[65]
HARFY DAWIDA.
Noc roztaczała wielkiej cichości tajnice,
Słuchaliśmy jak w dali pieją fale morza,
Zatracając się sercem w przedziwnej muzyce...
Harfy Dawida zdały się łkać śród przestworza.
Księżyc wschodził, ja zasię śniłem w jego blasku,
Śniłem, że on li dla nas wszedł na nieba stropy,
I że miłosne fale igrają na piasku,
By mogły mrzeć, całując przeczyste twe stopy...
Że jest nas tylko dwoje na szerokiej ziemi:
Żem niegdyś był zbłąkany, pomroczny, bez siły, —
Ale tej nocy harfy z strunami złotemi
Miłością rozpłakały mię — i — wyzwoliły!
I że wszystko zmieniło się w cudu jałmużnę,
Gdym tak płakał, oparłszy skroń o twe kolana...
I jak serce me — niebo już nie było próżne,
Lecz oto dusza Boża była na nas zlana.