[71]
Lida i Amor.
Śród ogrodu o rozkosznej woni
Lida, dziewczę w całej wdzięków sile,
Za kwiatkami niby motyl goni,
A różyczki, lilie... w białej dłoni
Na wianuszek składają się mile.
Gdy tak szybko rośnie wianek duży,
Niespodzianie w najpiękniejszej róży
Ukrytego spostrzega Amora:
Więc dzieweczka do uniesień skora,
Wiążąc zdrajcę, woła: niech mi służy!...
Ale Amor, w bojach niestrudzony,
Do zapasów ma siły ochocze,
On nie w takie dostawał się szpony!
Więc się żwawo bierze do obrony,
Skrzydełkami ze zgrozą trzepocze...
I by prędzej wyfrunąć z niewoli,
Ze wstążeczką się strasznie mozoli,
Niby dziecię, a z odwagą męża
Wszystkie siły w tej walce wytęża,
Jeszcze chwilka i... już się wyzwoli...
Gdy swoboda tuż... tuż... niedaleko,
Amor, walcząc, spojrzał ku dziewczynie:
Co za buzia!... istnie krew i mleko,
Co za oczy!... niby żarem pieką,
Sama Wenus przy wdziękach jej ginie!...
Na wosk mięknie mu serce ze stali,
Niby z wstążką boryka się dalój,
Lecz obrona idzie mu nie sporo...
Więc do bogów modli się z pokorą,
By mu klęskę, nie tryumf zesłali.
Coś mu w duszy smętno, nie różowo,
Gdy swobody nadchodzi już pora;
Więc do Wenus rzecze: O królowo,
Wymów, błagam, przebaczenia słowo
I nowego poszukaj Amora!...
Czemu gniewem pałają twe skronie?...
Wszak jam uległ po długiej obronie!...
A jeżeli mam kiedy królować,
To mię, matko, do grobu nie prowadź
I na Lidy pozwól zasiąść tronie!
(J. A. Święcicki).