo, będziemy weseli
wy, którzyście się pierwsi pośpieli,
zaprawdę bądźcie weseli,
wiarą, bądźcie warowni:
ojczyznę będziecie mieli,
lecz zginiecie, jako ptacy wędrowni.
Zaprzysięgnijcie wytrwanie
przeto-żeś smutny
zginiemy, jako ptacy wędrowni
Żywot wasz: żywot pokutny.
Zaprzysięgnijcie wytrwanie
jakoż przysięgną wytrwanie,
gdy nie wiedzą twoi synowie, nie wiedzą:
gdzie ciała ich i serca odpoczną.
Odpowiedź powiedz wyroczną
Sam nie znam, gdzie głowę skłonię.
Uczyńcie, uczyńcie ślub,
zaprzysięgnijcie wytrwanie
powiedz odpowiedź wyroczną,
jako ci objawił Bóg
ciała wasze padną wysilone
i legną u rozstajnych dróg.
Uczyńcie, uczyńcie ślub
legniemy u rozstajnych dróg.
Powiedz odpowiedź wyroczną,
czy kiedy prochy powrócą,
u bram Jeruzalemu odpoczną?
Uczyńcie, uczyńcie ślub.
Zaprawdę rozpadnie się grób,
prochy się wasze rozwieją
po cztery świata strony;
zaprzysięgnijcie wytrwanie
wichry nasze prochy rozwieją
żegnajcie, żegnajcie się z Nadzieją,
uczyńcie, uczyńcie ślub;
oto ci, co dnie, co godziny rachują,
zmarnieją, jako prochy zmarnieją.
Uczyńcie, uczyńcie ślub.
zaprzysięgnijcie wytrwanie
żegnamy się, żegnamy z Nadzieją
Jeruzalem żywa wstanie!
A pamięć nasza czyli zostanie?
i pamięć o was zaginie.
Jeno życie wasze całe w czynie.
Słyszeliście Ducha wołanie
a pamięć nasza zaginie
a WIARA wasza zostanie
Niech się wypełni wołanie.
Wiara, wiara zostanie
Jeruzalem żywa wstanie!!
SCENA XII. (Noc nad wielkiemi wodami. Wody się kłebią od ciał, co w piekielnym uścisku sprzężone, żreją się wzajem, szarpią, mordują. Na falach Łódź wielka, której maszt: krzyż z długiemi ramiony a żaglem wielka płachta chorągwi białej; na tej Vera Ikon Chrystusowej twarzy. Nad falami w powietrzu unoszą się skrzydlate Harpije, Zmory, Syreny, Erinnije. Wioślarze mają ręce przykute łańcuchami i kajdanami do wioseł i dylów łodzi. U masztu stoi Mickiewicz i dzierży pochodnię, wysoko nad wioślarzami).
|
przykowałeś nam ręce łańcuchem
płyniecie ze mną w Arce,
zespoleni, wzniesieni duchem
kajdany na rękach ciążą,
przykowałeś nam ręce łańcuchem,
wiosła ciążą i dłonie słabnieją,
przepadniem w kruchej barce
zespoleni, wzmocnieni wiarą,
imajcie wioseł ze siłą
imajcie wioseł z mocą
płyniecie w Arce-Swiatła, w Arce!
przepadniem w lichej barce:
upiory w powietrzu krążą,
upiory, skrzydlate żarłoki;
wiosła ciążą i dłonie słabnieją;
na wodach widma szaleją,
kołyszą się trupy i płyną,
żyrłoki nad nimi krążą
Walka zakryła się Nocą.
Niepatrzcie na płynące ciała,
imajcie wioseł z mocą,
imajcie wioseł ze siłą,
zespoleni, skrzepieni wiarą,
zespoleni, wzniesieni duchem:
płyniecie w Arce wybrani
przed nami Noc i Szatani
trupy za wodą płyną,
już ciało jadem przegniło;
upiory w powietrzu krążą,
na wodach widma szaleją,
za nami, za nami dążą, —
ręce w kajdanach słabnieją,
przykowałeś nam ręce łańcuchem
zespoleni, wzniesieni duchem,
płyniecie w Arce wybrani,
imajcie wioseł z mocą
imajcie wioseł siłą,
niepatrzcie na płynące ciała,
trupy za wodą płyną,
spychajcie wiosłem, niech giną
w przepaści, Nocy, Otchłani.
Trupy na łódź się walą,
woda przyrzuca je falą,
ciała się z wodą chwieją,
za łodzią, za łodzią płyną
Spychajcie wiosłem, niech giną
W kajdanach ręce słabnieją
Niepatrzcie na płynące upiory
Czyli woda, czyli trupów zapory:
woda się wzdeła wałami
Szatany, Szatany nad wodami
Widma w powietrzu szaleją,
lecą skrzydlate żarłoki,
przysiądą i trupy żreją
Niepatrzcie
ręce słabnieją;
ciała się z wodą chwieją,
za łodzią, za łodzią płyną,
nastają z falą, nastają,
nawy się tonące czepiają;
przepadniem w lichej barce
płyniecie w Swiateł Arce;
w około Noce szaleją,
upiorów ćma skrzydlata, —
niepatrzcie....
trup mego brata
łodzi się uczepił ręką
wioślarzu, zapomnij brata,
nie czas płakać nad bratem,
wiosłujesz światło świata
mój ojciec, trup mego ojca
z krwawiącą rozbitą szczęką,
ochlusnął mnie krwi szkarłatem
przyodziej się krwi szkarłatem,
wstąpiłeś do męki ogrojca,
wyrzekłeś się ojca dla Sprawy,
przysięgałeś, że idziesz do Sławy,
wiosłujesz światło świata,
zapomnij ojca i brata
oto matka moja poraniona
na pokładzie upada i kona,
krew z ust bucha, ostatnia to męka;
szat moich czepia się ręką,
ręka przy sterze słabnieje
nie zejdziesz nim świt zadnieje,
choć matka śmiertelnie raniona,
przez krew będziesz Arkę prowadzić,
poprzysiągłeś był Sprawy nie zdradzić:
nie zejdziesz, choć serce szaleje
O męko, straszliwa męko;
uwolnij, przez krew łódź płynie;
woda krwią płynie czerwona
ze krwi ofiarę uczynię
a ofiara będzie policzona
o matko, ty umęczona
a Syn się poprzysiągł Sławie;
kajdany mym rękom ciążą
o bracie, żelaza mnie wiążą,
żem duszę zaprzedał Sprawie
serce i duszę zakrwawię;
trupy koło nas krążą
pochodnia dogasa, pochodnia!
pochodnia dogasa u steru.
Niepatrzcie, niepatrzcie do steru.
W powietrzu jęk, gaśnie pochodnia!
Niesłyszcie powietrznych jęków,
nad światem przechodzi Zbrodnia,
zbrodnia się stała u steru.
Krew trysła, krwią spłynęła pochodnia,
upiory się zbiegają do żeru,
niepatrzcie, — niepatrzcie do steru!
Niewidzim, kto na okręcie!
wokoło Noce, Otchłanie.
Gdzie płyniem, na czyje zaklęcie;
coże nam po Sławie, po Sławie,
gdy serce zlękłe w obawie
o ród nasz, o braci, ojce;
zaszliśmy w męki ogrojce;
coże nam po sławie, po sławie!
próżna nam Arka i Sława,
gdy serce szaleje trwogą,
w około śmiertelna jawa.
1. Pochodnia w łęku dogasa
2. niewidzim kto na okręcie,
3. trupy, wał trupów w odmęcie,
fale się wzdymają od ciał;
jako od raf i skał,
łódź się na trupach przegina.
Larwy, piekielne upiory,
Szatanów kłamliwe Piekła,
niepatrzcie, kto sercem chory,
kogo miłość kłamliwa urzekła.
1. O poznaję ojca!
2. patrzę syna!
3. o matka!
4. o dziecię zabite!
fala jak kołyska je trąca
5. o żono! patrzy tonąca!
Nie patrzcie, piekielne larwy,
kłamliwa was miłość urzekła,
głąb wyrzyga widma Piekła.
Kłamliwa nas miłość urzekła,
do twojej wstępować łodzi,
pochłoną nas fale powodzi,
potopu zaleją nas wody;
przyrzekałeś, przyrzekłeś Gody.
Przysięgaliście na Smierć i na Mękę,
przysięgliście na chorągiew Zbawienia,
Duch wasze złączył Sumienia,
Sprawie przysięgliście rękę.
Odprzysięgamy sumienia,
żądamy odprzysiądz rękę,
na Smierć zawiodłeś i Mękę.
Niegodni, niegodni istnienia!
przecz Smierci lękacie się trwogą,
zaparliście się tworzenia,
odprzysięgliście sumienia,
cóż ręce wasze mogą. —
Trwożliwe duchy, zaprzańce
precz w Otchłań, w Noc zapomnienia,
Niegodni, niegodni istnienia
przecz daremno śle Niebo błyskańce!
Będziesz słyszeć gromy potępienia:
Duch nad cię przemówi Słowo.
Oto mową mówi piorunową,
oto prorok, prorok, oto lew,
oto w koło Noc i morze krwi.
Mieliście być jako lwi! —
W koło Noc i morze krwi,
we świętej Arce płynący
wśród odmętów, otchłannej topieli,
jakoście pierwsi pośpieli,
jakoście pierwsi powstali.
Jak wytrwać, w około burze,
niebo zawieruchy chłoną,
mgły w koło, przepaście odmętu,
na pokładzie krwi ciepłej kałuże.
O ręce we krwawej jusze,
nie przeniesiem odrazy i wstrętu,
proroku, gdzie wiedziesz wybrańce?
Obiecywałeś Raj złoty,
słoneczne kwiatów pogody,
a krwią spłynęły narody.
Na Gody was wiodę, na Gody,
krwią żywą spłynęły narody,
omyj się we krwawej jusze.
Jawny lęk porywa dusze,
my w grzechu, we krwawej jusze
przez Noc płyniemy w niemocy,
słabniemy, słabniemy, słabniemy.
Pochodnia i Swiatło gaśnie.
Na Gody was wiodę, na Gody,
oto Swiatło, pochodnia co gaśnie;
oto Swiatło serca utajone
żywym już ogniem rozjaśnię,
będzie Swiatło żywe dopełnione.
Ogień zanieca na łodzi!
chce spalać desek pokłady,
do Zagłady dąży, do Zagłady.
1. Co czynisz proroku, klęski,
2. czyn-ogień zanieca w łodzi,
3. trupy w ogniowej powodzi,
powiedzie hetman zwycięzki;
4. Co czynisz proroku klęski!
Umarłe! Smierć was odrodzi!
zapalam desek pokłady,
dopełnię dzieła zagłady.
Zagładą grozi, zagładą, — —
ogień się ima łodzi!
O patrzcie, u steru pokładu
Smierć, Smierć ster wodzi!!
Niemasz lęku i trwoga daremna,
oto Noc płomieniem czerwona,
łódź z wami ogniem szalona,
patrzajcie Smierć ster wodzi!
Dopełni dzieła zagłady
Zmartwychpowstania przysięga!
Ze Smierci ciał się urodzi
Duch Słowo, Słowo potęga!
Ogień już steru sięga,
płomieniem ster porze odmęty,
przeklęty prorok, przeklęty.
Spełnione dzieło zagłady,
Zmartwychpowstania Przysięga!
Giniemy, belki się walą,
Smierć, Smierć u steru łodzi,
płomienie piersi palą.
Zmartwychwstaniecie młodzi!