[485]
11. Lis i kozioł.
Już był w ogródku, już witał się z gąską,
Kiedy, skok robiąc, wpadł w beczkę wkopaną.
Gdzie wodę zbierano;
Ani pomyśleć o wyskoczeniu.
[486]
Chociaż wody nie było i nawet nie grzązko,
Studnia na półczwarta łokcia:
Za wysokie progi
Na lisie nogi.
Zrąb tak gładki, że nigdzie nie wścibić paznogcia.
Postaw się teraz w tego lisa położeniu!
Inny zwierz pewno załamałby łapy
I bił się w chrapy,
Wołając gromu, żeby go dobił.
Nasz lis takich głupstw nie robił:
Wie, że rozpaczać jest to zło przydawać do zła.
Zawsze maca wkoło zębem
A patrzy w górę. Jakoż wkrótce ujrzał kozła,
Stojącego tuż nad zrębem,
I patrzącego z ciekawością w studnię.
Lis wnet spuścił pysk na dno, udając, że pije;
Cmoka mocno, głośno chłepce
I tak sam do siebie szepce:
„Oto mi woda! Takiej nie piłem, jak żyję!
„Smak lodu, a czysta cudnie!
„Chce mi się całemu spłukać,
„Ale mi ją szkoda zbrukać,
„Szkoda!
„Bo co też to za woda!“
Kozioł, który tam właśnie przyszedł wody szukać:
„Ej! — krzyknął z góry — ej! ty ryży kudła,
„Wara od źródła!“
I hop w dół. Lis mu na kark, z karku na rogi,
A z rogów na drąg — i w nogi.
A. Mickiewicz.