List Seneki do Lucyljusza

<<< Dane tekstu >>>
Autor Jerzy Żuławski
Tytuł List Seneki do Lucyljusza
Pochodzenie Bajka o człowieku szczęśliwym
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. 1914
Druk Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LIST SENEKI
DO LUCYLJUSZA
PRZEKŁAD
Dokądkolwiek się zwrócę, starości swej widzę świadectwa. Przybyłem oto do podmiejskiej siedziby mojej i swarzyłem o wydatki skróś rozsypującego się domostwa: rzecze mi włodarz, nie jest winą niedbalstwa jego; on wszystko czyni, ale dom jest już stary. Ten dom wzrósł pod moją ręką... Cóż mnie pozostało, jeśli zwietrzałe już są głazy, rówieśniki moje? Rozgniewany nań, pochwytuję najbliższą sposobność zrzędzenia. Widzi mi się, rzekę, iż się tu zaniedbuje one jawory; zgoła nie mają latorośli: jakże koślawe i obeschnięte są konary! jak smutne i omszałe pnie! Nie padłoby to na nie, gdyby je kto był okopywał, gdyby je był podlewał! Klnie się na gienjusza mego, że wszystko czyni ani troski w czem skąpi, ale drzewa są już stare. Niechaj to między nami zostanie: jam-ci je sadził, jam-ci pierwszy ich liść widział... Zwróciwszy się ku wrotom: Któż jest, rzekę, ów strupieszalec i słusznie u wyjścia postawiony? precz mu się już iść patrzy. Kędyś nalazł takiego? cóż cię skusiło, obcego trupa tu zwłóczyć? Aliści ów: Nie poznajesz mnie? pry, jam jest Felicjo, któremu zwykłeś był kukły przynosić; jam jest Filozyta, włodarza twego syn, twój ulubieniec. Zaprawdę, rzekę, on bredzi. Już-ci się gawiedź mieni moim ulubieńcem! A zresztą być to może, — owo mu zęby co zwiększa wypadują...

Winienem to wiejskiej siedzibie mojej, iż mi starość ma, dokądkolwiek się zwrócę, na oczach staje. Przyjmijmyż ją z otwartemi rękoma i miłujmy; rozkoszy-ć jest pełna, jeśli umiesz jej zażywać. Najwdzięczniejszy jest owoc, gdy spada, — chłopięcych lat urok nawiętszy, skoro uchodzą — miłośników wina cieszy upojenie ostateczne, ono, które pogrąża, które oszołomieniu pośledni wieniec nasadza. Co najsłodszego rozkosz wszelaka ma w sobie, na koniec swój odkłada: najsłodszy jest wiek skłaniający się już, a nie zapadający jeszcze, i jakkolwiek na ostatnich przystawa postojach, sądzę, iż ma swoje rozkosze, a przynajmniej to jedno następuje w miejsce rozkoszy: zgoła ich nie łaknąć. Jakże słodko jest żądze prześcignąć i ostawić! Przykro jest, rzeczesz, śmierć mieć przed oczyma? Naprzód ona tak młodzieńcowi przed oczyma stać winna, jako i starcu; boć nas nie z listy wołają, — powtóre nikt nie jest tak stary, aby się nieprawie dnia jednego spodziewał. Jeden dzień zasię stopniem jest żywota, — wiek cały z części utworzon, a kręgi ma określone większe mniejszemi. Jest-ci taki, co wsze inne obejmuje i zawiera; ten sięga od narodzin po dzień ostatni, — jest inkszy, co lata młodzieńcze wyklucza, — jest, który całe dzieciństwo w zakres swój ściąga, jest wreszcie rok sam, wszystkie w sobie mieszczący czasy, z których pomnożenia życie się składa. Miesiąc ciaśniejszem zakreślony kołem; najkrótszy jest obieg dnia, lecz i ten od poczęcia ku końcowi zmierza, od wschodu ku zachodowi. Przetoż Heraklitus, któren gwoli mów niejasności przydomek wziął Skotinos, powiedział: Jeden dzień rówien wszystkim. Inny to zasię inaczej ujął, mówiąc, jako jest równy godzinami, — a nie skłamał. Bo jest-li dzień czasem dwudziestu czterech godzin, konieczna jest, by równe były wszystkie dni między sobą: noc bowiem dostaje, co dzień utraca. Inszy równym być dzień mieni wszystkim z podobieństwa; nic bowiem niema czasu przeciąg najdługszy, czegobyś w dniu jednym nie nalazł: światło i ciemności i kolejne świata przemiany. A noc ona jednostajniejsza to je ukróca, to wydłuża. Owoż tak dzień każdy urządzić należy, iżby streszczał w sobie dni cały szereg i wchłaniał a wypełniał życie. Pakuwjus, co przez los był Syrją zawładnął, kiedy winem i owemi stypami święcił sobie objaty, tak od biesiady w łożnicę bywał noszony, iż mu wśród oklasków pacholąt w zgodne to śpiewano głosy: βεβίωκε, βεβιωκε — i tak się żadnego dnia w grób składać nie zaniedbywał. Co ze złego tenże czynił sumnienia, w dobrem my czyńmy, a do snu iść mający, mówmy weseli i niezatroskani: Vixi et quem dederat cursum fortuna peregi. A jeśli nam Bóg dzień jutrzejszy dorzuci, weseli przyjmiemy. Ów-ci jest najszczęśliwszy i samego siebie posiadacz bezpieczny, kto jutra bez niepokoju wygląda. Ktokolwiek powiedział: Przeżyłem, — do niespodzianego codziennie zysku się budzi.
Aliści pora mi list już zakończyć. Tak, rzeczesz, bez nijakiego dla mnie gościńca przybędzie? Nie obawiaj się, przynosi-ć nieco z sobą; jakoż rzekłem: nieco? — wiela. Cóż przedniejszego bowiem nad ten głos, który mu k'tobie zanieść poruczam: Źle jest żyć pod przymusem, ale pod przymusem żyć, niemasz przymusu. A co, jeśliby się jaki nalazł? stoją-ć zewsząd otworem liczne drogi do wolności, krótkie, łatwe. Bogu niech będą dzięki, iż nikt przy życiu zatrzymanym być nie może; zdeptać godzi się przymus. Epikurus to, rzeczesz, powiedział; co-ć z tem, co cudze? Co jest prawdziwe, jest moje; i Epikura nie poniecham ci przywodzić, aby owi, którzy radzi klną się na słowa a cenią nie to, co jest powiedziano, lecz przez kogo, poznali, że co doskonałe, dobrem jest powszechnem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jerzy Żuławski.