[322]
Letnisko
...Podpetersburskie te sceny, które piaskiem niedzielnym
Przesypywał w klepsydrze Czechow, a białym obrusem ścieliła Akmeistka;
Panów w słomkę kapeluszową i w zarost ubranych,
Damy posuwiste falbankami do filiżanek,
Dzieciarnię złotą i strojną w majtasy poza kolana,
Motyle ciężkie jak owoce w siatkach;
Stoją te sceny naokoło mnie — chorego —
Jakże łagodnie przez czas nie odmienione.
Bo na letnisku jestem, w dorodnych okiściach rodziny
Pobladły z poselstwa wątroby jak brat, co wrócił z Misji
I teraz zdobi leżak. Uzupełniam kompozycję
Pełną ruchu, młodzieńczej opalenizny w oku ogrodowego akwenu
Rozbrykanych piłek.
Ból mam przyjaźnie uśmiechnięty i sprzyjający herbacie.
...Bo też coraz ktoś przychodzi. Przygląda się badawczo
I czyta moje ręce, zagląda do odsyłaczy, które w tym wypadku
Lubi sobie przedstawić jako gońców śmierci. W powietrzu są ważki
Takie nadobne. Serso je wolutuje kapryśną wolutą.
„Jakże oni mnie lubią — myślę — w tej niespodziewanej roli
Mizernego mężczyzny, któremu właśnie książka
Wypadła z dłoni w sąsiedztwo wiaderka i łopatki
[323]
Dziecięcej;
Który ogląda triumfalny film ich przemijającego odpoczynku
Przez tlejące zasłony kołujących kultur”.
...Jakże oni się zdziwią. Na tej fotografii
Z albumu, porzuconego nie tutaj i na wiek przed nimi.